Było 0:4, kiedy Świątek ruszyła w pogoń. Koszmar w Stuttgarcie

1 dzień temu
- Zastanawialiśmy się, jak będzie wyglądał ten mecz i w najczarniejszych snach nie przypuszczaliśmy, iż tak - stwierdził komentator Canal+ Żelisław Żyżyński, gdy Iga Świątek przegrywała z Jeleną Ostapenko 0:4. W ćwierćfinale turnieju WTA 500 w Stuttgarcie wiceliderka światowego rankingu znów mierzyła się ze swoim koszmarem. Z Łotyszką Świątek grała dotychczas pieć razy i pięć razy przegrała. Niestety, Polka się nie obudziła. Mecz skończył się wynikiem 3:6, 6:3, 2:6 i dla Świątek skończył się już jeden z jej ulubionych turniejów.
Jelena Ostapenko jest 24. w światowym rankingu. Iga Świątek w zestawieniu WTA zajmuje drugie miejsce. Młodsza o cztery lata Polka statystycznie bije Łotyszkę na głowę też pod wieloma innymi względami (na przykład wygrała pięć turniejów wielkszolemowych, a rywalka – tylko jeden). Ale gdy te dwie tenisistki dzielą kort, to – niestety dla nas – zawsze rządzi, a ostatnio wręcz dominuje ta teoretycznie słabsza.


REKLAMA


Zobacz wideo Kamery są prawie wszędzie. "Świątek będzie musiała się tłumaczyć"


Dwa miesiące temu Ostapenko zbiła Świątek 6:3, 6:1 w półfinale w Dosze. Tak, zbiła. To był taki mecz, w którym Polka nie miała nic do powiedzenia. I w którym wyglądała tak, jakby była pogodzona, iż nic nie może zrobić. Przebieg tamtego półfinału dziwił, bo przecież w Dosze Świątek generalnie czuje się jak w domu – wygrała tam cały turniej w 2022, 2023 i 2024 roku. A ostatnio Ostapenko weszła do domu Świątek i zrobiła swoje porządki.
Teraz panie zmierzyły się w kolejnym miejscu, w którym Polka czuje się bardzo dobrze. W Stuttgarcie Iga wygrywała imprezę swojego sponsora – firmy Porsche – w 2022 i 2023 roku. Przed rokiem dotarła do półfinału i jeżeli tamten wynik był rozczarowujący, to co powiedzieć o tym?
Świątek nie mogła się skalibrować
- Widać, iż Iga stara się grać agresywnie, ale jeszcze musi skalibrować swoje uderzenia – mówiła Paula Kania-Choduń po pierwszym gemie, błyskawicznie wygranym przez Ostapenkę. – Pierwszy serwis musi być w korcie – podkreślała komentatorka, gdy po 12 minutach było 0:3 i Polka szykowała się do swojego drugiego w meczu gema serwisowego. Jego też przegrała. - Zastanawialiśmy się, jak będzie wyglądał ten mecz i w najczarniejszych snach nie przypuszczaliśmy, iż tak, iż będzie aż tak bardzo przypominał mecz z Dohy – smucił się Żelisław Żyżyński, który razem z Kanią-Choduń komentował mecz na antenie Canal+.
Żadnym pocieszeniem nie było to, iż od stanu 0:4 Ostapenko zaczęła grać trochę gorzej. Owszem, będąca na wysokim prowadzeniu Łotyszka popełniała więcej błędów niż w imponujących 16 minutach, które wystarczyły jej do wyjścia na 4:0. Ale co z tego, skoro Świątek grała może już nie źle, ale najwyżej w kratkę? Gdy Polka zmniejszyła straty na 3:5, to Łotyszka tak wzmocniła serwis, iż gema na 6:3 wygrała do zera. A pierwszą partię zamknęła dwoma asami.


Po pierwszym secie widzieliśmy w statystykach, iż Świątek zagrała tylko trzy uderzenia kończące przy 10 takich Ostapenki. I iż Polka popełniła 12 niewymuszonych błędów, a Łotyszka – dziewięć. Ale jeszcze bardziej niż zdecydowania, ciągłej ofensywy i pewności siebie Świątek mogła zazdrościć rywalce serwisu. W pierwszej partii Polka wygrała tylko 33 proc. punktów zarówno po swoim pierwszym, jak i po drugim podaniu. Łotyszka miała odpowiednio 54 i aż 64 proc. wygranych punktów po swoich serwisach.
Świątek zaczęła żyć
Drugiego seta Świątek zaczęła od podwójnego błędu serwisowego. Po nim zaliczyła asa, a po asie sprezentowała punkt rywalce, znów robiąc podwójny błąd serwisowy. Mimo to jakoś - bardziej chyba siłą woli niż czystym tenisem - nasza zawodniczka wyszła na prowadzenie. W kolejnym swoim gemie serwisowym Świątek obroniła breakpointa i nagle, prowadząc 2:1, powiększyła przewagę na 3:1. Gema serwisowego Ostapenki Świątek wygrała do zera. Z wydatną pomocą częściej mylącej się przeciwniczki. Ale to nie był nasz problem, iż Ostapenko grała, jak to ujął Żyżyński, kasyno-tenis. Nam zaczynało się podobać cokolwiek w grze Świątek. Przede wszystkim chyba to, iż pojawiło się w nim życie.
Świątek świetnie się broniąc i przedłużając wymiany poniekąd zapraszała do popełniania błędów niecierpliwą rywalkę. A gdy Iga zmuszała Jelenę do biegania, o jej pomyłki było łatwiej. Przy stanie 3:6, 3:1, 40:40 i serwisie Świątek realizator pokazał nam, iż w tym momencie w drugim secie Iga wygrała 70 proc. piłek po swoim pierwszym podaniu. I przypomniał, iż pierwszym secie to było tylko 33 proc. Tę statystykę przytaczamy a propos tego, co mogło nam się podobać w tenisie Igi. – Jazda! – krzyknęła po chwili Polka. Zrobiła to po asie. Zrobiła to pierwszy raz w całym meczu. Ale za moment znów przypominaliśmy sobie, iż Świątek gra w kratkę, znów oglądaliśmy, jak pierwszym podaniem nie trafia, znów obserwowaliśmy, jak drugie podanie agresywnie atakuje Ostapenko, a następnie punktuje i triumfuje. Zamiast „Jazdy" na 4:1 na koniec tego gema zobaczyliśmy podwójny błąd serwisowy Świątek.
- Najgorzej! Najgorzej! Tak się Iga potężnie napracowała, żeby wygrać tego długiego gema [składał się z aż 16 punktów] i zdobyć przewagę trzech gemów – ubolewał Żyżyński.


