Było 2:2, 40:0, gdy Świątek zaczęła przepraszać. Ukrainka aż zasłoniła twarz

3 tygodni temu
Zdjęcie: screeny z Canal+


Iga Świątek miała dwa uderzenia kończące, gdy Dajana Jastremska miała ich aż 15! - Wszystko od niej zależy na korcie, tak to trzeba ocenić - mówił o Ukraince komentator. Dopiero 48. zawodniczka światowego rankingu mocno postawiła się wiceliderce w trzeciej rundzie turnieju WTA 1000 w Dubaju. Trudno nie odnieść wrażenia, iż walka rozgorzała zwłaszcza po pewnej akcji Świątek przy siatce. Ale po secie wyszarpanym, w drugim Iga już rozbiła rywalkę i wygrała cały mecz 7:5, 6:0.
- To jest Daja Jastremska z Linzu – stwierdziła Klaudia Jans-Ignacik już przy wyniku 1:1 i 30:30. Po chwili Ukrainka miała szansę na przełamanie serwisu Igi Świątek. Polka się obroniła, wyszła na 2:1. Ale pewnie nie tylko komentatorce Canal+ przypominały się ostatnie udane występy Jastremskiej.


REKLAMA


Zobacz wideo


Dwa tygodnie temu 48. zawodniczka rankingu WTA była w finale turnieju w Linzu. Przegrała go 6:2, 3:6, 5:7 z Jekatieriną Aleksandrową. Ale we wcześniejszych rundach pokonała m.in. Marię Sakkari, wygrywając jednego z setów 6:0. Generalnie od początku roku Jastremska wygrała 10 z 15 meczów. W najważniejszym turnieju – Australian Open – dotarła do trzeciej rundy, gdzie przegrała 3:6, 4:6 z Rybakiną.
Rywalka Świątek atakowała tak, jakby przypomniały się jej najlepsze mecze
W Melbourne Jastremska grała solidnie, choć nie powtórzyła największego sukcesu w życiu, jaki osiągnęła tam rok temu, gdy w Australian Open doszła aż do półfinału. A startowała z kwalifikacji. Wtedy była rewelacją. Wtedy pokazała, iż może zagrozić każdemu – w ćwierćfinale pokonała Lindę Noskovą, która wcześniej w trzeciej rundzie sprawiła sensację, eliminując Świątek (wówczas numer 1 rankingu WTA). A wcześniej wygrała m.in. z Marketą Vondrousovą (numer 7 w tamtym turnieju), czyli mistrzynią wielkoszlemową, z Wiktorią Azarenką (nr 18), czyli inną mistrzynią wielkoszlemową, i z jeszcze jedną rozstawioną rywalką, Emmę Navarro (27).
Teraz w Dubaju, w starciu ze Świątek, od początku widzieliśmy, iż Jastremska ma w sobie ogień. Absolutnie wierzyła w siebie i w możliwość sprawienia sensacji. Grała bardzo twardo i bardzo ofensywnie. Nie dawała faworytce uciec, mimo iż kilka razy się na to zapowiadało.
Gdy Świątek pobiegła do siatki i wygrała wymianę na 3:2, 40:0 przy serwisie Jastremskiej, to Ukrainka ewidentnie mocno się zdenerwowała. To dlatego, iż Świątek bardzo mocno trafiła w taśmę i wydawało się, iż piłka za chwilę trafi w Jastremską. Na powtórkach było widać, iż Ukrainka bojąc się odruchowo zasłoniła ręką twarz. Iga przepraszała ją i od razu pod siatką, i jeszcze przed rozpoczęciem następnego punktu, gdy czekała już na odbiór serwisu rywalki. Po chwili Świątek przełamała rywalkę, ale choć wyszła na 4:2 i serwowała, to wcale nie oglądaliśmy już spokojnej „Jazdy" Polki po triumf w pierwszym secie.


Jastremska przełamała Świątek i było 3:4 przy jej serwisie. Wtedy Iga znów wyszła na dwugemowe prowadzenie (5:3) i serwowała. Zamiast zamknąć seta wynikiem 6:3, pozwoliła Jastremskiej kolejny raz przejąć inicjatywę i wobec zawodzącego serwisu znów straciła podanie. Przy wyniku 5:4 dla Świątek i serwisie Jastremskiej widzieliśmy jej ogromne kłopoty z serwisem – Ukrainka oddała punkty na 30:30 i 30:40 podwójnymi błędami. Ale gdy Świątek miała dwa setbole, to wtedy Jastremska wchodziła na najwyższy poziom i grała świetne uderzenia kończące z forhendu. Po akcji na 5:5 w gemach realizator transmisji wyświetlił nam statystykę winnerów. Była bardzo zaskakująca – w tamtym momencie Ukrainka miała ich aż 15, a Polka – zaledwie dwa.
Jednak nie wszystko zależało od rywalki. Świątek podniosła poziom
- Wszystko od niej zależy na korcie, tak to trzeba ocenić – stwierdził wtedy Maciej Zaręba, który komentował mecz razem z Klaudią Jans-Ignacik.
Na szczęście jednak nie wszystko zależało od Jastremskiej. W końcówce pierwszej partii Świątek wreszcie porządnie się skupiła i najpierw wygrała gema przy swoim serwisie, a przy prowadzeniu 6:5 przełamała rywalkę do zera.
W drugim secie od początku gra toczyła się już pod dyktando naszej tenisistki. Iga ograniczyła liczbę błędów (w pierwszym secie popełniła ich 13), a Ukrainka nie potrafiła tego zrobić (w pierwszej partii miała aż 16 winnerów, ale też popełniła aż 31 niewymuszonych błędów). Świątek wreszcie gwałtownie odjechała. Gdy prowadziła 7:5, 3:0, zanosiło się na koniec jej kłopotów. Zwłaszcza iż za 59 minut ostrej walki w pierwszym secie Jastremska zapłaciła kłopotami zdrowotnymi. Przegrywając 5:7, 0:3 Ukrainka poprosiła o przerwę medyczną i oglądaliśmy, jak na korcie fizjoterapeutka pomaga jej rozluźnić prawy bark.


W tamtym momencie luz przy jednoczesnej koncentracji pokazywała już Świątek. Po trzech gemach drugiego seta miała w dorobku już cztery winnery. O dwa razy więcej niż w całym pierwszym secie. Jastremska wróciła na kort, starała się walczyć, ale nic nie była w stanie zrobić przeciw Świątek już i czujnej, i bardziej ofensywnej, i spokojniejszej. I chyba Jastremska gwałtownie to zrozumiała, bo zaraz po przerwie medycznej została przełamana kolejny raz. A przegrywając 5:7, 0:4 przy serwisie rywalki już naprawdę trudno wierzyć w cud. Zwłaszcza gdy tą rywalką jest Świątek.
W ćwierćfinale turnieju WTA 1000 w Dubaju Świątek zmierzy się z Rosjanką Andriejewą (14 WTA) albo z Amerykanką Stearns (46 WTA).
Idź do oryginalnego materiału