Była 57. minuta meczu na Stadionie Śląskim, kiedy kibice - choć jeszcze nieśmiało - zaczęli krzyczeć "Janek Urban". To pierwszy raz, kiedy nazwisko nowego selekcjonera było skandowane przez kibiców w trakcie meczu reprezentacji Polski. gwałtownie poszło, bo przecież to dopiero drugie spotkanie Urbana w roli selekcjonera. Ale spotkanie nie byle jakie, bo takie, które przywróciło polskim kibicom nadzieje.
REKLAMA
Zobacz wideo Lewandowski wrócił do kadry. "Grał w jednej bandzie"
Nadzieję na to, iż reprezentacja Polski w meczach ze słabszymi rywalami będzie dominowała, grała ofensywnie, skutecznie, przyjemnie dla oka. Nadzieję na to, iż drużyna wyszła z wewnętrznego i wizerunkowego kryzysu. I - co najważniejsze - nadzieję na awans na przyszłoroczny mundial. choćby jeżeli nie bezpośredni, to po marcowych barażach. Wygrana 3:1 z Finlandią była dla nas zdecydowanie czymś więcej, niż "tylko" rewanżem za czerwcową porażkę w Helsinkach i ustabilizowaniem sytuacji w grupie.
A "Janek Urban" do końca meczu na trybunach pojawiło się jeszcze dwa razy. Kibice gwałtownie pokochali nowego selekcjonera i dali kadrze nowy kredyt zaufania. Ze spokojem można powiedzieć, iż czerwcowe demony zostały rozgonione.
Polska - Finlandia 3:1. Reprezentacja, jakiej chcieliśmy
- To będzie zupełnie inny mecz. Musimy być jednak przygotowani na to, iż Finlandia będzie chciała zagrać z nami otwarcie, bo będzie chciała wygrać. Wtedy będzie bardzo widowiskowe spotkanie. jeżeli nie, będziemy musieli pracować w ataku pozycyjnym, co nie jest łatwe. Nie mieliśmy wiele czasu w trening, choć chciałoby się, by było inaczej. Ale nie ma miejsca na wymówki, będziemy musieli ich zaskoczyć - mówił Urban na sobotniej konferencji prasowej.
Z jednej strony selekcjoner nikogo tymi słowami nie zaskoczył, bo wiadomo było, iż w meczu z Finlandią Polacy - by wygrać - będą musieli zagrać ofensywniej niż z Holandią. Z drugiej jednak była to tylko teoria, a z praktyką - jeszcze za kadencji Michała Probierza - bywało bardzo różnie. By nie powiedzieć źle.
Przecież jeszcze w marcowych meczach kwalifikacji z Litwą (1:0) i Maltą (2:0) niemiłosiernie się męczyliśmy, a od patrzenia na grę kadry bolały oczy. Polacy mieli wielkie problemy z grą przeciwko teoretycznie słabszym przeciwnikom, a konkrety w ofensywie wynikały najczęściej z indywidualnego błysku zawodników lub przypadku.
W niedzielę przeciwko Finlandii było zupełnie inaczej. Polacy od samego początku ruszyli na przeciwnika i od razu pokazali, kto jest po prostu lepszy i ma więcej jakości. Już w 1. minucie po akcji Sebastiana Szymańskiego doskonałą okazję zmarnował Nicola Zalewski. Siedem minut później strzał głową Przemysława Wiśniewskiego szczęśliwie odbił Jesse Joronen. W 23. minucie obrońca Spezii miał jeszcze jedną szansę, ale tym razem uderzył minimalnie obok bramki.
Gol Casha był efektem dominacji i pozytywnego nastawienia reprezentacji Polski. Przecież bramkę wypracował Jakub Kamiński, który - zanim podał do zawodnika Aston Villi - odebrał przeciwnikowi piłkę pod jego polem karnym. Bramka Lewandowskiego to zaś w dużej mierze zasługa fenomenalnego, prostopadłego podania Piotra Zielińskiego w wolną przestrzeń za plecami fińskiej obrony.
Dobrego wrażenie o reprezentacji Polski nie zmącił choćby honorowy gol dla Finlandii, który wynikał przede wszystkim z indywidualnych błędów. Drużyna Urbana w drugiej połowie kontrolowała spotkanie, a choćby zdobyła trzecią bramkę po kontrataku. To naprawdę dobrze się oglądało.
Z jednej strony moglibyśmy powiedzieć, iż Polacy ograli tylko Finlandię, która w zeszłym roku przegrała wszystkie siedem meczów o stawkę. Z drugiej jednak zmiana w grze naszej drużyny była widoczna gołym okiem. Polacy, którzy w czerwcu przegrali z tą samą Finlandią 1:2, a w marcu męczyli się z zespołami jeszcze słabszymi, swoją grą w końcu dali kibicom powody do euforii i uśmiechu. I co najważniejsze, po czerwcowym, przygnębiającym zgrupowaniu, przywrócili wiarę w awans na przyszłoroczny mundial. To w końcu była drużyna. Drużyna, jakiej chcieliśmy.
Jan Urban znowu był spokojny
Chociaż reprezentacja Polski grała efektownie i prowadziła wysoko, a kibice skandowali nazwisko Urbana, selekcjoner w swoim stylu pozostawał bardzo spokojny. Urban - podobnie jak w czwartek w Rotterdamie - od pierwszej minuty oglądał spotkanie na stojąco na skraju swojej strefy przy ławce rezerwowych. Mimo iż na Stadionie Śląskim wszystko układało się po naszej myśli, selekcjoner nie pokazywał wielu emocji.
