Porażka Igi Świątek z Jeleną Ostapenko w ćwierćfinale otworzyła kolejną szansę przed Aryną Sabalenką. Polka nie obroniła punktów za ubiegłoroczny półfinał, tracąc 87 pkt w rankingu WTA. Białorusinka do ów półfinału docierając, już przebiła zeszłoroczny rezultat (1/4 finału). Oznaczało to, iż każde kolejne zwycięstwo jeszcze bardziej powiększało jej rankingową przewagę. Awans do finału oznaczałby dodatkowe 130 pkt na koncie Sabalenki.
REKLAMA
Zobacz wideo Śliwowski: Janusz Wójcik przychodził i mówił: Pan Romanowski wam dopłaci...
Paolini mogła pomóc. Sobie oraz Świątek
Liderkę światowego rankingu planowała zatrzymać Jasmine Paolini. Finalistka ubiegłorocznego Roland Garros do półfinału w Stuttgarcie dotarła w znakomitym stylu, nie tracąc choćby seta. O ile dominujące zwycięstwa nad Niemkami Evą Lys i Jule Niemeier takie zaskakujące nie były, tak rozprawienie się w niecałe 90 minut z Coco Gauff (6:4, 6:3) to już duży wyczyn. Z Sabalenką walczyła nie tylko o finał, ale też o przełamanie, bo choć dwa z ich sześciu pojedynków wygrała, to trzy ostatnie (w tym w Miami w bieżącym roku) padły łupem Białorusinki.
S jak Sabalenka. S jak spokój
Początek pierwszego seta nie zapowiadał, by Sabalenka miała stracić swą serię zwycięstw nad Włoszką. Białorusinka zdominowała rywalkę. Zaczęła mecz od dwóch przełamań i prowadzenia 3:0. Wydawało się, iż ta partia może skończyć się błyskawicznie oraz brutalnie. Nic bardziej mylnego, o czym niedługo się przekonaliśmy.
Paolini otrząsnęła się po przespanym początku i dokonała niemałego powrotu. Udało jej się wprowadzić różnorodność do swej gry, zmuszała Sabalenkę do biegania oraz większej liczby błędów. Efekt? Mimo jeszcze jednej utraty serwisu sama aż trzykrotnie przełamywała liderkę rankingu, doprowadzając do stanu 5:5 (choć było już 5:2 dla Aryny). Jednak u Białorusinki nie wywołało to krzty paniki. Wręcz przeciwnie. Sabalenka na ogień odpowiedziała ogniem. Zdominowała gema serwisowego rywalki, a potem sama nie dała jej szans przy własnym podaniu. Pokaz wielkiej klasy i spokoju, który dał jej wygraną 7:5 w tym secie.
Wielkość w kluczowych momentach. Sabalenka naprawdę chce w końcu podbić Stuttgart
Druga partia miała początek niemal dokładnie odwrotny względem pierwszej. To Paolini rozpoczęła ją znakomicie, gwałtownie przełamała Sabalenkę i wyszła na prowadzenie 3:0. Białorusinka nie miała jednak dziś w swym słowniku słowa "panika". Podobnie jak w końcówce pierwszego seta, gwałtownie zresetowała swoją grę, wróciła na adekwatne tory i błyskawicznie odrobiła całe straty. Mecz się wyrównał, zanosiło się na tiebreak. Jednak Sabalenka miała inne plany.
W niesamowitym gemie nr 9 Aryna przegrywała już 0:30 przy serwisie rywalki. Mimo to wygrała trzy kolejne wymiany i zdobyła breakpointa, którego potem wykorzystała genialnym forhendem w piekielnie trudnej sytuacji. Przełamanie w paskudnym dla przeciwniczki momencie i Paolini pod ścianą. Włoszce nie udało się uciec. Sabalenka nie wypuściła wielkiej szansy, dopełniając formalności. Białorusinka wygrała cały mecz 7:5, 6:4 i po raz czwarty w karierze zagra w finale turnieju WTA 500 w Stuttgarcie (jeszcze nigdy go nie wygrała). Zmierzy się w nim z Jeleną Ostapenko.