Magda Linette z trudem powstrzymywała łzy, gdy 12 miesięcy temu z powodu kontuzji uda skreczowała w meczu otwarcia Australian Open (jej rywalką była Dunka polskiego pochodzenia Caroline Wozniacki). W poprzednim sezonie ani razu nie udało jej się wygrać spotkania singlowego w tej prestiżowej rywalizacji. Co najmniej kilka razy podczas pojedynku z Moyuką Uchijimą wydawało się, iż tenisistka z Poznania przełamie wreszcie czarną serię, która rozpoczęła się 31 sierpnia 2023 roku (przegrany mecz 2. rundy US Open). Ale jej zła passa trwa i na jej przerwanie trzeba jeszcze poczekać co najmniej pięć miesięcy.
REKLAMA
Zobacz wideo Dlaczego Iga Świątek nie mogła grać? "W tenisie są równi i równiejsi"
Polskie występy w głównej drabince tegorocznej edycji Australian Open miała zainaugurować w niedzielę Maja Chwalińska, ale z powodu deszczu jej spotkanie zostało przełożone. Zainicjowanie rywalizacji przez Biało-Czerwonych przejęła w poniedziałek Linette, ale nie był to wymarzony początek.
Australian Open to turniej, który na stałe zapisał się w tenisowym CV Linette. W żadnej innej imprezie wielkoszlemowej nie przeszła dotychczas trzeciego etapu rywalizacji, a na antypodach dwa lata temu odniosła zaś życiowy sukces, docierając aż do półfinału. Wówczas też w jej boksie podczas kluczowych meczów gościnnie pojawiła się Agnieszka Radwańska, która występowała w Melbourne w turnieju legend. Teraz legenda polskiego tenisa znów jej towarzyszy, ale w nowej roli - w okresie przygotowawczym dołączyła do jej sztabu szkoleniowego.
Dwukrotna półfinalistka Australian Open (2014 i 2016) najpierw miała powody do zadowolenia, bo 40. w światowym rankingu Linette bardzo dobrze rozpoczęła poniedziałkowy pojedynek. Często chodziła do siatki, co przynosiło jej dobry efekt i skutecznie skracała czas na reakcję sklasyfikowanej o 23 pozycje niżej i młodszej o dziewięć lat rywalce. Radwańska mogła bić brawo, gdy poznanianka w czwartym gemie wykorzystała pierwszą okazję na przełamanie, a po chwili utrzymała podanie i powiększyła przewagę do 4:1.
Wówczas wydawało się, iż to dość bezpieczna przewaga, ale uśmiech zniknął z twarzy byłej drugiej rakiety świata zasiadającej obok głównego szkoleniowca Linette - Marka Gellarda - gdy po kilku minutach na tablicy wyników był znów remis. Urodzona w Kuala Lumpur Uchijima wykorzystała słabszy moment w grze rywalki, która siódmego gema zakończyła podwójnym błędem serwisowym. Na szczęście dla swoich kibiców Polka po chwili wróciła do lepszej gry, a po stronie Azjatki znów zaczęły się mnożyć niewymuszone pomyłki. W dziesiątym gemie zaliczyła m.in. dwa podwójne błędy, które ułatwiły Linette domknięcie tej partii.
Spotkanie Polki i Japonki rozpoczęło się z niewielkim opóźnieniem z powodu problemów technicznych. W pierwszej partii realizatorzy transmisji mieli kłopoty z kamerą pokazującą grę zza pleców tenisistek, a to podstawowe ujęcie wykorzystywane w tym sporcie. W drugiej odsłonie większe problemy dopadły także Linette, która już na wstępie straciła podanie. W czwartym gemie miała aż cztery okazje, by doprowadzić do remisu, ale nie wykorzystała żadnej. Uchijima z kolei pokazała grę, która w poprzednim sezonie - zaczętym poza Top170 - pozwoliła jej na awans pod koniec października na 55., najwyższą w karierze pozycję (zdobywała wtedy głównie punkty w turniejach niższej rangi). Zdominowała w tej części spotkania bardziej doświadczoną Polkę i doprowadziła do trzeciej, decydującej partii.
Historia dotychczasowych pojedynków Linette i Japonki przemawiała wyraźnie na korzyść pierwszej z zawodniczek. Ta wygrała wszystkie trzy wcześniejsze konfrontacje, ale po drugim secie można było mieć obawy co do finalnego rozstrzygnięcia meczu numer cztery. Przewagi Polce nie dawały też jej wcześniejsze wyniki z tego sezonu. Obie tenisistki gwałtownie kończyły występ w dwóch turniejach WTA, które były dla nich przygotowaniem do występu w Australian Open.
W secie numer trzy zwrotów akcji było ogrom. Obecni w Melbourne kibice Linette wyraźnie się ożywili, by wesprzeć swoją tenisistkę w powrocie do lepszej gry. Na początku zadziałało to bardzo dobrze - ta wygrała trzy pierwsze gemy, a Radwańska znów biła brawo i kiwała z zadowoleniem głową. Wymieniała też spokojnie uwagi z Gellardem. Linette sprzyjało też szczęście - w pewnym momencie po jej zagraniu piłka po taśmie przeszła na drugą stronę i rywalka nie miała szans na skuteczną interwencję.
Ale Japonka nieco później po "breaku" traciła tylko gema. Było to pierwsze z pięciu kolejnych przełamań w tej partii. Po niespełna dwóch godzinach - przy prowadzeniu 5:3 Linette miała piłkę meczową. Tyle iż po chwili ta była już tylko wspomnieniem, bo Polka zaczęła popełniać błędy, a Uchijima nie dała ponieść się emocjom i nie myliła się. Zaraz potem Azjatka doprowadziła do remisu, utrzymując podanie. Zacięta rywalizacja trwała do końca i przy stanie 6:6 stało się jasne, iż decydujący będzie super tie-break rozgrywany do 10 punktów.
- Emocjonalny rollercoaster - podsumowała komentatorka Eurosportu Justyna Kostyra, oddając odczucia wszystkich oglądających to spotkanie.
Linette zaczęła super tie-breaka od prowadzenia 2-0, ale cztery kolejne akcje należały do Japonki. Polscy kibice znów się ożywili, gdy Polka prowadziła 7-5. Radwańska ponownie dopingowała dawną koleżankę z kortu, a teraz podopieczną. Ale nic z tego, ostatnie słowo należało do rywalki, która wykorzystała drugą piłkę meczową.