Czy "Legendarna Polska Siła" jeszcze jest w Janie Błachowiczu? To pytanie zadawali sobie przed tą walką wszyscy polscy kibice. Nasz były mistrz wagi półciężkiej nie był widziany w akcji od lipca 2023 roku (porażka z Alexem Pereirą). Sporo czasu, zwłaszcza dla 42-latka, na pewno były obawy o bitewną "rdzę". Miał też w tym czasie operacje obu barków. Jednak kto jak nie on mógł sobie z tym poradzić? Szczególnie iż wygrana z Carlosem Ulbergiem mogła mu choćby dać walkę o tytuł. To dlatego, iż mistrzem kilka tygodni temu został Rosjanin Magomed Ankalaev (21-1-1), z którym Polak w październiku 2022 roku zremisował decyzją sędziów, a zdaniem wielu to jemu należało się zwycięstwo.
REKLAMA
Zobacz wideo Mocny apel Roberta Lewandowskiego po meczu z Litwą. "Najwyższy czas"
Trudny test dla obu, choć presja na Ulbergu
Co do Ulberga, absolutnie nie wolno go było lekceważyć. Szybki, mocno bijący kickboxer, napędzony serią siedmiu zwycięstw z rzędu. W tym czterech przez nokaut. Na walkę z Błachowiczem zapracował triumfem nad byłym pretendentem do tytułu Volkanem Oezdemirem (20-8), po wyrównanej walce. Jednak jeżeli długa przerwa nie kosztowała Polaka zbyt wiele, to zapowiadał się niewątpliwie na najtrudniejszy test w karierze Nowozelandczyka.
Taktyczna bitwa od początku do końca
Bardzo taktycznie poprowadził pierwszą rundę Błachowicz. Unikał otwartych wymian, starał się mądrze dobierać momenty do ataku i przede wszystkim rąbał nogi rywala swoimi firmowymi niskimi kopnięciami. Ulberg odpowiadał, z różnym skutkiem, ale też nie chciał bardzo ryzykować. Podobnie wyglądało to w rundzie drugiej, choć w niej nieco więcej aktywności i sukcesów notował Nowozelandczyk. Nieco mało było ryzyka ze strony Błachowicza i zanosiło się, iż runda trzecia może przesądzić o wygranej jednego lub drugiego.
W niej obaj przez cały czas szachowali się taktycznie, próbowali złapać się na jakiś błąd, ale nie było to łatwe. Ulberg krążył i kąsał. Jan odgryzał się kopnięciami oraz pojedynczymi najczęściej ciosami. Żaden nie zaznaczył wyraźnie przewagi do końca walki. Ogólnie dostaliśmy tak wyrównane starcie, iż naprawdę sędziom można było współczuć.
Zadecydowały niuanse. Błachowicz wraca na tarczy
Niestety ci jednogłośnie widzieli dwie rundy dla Ulberga, a tylko jedną dla Błachowicza. Polak zaliczył nieudany powrót, choć nie była to zła walka w jego wykonaniu. Czego zabrakło? Być może rytmu, być może ta dwuletnia przerwa sprawiła, iż nie był w stanie bardziej zaryzykować i trafić Nowozelandczyka. Tak czy inaczej, wizja walki mistrzowskiej oddaliła się i to być może już na dobre. Jednak na takie sądy jeszcze za wcześnie.