Choć Filip Marchwiński dołączył ostatecznie do długiej listy polskich graczy, których w ostatniej dekadzie Lech Poznań sprzedał z niemałym zyskiem do mocniejszej ligi (m.in. Jakub Moder, Jakub Kamiński, Michał Skóraś czy Kamil Jóźwiak), jego droga już w Polsce nie była usłana różami. Pomocnik długo nie potrafił odpalić. Do startu sezonu 2022/23 miał w Ekstraklasie tylko sześć goli i asystę, mimo iż na boisku pojawiał się ponad 60 razy. Niektórzy zaczynali choćby wątpić w jego potencjał sprzedażowy.
REKLAMA
Zobacz wideo Fatalny start TCS polskich skoczków. Czy ufają trenerowi?
Marchwiński długo "dojrzewał" w Ekstraklasie. W końcu zapracował na szansę
Przełomowy okazał się rok 2023. Wiosna sezonu 2022/23 to pięć goli i dwie asysty. Natomiast następne rozgrywki, ogólnie nieudany dla Lecha sezon 2023/24 to osiem goli oraz pięć asyst. To przekonało kibiców oraz ekspertów, iż w Marchwińskim jest jednak potencjał, a mocniejsze kluby, by spojrzały w jego kierunku. Tak też się zresztą stało. Latem bieżącego wciąż roku Polak trafił do włoskiego Lecce, grającego w Serie A za 3 miliony euro.
Lecce radzi sobie słabo. Ale choćby to nie pomaga
Efekt? Jak dotąd, wręcz koszmarny. Marchwiński zadebiutował już w pierwszej ligowej kolejce, wchodząc na ostatnie 14 minut w przegranym 0:4 meczu z Atalantą Bergamo. I to by było na tyle, jeżeli chodzi o Serie A. Od tamtej pory Polak albo był kontuzjowany, albo po prostu nie podnosił się z ławki. Przy czym to drugie częściej od pierwszego. Dłuższą przerwę miał jedynie na przełomie października i listopada, gdy minęło go 5 meczów przez uraz. Aż 10 razy spędzał całe spotkanie na ławce.
Otrzymał dwie szanse w Pucharze Włoch, w II rundzie z Sassuolo choćby od pierwszej minuty. Jednak przez łącznie 90 minut w obu spotkaniach nie zrobił nic ciekawego. Ani z 14. w tabeli Serie B Mantovą, ani z jej liderem. Zresztą Lecce ze wspomnianym Sassuolo odpadło, przegrywając 0:2.
Lecce tak mocne, iż zmian nie wymaga? Wręcz przeciwnie
Poniedziałkowy mecz 30 grudnia z Como Marchwiński zaczął poza kadrą meczową. Co prawda z powodu choroby, ale choćby gdyby się w niej znalazł, trudno byłoby oczekiwać, iż nagle dostanie szansę (Lecce przegrało 0:2). Co dalej? Jedynym ratunkiem wydaje się zimowy transfer, choćby wypożyczenie. Bo to też nie tak, iż Lecce radzi sobie znakomicie i nie ma kogo zmieniać. Zespół ten przed 18. kolejką zajmował 15. miejsce w ligowej tabeli na 20 drużyn, więc o żadnym szale nie może być mowy. Potrafili za to dostać łomot jak od wspomnianej Atalanty, od Fiorentiny (0:6), czy od Romy (1:4).
Transfer jedynym wyjściem? choćby nowy trener nic nie zmienił
Nie pomogła też zmiana trenera. Na Marchwińskiego nie stawiał Luca Gotti, nie robi tego także pracujący od 11 listopada Marco Giampaolo. Perspektywy są zatem słabiutkie, by nie powiedzieć, iż żadne. Dokąd mógłby trafić Marchwiński?
Być może pomogłoby jeszcze pół roku w Ekstraklasie, co swego czasu pomogło w odbudowie Dawidowi Kownackiemu (niezła wiosna 2021 roku w Lechu, a potem sezon życia w Fortunie Düsseldorf). Być może próba w Serie B dałaby szansę na regularne granie. Może inny kierunek typu np. Szwajcaria, gdzie od tego sezonu gra na wypożyczeniu z Salernitany Mateusz Łęgowski (10 na 12 meczów i ponad 700 minut w Yverdon Sport). Jedno wydaje się pewne. Kolejne pół roku w Lecce, oznacza zacieśnienie relacji z ławką rezerwowych.