Urban przez większość spotkania starał się podpowiadać swoim zawodnikom, reagując na ich dobre i złe zagrania. Selekcjoner najczęściej bił piłkarzom brawo, ale w pierwszej połowie zrugał też Łukasza Skorupskiego za niedokładne wprowadzenie piłki do gry.
W 15. minucie Urban zniknął na chwilę na ławce rezerwowych, gdy udał się na krótką konsultację z drugim trenerem kadry Jackiem Magierą. W drugiej połowie panowie rozmawiali częściej, ustalając kolejne zmiany w naszej drużynie.
Gdyby nie pierwsza sytuacja bramkowa, można byłoby powiedzieć, iż Urban był aż za spokojny. Po golu Casha selekcjoner dał jednak upust emocjom. To wtedy Urban aż podskoczył z euforii i przy linii bocznej emocjonalnie celebrował bramkę zawodnika Aston Villi.
W 80. minucie, kiedy z boiska schodził Kamiński, Urban wyjątkowo wylewnie zareagował na występ reprezentanta Polski. Selekcjoner był brawo zawodnikowi FC Koeln, a gdy ten zszedł z boiska, wymownie poklepał go po plecach. To była dobra robota Kamińskiego i całej reprezentacji. Nastroju selekcjonera nie zmąciła choćby honorowa bramka dla Finlandii. Trafienie Benjamina Kallmana Urban przyjął ze spokojem i założonymi rękoma. On po prostu wiedział, iż już nic złego nam się w tym meczu nie przydarzy.
Mecz Polski z Finlandią miał bohatera
Wyjątkowo dobrze zagrał też Cash, który był największym bohaterem reprezentacji Polski w ostatnim tygodniu. Zawodnik Aston Villi strzelił gola w Rotterdamie, dał nam też prowadzenie w niedzielnym spotkaniu z Finlandią. Piłkarz, który jeszcze niedawno był pomijany przez poprzedniego selekcjonera, dobitnie pokazał, jak dużo jakości może dać drużynie narodowej.
Probierz długo niechętnie patrzył na Casha. W 2024 r. 28-latek wystąpił jedynie w barażowym spotkaniu z Estonią i nie znalazł się w kadrze na Euro 2024. Mimo iż Probierz swoje decyzje tłumaczył problemami zdrowotnymi zawodnika, to nie dało się nie wyczuć, iż - mówiąc delikatnie - nie jest jego największym fanem.
Permanentnie dopytywany o Casha Probierz złamał się dopiero na początku tego roku. Cash zagrał od pierwszej minuty przeciwko Litwinom, ale kilka dni później mecz z Maltą zaczął już na ławce rezerwowych. Urban od początku postawił na piłkarza z Premier League, nie zostawiając wątpliwości co do swojego zaufania do Casha.
I na pewno nie może tego żałować. Cash w Rotterdamie zdobył trzecią, a w Chorzowie czwartą bramkę w reprezentacji Polski. Szkoda, iż niedzielny występ trwał tylko 45 minut i został przerwany przez uraz, a zawodnika zmienił Paweł Wszołek. W przypadku Casha - podobnie jak całej drużyny - możemy się jednak tylko cieszyć i liczyć na więcej.
Atmosfera w reprezentacji Polski oczyszczona
Bohaterem na boisku był Cash, ale bohaterem kibiców niezmiennie pozostaje Lewandowski. Mimo czerwcowego zamieszania związanego z pożegnaniem Kamila Grosickiego i konfliktu z Probierzem fani stoją murem za kapitanem reprezentacji Polski.
Pokazali to już w Rotterdamie, kiedy skandowali jego nazwisko. Podobnie było w Chorzowie, ale tu Lewandowski był żegnany jeszcze goręcej. Kiedy w 67. minucie zawodnika Barcelony zmieniał Karol Świderski, kibice poderwali się z miejsc i na stojąco go oklaskiwali, dziękując za walkę i gola.
"Robert Lewandowski" - skandowali kibice, a ten spokojnie, powoli opuszczał boisko, jakby napawał się tą chwilą. 37-latek był brawo kibicom na murawie i poza nią. Lewandowski dziękował fanom choćby wtedy, gdy był już przy ławce rezerwowych.
I to też symboliczny moment tego zgrupowania. Trzy miesiące temu na Lewandowskiego patrzono podejrzliwie, gdy odstawił medialną szopkę przy pożegnaniu Grosickiego. Chwilę później mocno przyczynił się do zwolnienia kolejnego selekcjonera. Ale tym razem - przynajmniej na ten moment - drużynie narodowej wyszło to na dobre.
Reprezentacja Polski w dwóch pierwszych meczach Urbana wykonała plan w stu procentach. Drużyna zdobyła cztery punkty, jest spokojna o miejsce w barażach przyszłorocznego mundialu, a atmosfera w szatni została oczyszczona.
O aferze w Helsinkach, o opasce kapitańskiej nikt już nie mówi. Są za to radość, o której tyle mówił Urban i nadzieja. Nadzieja na to, iż trudne dla nas kwalifikacje mimo wszystko zakończą się pozytywnie.