Była 86. minuta meczu Legii. Zachowanie Mioduskiego mówi wszystko

1 dzień temu
Legia Warszawa pokonała 1:0 FK Aktobe w pierwszym meczu I rundy kwalifikacji Ligi Europy. Zwycięstwo i czyste konto to jedyne pozytywy po czwartkowym debiucie Edwarda Iordanescu w roli trenera stołecznej drużyny. Legioniści grali tak źle, iż w pewnym momencie nie mógł na nich patrzeć choćby Dariusz Mioduski. Przed kolejnymi, ważnymi meczami kibicom przybyło tylko obaw.
Po ostatnim gwizdku sędziego Dalibora Cernycha na stadionie Legii brawa wymieszały się z gwizdami. Chwilę później trybuny niemal całkowicie opustoszały, a na piłkarzy Edwarda Iordanescu czekali tylko najmłodsi kibice i ich opiekunowie. Pozostali nie mieli chęci dziękować zawodnikom, bo nie mieli za co.


REKLAMA


Zobacz wideo Moura Pietrzak: Globalne firmy inwestują w kobiecą piłkę, a polskie już nie


Moment błysku i przepiękny gol Wahana Biczachczjana zdecydowały o tym, iż Legia pokonała 1:0 FK Aktobe w pierwszym meczu I rundy kwalifikacji Ligi Europy. jeżeli warszawscy kibice oczekiwali, iż w czwartek drużyna Iordanescu uspokoi ich przed trudnym sezonem, to srogo się zawiedli. Po debiucie rumuńskiego szkoleniowca obaw tylko przybyło. Przede wszystkim o przyszłotygodniowy rewanż w dalekim Kazachstanie.
Piknik przy Łazienkowskiej
Od kilkunastu dni wiadomo było, iż - przynajmniej na początku sezonu - atmosfera na meczach Legii przy Łazienkowskiej nie będzie dobra. Najbardziej zagorzali kibice warszawskiej drużyny sfrustrowani brakiem transferów przed nowym sezonem ogłosili protest i zaapelowali do reszty fanów, by wstrzymali się z kupnem biletów i karnetów.
Mimo tego apelu frekwencja na meczu z Aktobe była niezła. Na stadionie pojawiło się około 12239 kibiców. To mniej niż połowa obiektu przy Łazienkowskiej, ale w czwartek można było spodziewać się gorszej frekwencji. Zwłaszcza iż z powodu kary nałożonej jeszcze w poprzednim sezonie przez UEFA "Żyleta" była zamknięta. Niemal po brzegi wypełniła się zaś trybuna wschodnia, a sporo kibiców przyszło też na sektor rodzinny na trybunie południowej.
Atmosfera na meczu pozostawiała jednak wiele do życzenia i w niczym nie przypominała tej, którą znamy ze stadionu Legii. Mimo iż tradycyjnie przed meczem kibice odśpiewali "Sen o Warszawie", a w pierwszych minutach spontanicznie dopingowali drużynę Iordanescu, to ich zapał gwałtownie jednak ostygł.


Już w 4. minucie kibice z trybuny wschodniej zwrócili się w stronę właściciela Legii. "Mioduski, gdzie są transfery?" - skandowali. W kolejnych minutach z trybun słyszalne były tylko pojedyncze bluzgi i szydera z kiepskiej gry drużyny Iordanescu.
Tę przerwał efektowny gol Biczachczjana, ale i on nie porwał kibiców Legii do lepszego dopingu. Na trybunach nie wychodziła choćby meksykańska fala, którą inicjowali najmłodsi kibice z sektora rodzinnego. Atmosfera na meczu była tak słaba, iż momentami przewagę zyskiwali kibice z Kazachstanu.
Ci pojawili się w sektorze gości w zaskakująco dużej liczbie. I momentami głośno wpierali swoich pupili, skandując "Aktobe, Aktobe". Przewaga Kazachów była jeszcze bardziej słyszalna po przerwie, kiedy doping legionistów na trybunie wschodniej niemal całkowicie ucichł.
Czegoś takiego przy Łazienkowskiej nie widzieliśmy i nie słyszeliśmy bardzo dawno. W trakcie czwartkowego wieczoru przypomniały się protesty kibiców za rządów poprzedniego właściciela klubu - firmy ITI - z którą stołeczni fani walczyli co chwilę. Ostatni taki protest przy Łazienkowskiej miał miejsce już 12 lat temu. Wciąż nie wiadomo, ile potrwa ten obecny.


Drużyna nie porwała
jeżeli jednak Legia będzie grała tak jak w czwartek, to wielu kibiców gwałtownie na stadion nie przyciągnie. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, iż mecz z Aktobe był oficjalnym debiutem Iordanescu, a sam Rumun podkreślał, iż będzie potrzebował czasu, ale w czwartek długimi fragmentami jego drużyna wyglądała naprawdę kiepsko.
Piłkarze wyglądali bardzo ociężale, po boisku poruszali się wolno, a ich gra była do bólu przewidywalna. Już w 9. minucie gospodarze dostali poważne ostrzeżenie, kiedy gola dla Aktobe strzelił Orałchan Omirtajew. Na szczęście dla legionistów po długiej analizie VAR sędziowie dopatrzyli się spalonego i bramki nie uznali.
Tuż po ich decyzji z bramki wyskoczył Kacper Tobiasz, który w ostrych słowach starał się pobudzić swoich kolegów, ale na kilka się to zdało. Zagubiony był Patryk Kun, zaskakująco dużo pojedynków przegrywał Paweł Wszołek, stratę za stratą miał Rafał Augustyniak. Z przodu zaś nie błyszczał Ryoya Morishita, a irytował Marc Gual. Legię uratował moment błysku i genialny strzał Biczachczjana.
Mimo iż w drugiej połowie legioniści przyspieszyli, to powodów do chwalenia ich nie przybyło. Z jednej strony piłkarze Iordanescu długo przebywali na połowie Aktobe, ale z drugiej brakowało konkretów w ich polu karnym. Gołym okiem widać było, iż drużyna Rumuna jest dopiero na początku drogi i brakowało jej schematów i zrozumienia. Brakowało też jakości, bo kiedy można było oddać groźny strzał zawodzili Gual czy Kacper Chodyna.


