Na ten mecz w Paryżu czekali wszyscy - i to nie od kilku dni, a od początku tegorocznego Roland Garros. Gdy tylko zakończyło się losowanie turnieju, było wiadomo, iż w półfinale możemy być świadkami prawdziwego hitu: Iga Świątek, czterokrotna mistrzyni imprezy kontra Aryna Sabalenka, aktualna numer jeden na świecie.
REKLAMA
Zobacz wideo Daria Abramowicz wciąż pomaga Idze Świątek? Ferszter: Powinna się wytłumaczyć przed dziennikarzami
W czwartek w Paryżu pogoda nie dopisuje. Wieje mocno wiatr, momentami pada. Słońce próbowało przebijać się przez chmury. Kibice i dziennikarze zastanawiali się, czy podczas meczu dach nad kortem centralnym będzie zamknięty. Jeszcze godzinę przed pozostawał otwarty, ale ostatecznie organizatorzy zmienili decyzję. To mogło sprzyjać Sabalence.
Lepiej w to spotkanie weszła Aryna Sabalenka. gwałtownie przełamała naszą tenisistkę, która wyglądała na nerwową. Była spóźniona do uderzeń, podejmowała złe decyzje, nie działał jej serwis. Pierwszym podaniem praktycznie nie trafiała. Sabalenka z kolei grała bardzo płasko, agresywnie, w każdej akcji od razu szukała okazji do ataku. Posłała kilka winnerów, choćby bezpośrednio z returnu.
Kibice za Świątek
Przewaga liderki rankingu rosło. Prowadziła już 3:0, a wtedy po kolejnym błędzie z returnu Iga Świątek pierwszy raz wykonała gest irytacji w kierunku swojego boksu. Rywalka jednak pomogła, popełniając dwa błędy i mieliśmy pierwszego dłuższego gema. Polka doczekała się szans na przełamanie. Przy jednej z nich jeden z polskich kibiców zachował się bardzo nieelegancko. - Jeszcze jeden! - krzyknął po angielsku w momencie, gdy Białorusinka broniła się przed break pointem i popsuła pierwszy serwis. Wówczas białoruska tenisistka zareagowała pozytywnie, zdobyła punkt, a na koniec akcji krzyknęła głośniej niż zwykle choćby z radości. Ostatecznie jednak została przełamana. 1:3.
Polscy kibice robili, co mogli, by wesprzeć Świątek. Na trybunach było mnóstwo gości z Polski. Jeszcze zanim tenisistki pojawiły się na korcie, a na telebimie tylko pokazano naszą zawodniczkę czekającą w tunelu, już słyszeliśmy pierwsze okrzyki "Iga, Iga!". Gdy zaś wyszła na kort, pojawił się gigantyczny aplauz, a kibice wstali z miejsc. Takich obrazków podczas poprzednich spotkań Świątek w tegorocznym Roland Garros nie było. Do tego okrzyki "Dajesz Iga!" czy "Kto, jak nie Ty Iga!", "Jedziesz z nią!". Wśród publiczności dominowali ci, którzy wspierali obrończynię tytułu.
Nasza tenisistka przez cały czas miała kłopoty z serwisem i po chwili znów została przełamana. Po jednym z nieudanych podań rozłożyła szeroko ręce. Z głębi pola nie wyglądała źle, ale serwowaniem sobie nie pomagała. Jej boks starał się przekazywać uwagi, m.in. Daria Abramowicz od Wima Fissette'a.
Czytaj także: Będzie afera w Barcelonie
Białorusinka mogła prowadzić już 5:1, ale także miewała chwile słabości. A może inaczej - naciskała ją nasza tenisistka na returnie, rosła liczba pomyłek pierwszej rakiety świata. Po jednym z błędów Sabalenka chciała jeszcze podejść do linii i sprawdzić miejsce odbicia się piłki, a z trybun usłyszeliśmy pierwsze gwiazdy. W tym gemie serwująca znów straciła podanie. Prawie cały stadion skandował głośno "Iga, Iga!".
Po chwili było już tylko 3:4 z perspektywy Polki. Po każdym zdobytym przez nią punkcie panował hałas na trybunach. Niektórzy kibice nie wytrzymywali i cieszyli się jeszcze w trakcie wymian. To mogło rozpraszać tenisistki, atmosfera była naprawdę gorąca. Od początku prawie komplet publiczności.
Szalony set dla Sabalenki
Rosła niepewność u Aryny Sabalenki. Ósmego gema zaczęła i skończyła podwójnym błędem serwisowym. Co chwila gestykulowała w kierunku swojego teamu, krzyczała do nich, rozkładała ręce, bardzo ekspresyjnie podchodząc bardzo blisko trybun, gdzie siedzieli jej trenerzy. Myliła się coraz częściej i straciła przewagę.