Wszystkim nam było szkoda, iż niedługo z prowadzenia Świątek nic nie zostało. Przy wyniku 3:6, 3:3 Iga serwowała już trochę z nożem na gardle. Przegranie przez nią tego gema na pewno jeszcze bardziej napędziłoby znów pewną siebie Ostapenkę. Na szczęście teraz – mimo roztrwonienia przewagi – to Świątek wyglądała pewniej. Gema na 4:3 wygrała do zera. – Brawo! Nie ma u Igi żadnego zrezygnowania, jest walka – podkreślała Kania-Choduń. – Jeszcze lekkie podwyższenie poziomu gry Igi i mam pełne przekonanie, iż można ten mecz wygrać – stwierdzał Żyżyński.
I właśnie o podwyższenie poziomu gry wszystko się rozbijało. W gemach wygranych przez Świątek na 4:3, 5:3 i 6:3 Ostapenko wygrała zaledwie dwa z 14 punktów. Wreszcie mecz naprawdę toczył się na warunkach Polki, pod jej dyktando.
Świątek poprosiła o przerwę, czym pomogła rywalce
Odrobinę zaskakujące było to, iż po wygraniu seta Świątek zeszła na przerwę. A Ostapenko została na korcie. Trudno było rozumieć tę decyzję Igi, kiedy się patrzyło, jak na starcie decydującej partii to Ostapenko występuje w roli, którą Świątek grała w końcówce drugiego seta. Gema na 6:3, 3:6, 1:0 Łotyszka wygrała do 15, gema na 6:3, 3:6, 2:0 znów wygrała do 15, a na 6:3, 3:6, 3:0 – do 30. Czyli w trzech gemach otwierających trzeci set Świątek wygrała tylko cztery z 16 punktów.
Trudno było nie odnieść wrażenia, iż Świątek prosząc o przerwę pozwoliła przeciwniczce złapać oddech, a sama zgubiła dobry rytm. „Jazda" – usłyszeliśmy znów po punkcie na 3:6, 6:3, 0:3 i 40:15. W następnej akcji Świątek zaserwowała asa i zmniejszyła straty na 3:6, 6:3, 1:3. – To jest kwestia tylko jednego przełamania, jeszcze wszystko może się zdarzyć. Polka przełamywała Łotyszkę już czterokrotnie. Nie widzę przeszkód, żeby znów to zrobiła – komentowała wtedy Kania-Choduń. – Ja widzę jedną przeszkodę: jest ubrana w czarny strój i gra teraz bardzo dobrze – odpowiadał Żyżyński, gdy Ostapenko w swoim gemie serwisowym wyszła na 40:0. I chociaż Świątek walczyła i podgoniła na 30:40, to jednak Łotyszka wyserwowała sobie utrzymanie przewagi. Mimo stanu 3:6, 6:3, 1:4 Świątek się nie podłamała. Najpierw wygrała gema przy swoim serwisie, następnie miała breakpointa na 3:6, 6:3, 3:4, ale takiego wyniku nie zobaczyliśmy, bo Iga odrobinę spudłowała bekhend wzdłuż linii i w końcu długiego gema wyszarpała Ostapenko. Dzięki czemu podwyższyła na 6:3, 3:6, 5:2.


W tamtym momencie mecz trwał już dwie godziny. Ale bardzo chcieliśmy, żeby jeszcze się nie kończył. Niestety, potrwał jeszcze tylko chwilę. Świątek serwując prowadziła 30:0 i 40:30, ale nie wygrała tego gema. Po piłce na 40:40 na tablicy wyników w hali w Stuttgarcie pojawił się wtedy choćby wynik 6:2 w ostatnim secie dla Ostapenki. Błąd poprawiono, a po chwili Łotyszka miała setbola właśnie na 6:2 i tym samym meczbola. Tego Świątek obroniła, ale drugiego już nie. Tym razem mecz Świątek – Ostapenko skończył się wynikiem 3:6, 6:3, 2:6. A w całej historii ich rywalizacji Polka przegrywa już 0:6.
Idź do oryginalnego materiału