– Wróciłaś do telewizji. Miło cię oglądać teraz w „Pytaniu na śniadanie”.
– Miło to słyszeć. To dla mnie zupełnie nowa sytuacja. Wciąż się uczę tego formatu, mojego telewizyjnego partnera, wydawców, widowni… przez cały czas jest sporo emocji, ale najtrudniejszy był początek. Już samo wejście do budynku TVP po tylu latach wiązało się z ogromnym wzruszeniem. Nie sądziłam, iż tak ściśnie mi się żołądek i polecą łzy. Szczególnie przy spotkaniach z dawno niewidzianymi znajomymi. Poza tym moja praca w „Pytaniu na śniadanie” oznacza ostateczne pożegnanie z rozmowami o polityce i z politykami. Od dawna się z tym nosiłam, ale wreszcie mogłam podjąć tę decyzję i nie żałuję. Dziś mogę brać tematy, które są bliskie zdrowiu, rozwojowi, relacjom. Na co dzień to ważniejsze niż polityczny dylemat, czy Kaczyński stawi się przed komisją śledczą i co powie. Bliżej mi dziś do chleba niż do igrzysk.
– Dziennikarz tak zwany polityczny przeżywa sytuacje, gdy rozmówca ściemnia?