Burza przed finałem TCS. Nagle padły oskarżenia o oszustwo. Kraft mówi o "prezencie od FIS"

2 dni temu
Zdjęcie: Screen Eurosport


Na to pytanie poszukuje odpowiedzi cały świat skoków: co takiego w sprzęcie znalazł sztab austriackiej kadry, iż jej zawodnicy zdominowali Puchar Świata i mają wielkie szanse na triumf w 73. Turnieju Czterech Skoczni? Wygląda na to, iż wiemy już, co jest "języczkiem u wagi" ich sukcesów. I to dosłownie, bo według informacji Sport.pl chodzi o język w butach, który w wyjątkowy sposób połączył inne sprzętowe elementy. I pomógł odlecieć Danielowi Tschofenigowi, Stefanowi Kraftowi, czy Janowi Hoerlowi.
Do tej pory szukano przewagi w tej chwili najlepszych skoczków ze światowej czołówki w innych elementach sprzętu: głównie kombinezonach. Ich sekret był jednak odpowiednio ukryty, zabezpieczony przed tymi, którzy szukają sensacji. Klucz do tego, żeby zrozumieć, dlaczego Austria technologicznie odjechała innym to nie wskazywanie pojedynczego szczegółu dotyczącego technologii, a zrozumienie, jak działa przygotowany przez nich system.


REKLAMA


Zobacz wideo Austriacy zdominowali świat skoków. Oto jak pracują


Jacobsen podejrzewał, o co chodzi, Stoeckl też już o tym wie. To dlatego mają odlatywać Austriacy
Najbliżej ustalenia, o co tak naprawdę chodzi z Austriakami, byli Norwegowie. Od początku TCS zwracali uwagę na buty i wiązania kadry Andreasa Widhoelzla. A w dniu kwalifikacji w Innsbrucku portal Dagbladet.no cytował byłego skoczka Andersa Jacobsena, który mówił, iż ma teorię związaną właśnie z butami. - Wygląda to tak, gdy lecą, kiedy po wybiciu od razu do ich ciała przychodzą narty. To możliwe, iż mają coś wewnątrz swoich butów - mówił zawodnik, który słynął z szukania niewielkich detali sprzętowych, które pozwalają wiele zyskać w powietrzu. O słowa Jacobsena dziennikarze pytali też szefa polskich skoków Alexandra Stoeckla, który mówił im, iż to interesujący punkt widzenia.
Trzeba jednak zwrócić uwagę na jedną rzecz: Austriacy, poza Manuelem Fettnerem, korzystają jednak z butów firmy Rass. Producent obuwia dla zawodników przygotowuje raczej standardowe modele dla każdej z kadr, które z nim współpracują. Oczywiście dostosowują poszczególne pary butów pod różnych zawodników, ale i one czasem przychodzą do nich z błędami i bez zmian, o które prosili. Dlatego trudno uwierzyć, żeby wprowadzili coś zupełnie nowego już na etapie produkcji butów.
Chodzi o inny typ zmian w sprzęcie. W środowisku nazywa się go "garażowym". Według informacji Sport.pl Austriacy, dzięki swojemu licznemu sztabowi sprzętowemu liczącemu kilka osób, dostosowali na własną rękę poszczególne elementy, które mogą sprawić, iż udoskonalą swoją pozycję na najeździe i w pierwszej fazie lotu. Największe zmiany zaszły w butach, a konkretniej przy ich językach. Według sprzętowych ekspertów to teraz element, który wszystko Austriakom sprzęga, łączy w niemal idealny sposób. To przecież miejsce, gdzie kombinezon styka się z butami, a więc także nartami i wiązaniami. Sam język ma pomóc w zachowaniu odpowiedniej pozycji na najeździe, ale to w konsekwencji pomaga na pierwszych metrach przebywanych w powietrzu przez skoczków. To tam zyskują najwięcej, bo najszybciej spośród całej stawki są w stanie przedostać się odpowiednio nad narty. To pozwala im zachować jak najwięcej dynamiki do samego lądowania i odlatywać najdalej.


Austriacy "pokazali język" innym kadrom. W środowisku podejrzenia o "garażowe" oszustwa
Co ciekawe, sprzętowcy dowiedzieli się o tym usprawnieniu od przedskoczków. Oni zobaczyli je na wieży startowej. Tam Austriacy szykują się do startu i są najbardziej narażeni na "szpiegów". Na skoczni - rozbiegu, w locie, czy po wylądowaniu - język jest schowany pod materiałem kombinezonu. Poza tym zmiany podobno są tak niewielkie, iż dla osób spoza środowiska będą bardzo trudne do wytłumaczenia i wskazania. Jednocześnie niełatwo wskazać, czy z konkretnych zmian korzystają wszyscy zawodnicy, a jeżeli nie to którzy. Jednak kadra ma dostępne takie rozwiązanie - to już pewne.