Przewaga Legii nie powodowała też, iż 1:0 mogliśmy uznać za bezpieczny wynik. Zwłaszcza iż Kazachowie nastawili się na szybkie kontrataki, które mogły zaskoczyć obronę gospodarzy i Tobiasza. Dość powiedzieć, iż w końcówce po jednym z takich szybkich ataków bardzo groźny strzał oddał Jayro Jean. Na szczęście Aktobe to po prostu kiepska drużyna, która w nie potrafiła bardziej wykorzystać momentów słabości i niezdecydowania warszawskiej defensywy.
Gra legionistów frustrowała nie tylko kibiców. W 86. minucie lożę opuścili choćby dyrektor sportowy Legii Michał Żewłakow oraz właściciel i prezes klubu Dariusz Mioduski. Najpierw na trybunie schował się pierwszy z nich, a zaraz po nim drugi. Mioduski nie wytrzymał i wstał ze swojego miejsca po kolejnym pojedynku przegranym przez Kuna. Właściciel Legii poderwał się z krzesełka i opuścił lożę, nerwowo kręcąc głową. Mimo iż Mioduski wrócił na miejsce po dwóch minutach, to z gry drużyny na pewno nie mógł być zadowolony.
Aktywny Iordanescu
Wszystkiemu przy linii bocznej aktywnie przyglądał się Iordanescu. Trener Legii - podobnie jak Goncalo Feio - od 1. minuty oglądał mecz na stojąco, na skraju swojej strefy przy ławce rezerwowych. Strefy, którą Rumun często opuszczał, instruując swoich piłkarzy.
Pierwsze podpowiedzi Iordanescu wysłał już w 1. minucie, kiedy zwrócił się do Guala. Kiedy goście wrzucali piłkę z autu, Rumun energicznie pokazał hiszpańskiemu napastnikowi, by podbiegł bliżej rywala i uniemożliwi zagranie do niego piłki. Iordanescu był wyraźnie niezadowolony z Guala, iż ten już na początku meczu zapomniał o pressingu.


I był to tylko początek ciężkiej pracy trenera Legii w trakcie spotkania. Iordanescu jeszcze wiele razy opuszczał swoją strefę, krzycząc i gwiżdżąc na piłkarzy. Rumun zwracał uwagę przede wszystkim na błędy w ustawieniu i sposobie rozgrywania piłki w ataku pozycyjnym. Ale były też momenty, w których Iordanescu przekazywał zespół w ręce asystentów.
Jeszcze w pierwszej połowie, kiedy Legia wykonywała rzut rożny, Iordanescu usiadł na ławce rezerwowych, a przy linii bocznej pojawił się jego asystent Alexandru Radu. Chwilę później, kiedy legioniści najpierw bronili ataku pozycyjnego i rzutu rożnego rywali, przy linii bocznej pojawił się inny z asystentów Iordanescu - Inaki Astiz.
Były to jednak tylko chwile, po których Iordanescu wracał pod linię boczną. Nie brakowało też dłuższych, indywidualnych rozmów. W 57. minucie, w trakcie kilkudziesięciosekundowej przerwy Iordanenscu przywołał do siebie Radovana Pankova, któremu pokazywał, jak ma się zachowywać w pojedynkach z rywalami i jak wprowadzać piłkę na połowę Aktobe. Na koniec Rumun mógł być zadowolony jedynie z wyniku i czystego konta.
Legia nie uspokoiła kibiców
jeżeli mecz z Aktobe miał uspokoić najbardziej strapionych nowym sezonem kibiców Legii, to na pewno tego nie zrobił. Mimo iż drużyna Iordanescu wygrała, to poza wynikiem nie sposób doszukiwać się innych pozytywów. Może poza tym, iż gorzej już być nie może.


Kiepskie tempo, w jakim Legia rozgrywała akcje, to z pewnością efekt ciężkich treningów w Austrii, o których mówili i piłkarze, i Iordanescu. Z dnia na na dzień zawodnicy powinni czuć i rozumieć się lepiej, co z kolei powinno pozytywnie wpłynąć na ich grę.
Bo Legia musi być lepsza. Zwłaszcza iż nie ma wiele czasu. Już w niedzielę drużyna Iordanescu zagra na wyjeździe z Lechem Poznań o Superpuchar Polski, a w czwartek czeka ją rewanż z Aktobe w Kazachstanie. Rewanż, przed którym można mieć obawy.
Z jednej strony Aktobe to kiepski rywal, a Legia powinna grać lepiej, jednak z drugiej tak dalekie wyjazdy zawsze budzą obawy. Zwłaszcza iż jedna bramka przewagi, to niewielki handicap przed rewanżem na trudnym, odległym terenie.
Legioniści będą po bardzo długiej podróży, a mecz odbędzie się przy wysokiej temperaturze i zupełnie innym klimacie. O tym, iż wyjazdów do Kazachstanu lekceważyć nie można, Legia przekonała się już osiem lat temu, kiedy przegrała z Astaną 1:3 w pierwszym meczu III rundy kwalifikacji Ligi Mistrzów, a w rewanżu nie dała rady odrobić strat. Oby tym razem nie było podobnie.
Idź do oryginalnego materiału