- Jedno jest pewne: pod nieobecność Gabriela z meczu na mecz rośnie w Arsenalu Jakub Kiwior - powiedział Mateusz Borek w 90. minucie meczu londyńczyków z PSG w półfinale Ligi Mistrzów.
REKLAMA
Zobacz wideo W jakim klubie zagra w nowym sezonie Jakub Kiwior? Żelazny: Ten klub już jest dla niego za mały
I nie sposób się z tą opinią nie zgodzić. Mimo iż Arsenal przegrał pierwsze spotkanie 0:1, a reprezentant Polski nie ustrzegł się błędów, to ostatecznie nie można nie docenić jego kolejnego dobrego występu w najbardziej prestiżowych rozgrywkach na świecie. Występu, który Kiwior mógł choćby okrasić asystą i zostać jednym z bohaterów Arsenalu.
Kiwior rósł w Lidze Mistrzów
Dla Kiwiora był to już dziewiąty występ w tym sezonie Ligi Mistrzów. Regularne występy reprezentanta Polski w europejskich pucharach nie świadczyły jednak o jego silnej pozycji w drużynie Artety. Wręcz przeciwnie, Kiwior grał w fazie ligowej wtedy, gdy odpoczywali najważniejsi zawodnicy, a Arsenal mógł skupić się na rywalizacji w Premier League.
25-latek grał w podstawowym składzie w trzech ostatnich, najmniej istotnych spotkaniach przeciwko AS Monaco (3:0), Dinamu Zagrzeb (3:0) i Gironie (2:1). O tym, ile znaczyły te mecze, niech świadczy fakt, iż były to trzy z zaledwie czterech występów Kiwiora od połowy grudnia do połowy marca. choćby 90 minut w 1/8 finału przeciwko PSV Eindhoven (2:2) nie miało wielkiej wagi, bo tydzień wcześniej Arsenal wygrał u siebie aż 7:1.
Aż w końcu przyszedł dwumecz z Realem Madryt. Dwumecz, w którym wielu powątpiewało w szanse Arsenalu właśnie z uwagi na Kiwiora. Mało kto widział w Polaku godnego następcę kontuzjowanego Gabriela Magalhaesa, a tymczasem Kiwior nie tylko dał radę, ale należał też do najlepszych zawodników w drużynie Artety. Zdarzały się choćby głosy, iż Polak zagrał w dwumeczu lepiej od lidera defensywy Arsenalu - Williama Saliby. I choćby jeżeli były to opinie nieco przesadzone, to i tak pokazywały, jak długą drogę przeszedł w tym sezonie Kiwior.
I tak jak 25-latek rósł z meczu na mecz w tym sezonie Ligi Mistrzów, tak samo rósł w spotkaniu z PSG. Kiwior - jak cała drużyna - zaczął bardzo nerwowo, jednak z minuty na minutę nabierał pewności siebie i odwagi. W pierwszej połowie zabrakło dosłownie centymetrów, by Polak znów był jednym z bohaterów Arsenalu.
Nerwy na początku
Zanim jednak minęło 25 minut, po których Arsenal się obudził i zaczął stawiać opór PSG, drużyna Artety bardzo cierpiała. A w niej cierpiał też Kiwior, który pośrednio przyczynił się do utraty gola. To po jego niedokładnym podaniu do Mikela Merino już w 2. minucie Arsenal stracił piłkę, a za chwilę też bramkę.
Po rozegraniu rzutu wolnego PSG utrzymało się przy piłce ponad minutę, a po kapitalnej akcji gola na 1:0 strzelił Ousmane Dembele. Oczywiście nie jest tak, iż jedynym winowajcą tej sytuacji jest Kiwior, co w mediach społecznościowych sugerowało wielu kibiców. Ci wskazywali, iż Polak mógł być piłkarzem, który powinien doskoczyć do pozostawionego na linii pola karnego Dembele. Analiza całej sytuacji wykazała jednak, iż w pressingu Arsenalu zawiódł najpierw Gabriel Martinelli, a później Merino, którzy w początkowej i końcowej fazie akcji nie doskoczyli do gwiazdy PSG.
Kiwior nerwowo zachował się też niedługo później, kiedy po dobrym wyjściu Arsenalu spod pressingu gości Polak zagrał bardzo niedokładnie do Martinellego. Długo były to jedyne zagrania Kiwiora, o których mogliśmy w ogóle mówić. Mimo iż Polak ustawiał się szeroko przy linii z lewej strony, nie otrzymywał podań, kiedy Arsenal rozpoczynał atak pozycyjny.
Nie wiemy, w jakim stopniu było to spowodowane taktyką, a w jakim indywidualnymi wyborami jego kolegów, ale fakty są takie, iż Kiwior potrzebował odwagi, by w tym meczu zaistnieć. I pobudzić Arsenal do ataku.
W 24. minucie Polak urwał się obrońcom PSG i oddał strzał po dośrodkowaniu Martina Odegaarda z rzutu wolnego. Mimo iż piłkę spokojnie złapał Gianluigi Donnarumma, to Kiwior podobnie jak w niedawnym meczu ligowym z Crystal Palace (2:2) stworzył zagrożenie pod bramką rywala i dał swojej drużynie impuls. A niedługo później mógł zostać jej bohaterem.
W 37. minucie długie podanie w kierunku Kiwiora posłał David Raya. Polak wygrał pojedynek z Achrafem Hakimim i wycofał piłkę do Merino, którego w ostatniej chwili uprzedził Joao Neves. Portugalczyk był minimalnie szybszy i dźgnął piłkę przed Hiszpanem, który miał doskonałą okazję do strzelenia gola na 1:1.
Jeden z najlepszych w drużynie
"Ale Kiwior jak wysoko wychodzi" - napisał na portalu X Michał Okoński z "Tygodnika Powszechnego". Coraz większa odwaga w grze Polaka widoczna była gołym okiem. W 52. minucie Kiwior oddał choćby strzał sprzed pola karnego, jednak został zablokowany.
Na kwadrans przed końcem spotkania po jednym z przerzutów Polaka na prawą stronę na trybunach Emirates Stadium rozległy się gromkie brawa. Kiwior próbował rozgrywać, napędzać akcje Arsenalu, ale to wszystko mogłoby nie mieć znaczenia, gdyby więcej szczęścia mieli Dembele i Bradley Barcola.
Pierwszy w 63. mógł znaleźć się w sytuacji sam na sam z Rayą po niedokładnym wprowadzeniu piłki przez Kiwiora. Drugi w 84. minucie wygrał z Polakiem przebitkę, a chwilę później strzelił minimalnie obok bramki Arsenalu.
Szczęście oddało Kiwiorowi to, co zabrało w pierwszej połowie. Ostatecznie Polak miał 85 proc. skuteczności podań, wygrał jeden z dwóch pojedynków, oddał jeden celny strzał i miał jedną udaną próbę dryblingu. Nie tylko statystycznie Kiwior był jednym z najlepszych zawodników Arsenalu przeciwko PSG, co z jednej strony może go budować, ale z drugiej daje odpowiedź na to, dlaczego po pierwszym spotkaniu bliżej finału Ligi Mistrzów jest PSG.