Takie "garażowe" poprawki sprzętowe budzą jednak pewne kontrowersje w środowisku. Bo każda duża ingerencja w sprzęt, którą można nazwać "innowacją", powinna być przedstawiana przed komisją ds. sprzętu Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) wiosną. A temat tego typu usprawnień wywołuje uśmiech na twarzach osób odpowiedzialnych za sprzęt w różnych reprezentacjach. Bo one zastanawiają się, jak to jest sprawdzane i, czy na pewno adekwatnie. jeżeli nie, można żartować, iż Austriacy "pokazali język" innym kadrom. I FIS powinien ocenić, czy nie doszło do naruszenia zasad, które mocno wpłynęło na rywalizację.
Tu dużo leży w kompetencjach kontrolera sprzętu FIS, Christiana Kathola. jeżeli uważa, iż poprawki wprowadzane przez zespoły w gotowym sprzęcie są zgodne z przepisami, to je akceptuje i pozwala im skakać. jeżeli nie, powinien zakazać używania tak przerobionego sprzętu. Sport.pl skontaktował się z Katholem, żeby ustalić, jakiego rodzaju zmianą byłoby odpowiednie dostosowanie języka w butach, ale Austriak do tej pory milczy. Wcześniej utrzymywał jednak, iż jest przekonany, iż kadra Andreasa Widhoelzla ma sprzęt w zupełności zgodny z przepisami. Dopóki Kathol nie wyjaśni jednak wprost, jakie ma podejście do tej sprawy, może ona wzbudzać kontrowersje i podejrzenia o oszustwo. Takie głosy słyszymy zwłaszcza wśród sprzętowców - niektórzy twierdzą, iż innym pozwala się na więcej niż ich kadrom.
W piątek w Innsbrucku, po kwalifikacjach, Austriacy zastosowali zagrywkę psychologiczną: przyszli do dziennikarzy ze specjalnymi pokrowcami w miejscu wiązań. Oczywiście mogli też odpowiednio dostosować je do butów, ale nie słychać głosów wskazujących, żeby wcześniej było tam widać coś szczególnego. A iż ich producent - Peter Slatnar - współpracuje z kadrą Słowenii, to na pewno pomógłby jej zawodnikom takie rozwiązanie zastosować. Norweskie media pytały Austriaków o sprawę butów pod skocznią, ale odpowiadali jedynie: "Może o to chodzi" z lekkim uśmiechem.
Takie wyszukiwanie detali i nowinek to efekt tego, jaki sztab zbudowali wokół kadry Austriacy i ile inwestują w rozwój technologiczny. Bo "cudowne kombinezony", o których tak huczały kilka dni temu niemieckie media, w pewnym sensie też mają. Produkują własny materiał, taki niedostępny dla nikogo innego. I nieważne czy jest tylko dobry, czy fantastyczny, to zawsze daje im pewną przewagę nad krajami, które własnych materiałów nie rozwijają. Wiemy, iż robią tak jeszcze Niemcy - ale nie przez własny sztab, tylko pomoc z linii produkcyjnej firmy Meininger.


Kraft mówi o "prezencie od FIS". Idealnie dostosował się do zmian
Trzeba też oddać Austriakom, iż ich sukces to nie tylko sprawa dobrze dobranego sprzętu, a przede wszystkim znakomitej techniki. Dwa lata temu zmieniły się zasady FIS dotyczące tzw. "piętek". To powierzchnia, która dzieli but skoczka od narty, na której stawia się but. Od spodu pięty do powierzchni narty może być nie więcej niż pięć centymetrów.
Tę sprawę świetnie opisywał w tym i zeszłym sezonie Michał Chmielewski, w kontekście świetnej formy Piusa Paschkego. Zeszłej zimy dziennikarz TVP Sport wskazywał też, iż skoki narciarskie po wprowadzeniu nowych sprzętowych regulacji idą bardzo w kierunku agresywnego lotu i dynamicznego przejścia od silnego odbicia do zyskiwania prędkości w powietrzu. A wszystko przez kierunek odbicia: wcześniej mocno w górę, teraz głównie agresywnie do przodu.
Choć nie było łatwo, do tych zmian najlepiej zaadaptowali się Austriacy i Niemcy. Zwłaszcza ci pierwsi. To potwierdzają słowa Stefana Krafta. - "Stoimy" niżej na nartach i to była spora zmiana. Nigdy nie próbowałem tego wcześniej, odkąd zacząłem skakać. Skakałem, będąc dwa centymetry nad nartą cały czas, odkąd zadebiutowałem w Pucharze Świata. Od dwóch lat to już nie jest dozwolone (Kraft pomija tu wysokość wkładki, którą wlicza się w ten limit i ta wynosi zwykle około 2,8 centymetra - red.), więc zszedłem do 1,2 centymetra - wyjaśnia skoczek. I po chwili absolutnie nas zaskakuje. - To działa lepiej niż to, do czego byłem przyzwyczajony - wskazuje Kraft.
- To okazało się swego rodzaju prezentem od FIS. Wiedziałem, iż muszę tego spróbować i się dostosować. Udało się to świetnie dobrać do tego, czego potrzebuje moje ciało. Mam lepsze połączenie w pozycji najazdowej z moimi plecami, a to było zawsze źródło moich problemów. Teraz jestem zdrowy, gotowy do skakania i rywalizacji, a przy okazji technicznie też wszystko się zgadza - opisuje Stefan Kraft.


Kraft w tym momencie jest trzecim zawodnikiem klasyfikacji generalnej TCS. Do lidera Daniela Tschofeniga ma stratę 8,7 punktu. 7,6 punktu traci do niego drugi Jan Hoerl. Na sobotę zaplanowano trzeci konkurs Turnieju w Innsbrucku. O 12:00 początek serii próbnej, a o 13:30 rozpocznie się pierwsza runda zawodów. TCS zakończy konkurs w Bischofshofen w poniedziałek 6 stycznia. Relacje na żywo na Sport.pl, a transmisje w Eurosporcie, TVN i na platformie Max.
Idź do oryginalnego materiału