Świątek z 1:4 wyszła na 5:4. Sabalenka widziała, na jakie wsparcie może liczyć jej rywalka. Po jednym z efektownych forhendów po prostej zwróciła się w kierunku trybun, podniosła ręce do góry, tym gestem poprosiła także o doping dla niej. W odpowiedzi otrzymała brawa ze strony widzów.
O losach seta zadecydował tie-break, w którym Polce za gwałtownie uciekło kilka akcji. Znów chwiejny był serwis, do tego przeszkodził jeden z kibiców. Gdy Świątek w końcu dobrze trafiła podaniem, ktoś na trybunach ucieszył się, jakby już miała zdobyć punkt. Tymczasem musiała jeszcze wykończyć przy siatce, ale pomyliła się z forhendu. Sabalenka odjechała i wygrała set trwającego ponad godzinę.
Lepszy serwis Polki
Iga Świątek udała się na przerwę toaletową, a po powrocie odskoczyła na 4:2. Lepiej serwowała, a do tego szybciej - coraz częściej ponad 180 km/h. To przez cały czas była wojna nerwów - po prawie po każdym błędzie jedna i druga irytowały się, Białorusinka np. z nerwów wypuściła piłkę z kieszeni. Polka zdobyła jednak małą przewagę, a czwarty gem tej partii był w jej wykonaniu popisowy. As, skrót, półwolej. Polscy fani wstali z miejsc, oklaskując Świątek.
W siódmym gemie doszło do spięcia sędziego z Polką. Prowadzący mecz, uznany arbiter Kader Nouni nie chciał zejść z krzesełka, mimo iż Świątek była przekonana, iż Sabalenka wyrzuciła serwis i pokazywała ślad. Chwilę z nim dyskutowała, rozkładała ręce, publiczność buczała. Rywalka obroniła podanie, a schodząc na przerwę czterokrotna mistrzyni jeszcze spojrzała wymownie w kierunku Nouniego.
- Nie dyskutuj, nie warto! - ktoś krzyknął wtedy z trybun. Kibice obawiali się, iż nasza tenisistka straci przez to koncentrację. Tak się jednak nie stało. Polka zachowała skupienie. W ostatnim gemie popisała się wolejem przy siatce, pomogło jej podanie i wygrała 6:4.
Nokaut na koniec
Trzeci set zaczął się źle dla Igi Świątek. Na początku jeszcze błysnęła, gdy obroniła smecz rywalki, a potem popisała się efektownym minięciem. Po tej piłce kibice wiwatowali tak głośno z radości, jak jeszcze w żadnym momencie tego spotkania wcześniej. Piękna akcja jednak nie dała gema, a po chwili było już 0:4. Polka znów się częściej myliła, żal zwłaszcza w drugim gemie ataku prosto w siatkę. To mógł być punkt zwrotny, bo po chwili pierwszy raz została przełamana. Musiała wtedy podejmować większe ryzyko, bo Sabalenka znów podniosła poziom swojej gry. Grała prawie bezbłędnie i zasłużenie wygrała 6:0.
Przed meczem Caroline Wozniacki w rozmowie z Łukaszem Jachimiakiem ze Sport.pl wskazywała, co będzie kluczem do wygranej Polki z Sabalenką. - Tu chodzi o psychikę. Czy Iga poczuje ogrom presji i będzie spięta, pamiętając, iż tyle razy tu wygrywała, czy wejdzie na kort pewna, bo powie sobie: "Zwyciężałam tu wielokrotnie, to jest moja nawierzchnia i każdy powinien się mnie bać"? Zdecyduje nastawienie. Patrząc z zewnątrz, Iga powinna być pewna siebie, ale łatwiej o tym mówić niż to zrobić".
Trudno powiedzieć, iż Iga Świątek przegrała w tym spotkaniu z presją. Podniosła się po bardzo trudnym pierwszym secie, w którym mimo pogoni przegrała z Aryną Sabalenką. Drugi set wyglądał z jej perspektywy świetnie. Trzeci? Podobnie jak tie-break otwierającej partii zbyt gwałtownie uciekł. Polka ryzykowała, ale myliła się. Trzeba też oddać Białorusince, iż zagrała wybitnie przy własnym podaniu i wykorzystywała wszystkie błędy przeciwniczki.
W finale Aryna Sabalenka zmierzy się z lepszą z pary Coco Gauff - Lois Boisson. Amerykanka trzeci raz dotarła do fazy półfinałowej w Paryżu, trzy lata temu przegrała w meczu finałowym z Igą Świątek. Francuzka to największa rewelacja turnieju. Występuje z "dziką kartą", jest 361. na świecie. Nie należy jej skreślać przed meczem z Gauff, bo w ostatnich dniach wyeliminowała m.in. Mirrę Andriejewą oraz Jessicę Pegulę.