Barcelona mistrzem, ale i tak nikt nie ma złudzeń. Jest poważny problem

9 godzin temu
W przyszłym sezonie Barcelonę czeka powtórka z historii. Niestety dla jej kibiców nie chodzi o to, iż znów zagarnie co najmniej trzy trofea. Znów każdy jej duży sukces będzie sensacją.
Barcelona odniosła w tym sezonie niewiarygodny sukces. Zdobyła trzy trofea, a kilka brakowało, żeby awansowała również do finału Ligi Mistrzów. Triumfy Katalończyków były tym bardziej spektakularne, iż w praktyce nikt nie wierzył, iż zespół rozbity klęskami w okresie 2023/24 może wrócić na szczyt. Wystarczy spojrzeć, jakie szanse dawali drużynie Hansiego Flicka przed sezonem bukmacherzy i analitycy. Według serwisu Opta drużyna niemieckiego trenera miała zaledwie 10,3 proc. szans na mistrzostwo Hiszpanii. Gdyby ktoś postawił w sierpniu na krajowy tytuł drużyny Roberta Lewandowskiego, zarobiłby trzy razy więcej niż za ten sam zakład na Real Madryt.


REKLAMA


Zobacz wideo


Problemy Barcelony wcale nie zniknęły
I ta historia może się powtórzyć. Oczywiście, bukmacherzy i analitycy nauczeni doświadczeniem z ubiegłego roku, na pewno wyżej będą oceniali szanse Barcelony w nadchodzący sezonie. Ale problemy, które w ubiegłym roku kazały im nie wierzyć w triumfy Katalończyków, zniknęły tylko w małej części.
Na pewno nie ma już obaw o trenera. Z początkiem obecnego sezonu Flick dopiero zaczynał pracę z Barceloną. Była to jego pierwsza posada poza rodzinnymi Niemcami. Można było więc mieć dużo obaw o to, czy mało doświadczony, jeżeli chodzi o pracę w wielkich klubach, trener da sobie radę. Flick rozwiał te wątpliwości i dziś nikt nie ma wątpliwości, iż zatrudnienie Niemca było genialnym wyborem.
Nie ma też obaw o kondycję mentalną drużyny. Ubiegły sezon Barcelona kończyła w fatalnym nastroju bez żadnego trofeum. Rozczarowaniem były rozgrywki krajowe, rozczarowaniem były występy w Lidze Mistrzów. O dymisji trenera Xaviego mówiło się od połowy sezonu. Teraz po nastroju przygnębienia zostały tylko wspomnienia.
Barcelona napawa się dziś swoim triumfem. choćby bolesna porażka z Interem w półfinale Ligi Mistrzów nie złamała drużyny, która fenomenalnie podniosła się w meczu z Realem Madryt i nie pozostawiła wątpliwości, komu należy się korona w Hiszpanii.


Na razie nie ma co liczyć na wzmocnienia w Barcelonie
Ale na tym kończą pozytywne zmiany w Barcelonie. Na innych polach jest wręcz gorzej niż rok temu.
Tu warto zacząć od transferów. W ubiegłym roku przyszedł Dani Olmo, który okazał się bardzo wartościowym wzmocnieniem. Jednak Barcelona długo nie mogła zarejestrować Hiszpana, bo w ustalonym z władzami La Ligi budżecie nie było miejsca na taki wydatek. W rezultacie Olmo został zarejestrowany tymczasowo w miejsce długotrwale kontuzjowanego Andreasa Christiansena. Mało kto dziś pamięta, iż tuż przed sezonem Barcelona oddała za darmo Ilkaya Guendogana do Manchesteru City, bo nie była w stanie spiąć budżetu na wynagrodzenia.
Teraz sytuacja wygląda podobnie. Klub przedłużył mnóstwo kontraktów młodych zawodników, a od lipca kosmiczną umowę ma podpisać Lamine Yamal. W dniu osiemnastych urodzin Hiszpan ma zostać najlepiej zarabiającym piłkarzem w klubie. A prasa spekuluje, iż dostanie 35 mln euro za sezon.
W budżecie Barcelony nie ma na to pieniędzy, jednak umowa Yamala jest niezagrożona, bo w przypadku młodych piłkarzy, wychowanków klubu, reguły ligowe pozwalają jej wysokość rozliczyć również w kolejnym sezonie.


Sytuacja finansowa Barcelony jest gorsza niż rok temu
Nie zmienia to jednak faktu, iż Barcelona musi szukać pieniędzy, by spiąć budżet na kolejny sezon, choćby jeżeli nie zrobi żadnych transferów. W tym sezonie drużynę spotkały dwa dotkliwe ciosy, jeżeli chodzi o jej rozliczenia finansowe. Po pierwsze dźwignia finansowa, z której klub miał zarobić 200 mln euro, okazała się iluzją. Mimo podpisanej umowy do Barcelony nie wpłynęły pieniądze obiecane przy okazji sprzedaży 49 procent udziałów w spółce Barca Studios. W rezultacie niezależny audyt nakazał dopisać do bilansu rocznego klubu w tym sezonie 141 mln euro straty.
Ten odpis zaważył na tym, iż prezydent klubu Joan Laporta znów musiał sięgnąć po radykalne rozwiązania, by próbować zarejestrować Olmo. Dlatego sprzedał 475 tzw. miejsc VIP na stadionie Camp Nou na następnych 30 lat za 100 mln euro. I tu pojawił się kolejny problem. Najpierw to fakt, iż La Liga nie chciała uznać umowy, dopóki pieniądze fizycznie nie znajdą się na koncie Barcelony. Po drugie kwota została wypłacona nie w pełnej wysokości. Potem niezależny audytor uznał, iż umowy nie można wpisać do bilansu klubu, bo stadion nie został jeszcze ukończony i miejsc VIP fizycznie na nim nie ma. Potem kolejny audytor oświadczył, iż umowy nie można uwzględnić w bilansie klubu jako jednorazowego przychodu, ale trzeba rozpisać go na czas trwania kontraktu, czyli 30 lat.
Jednym zdaniem sytuacja Barcelony jest pod względem finansowym fatalna i chyba jeszcze gorsza niż przed rokiem, bo w budżecie zionie ogromna dziura, którą klub powinien zasypać do 30 czerwca.
Znak zapytania, jeżeli chodzi o przyszłość Roberta Lewandowskiego
Ale to przecież nie koniec wątpliwości co do tego, czy Barcelona będzie mogła powtórzyć za rok sukcesy z tego roku. W składzie wciąż brakuje wartościowych zmienników, a jeżeli chodzi o podstawowych graczy, to zachodzi obawa, czy po tak morderczym sezonie jak obecny będą oni w stanie utrzymać formę również w kolejnym.


Przykłady z historii nie napawają tutaj optymizmem. Spójrzmy choćby na czołówkę zawodników w plebiscycie Złota Piłka France Football z ubiegłego roku. Rodri, Vinicius Junior, Jude Bellingham, Dani Carvajal, Erling Haaland, Kylian Mbappe to oczywiście cały czas świetni piłkarze, ale ich forma z ostatnich 10 miesięcy w każdym przypadku jest wyraźnie niższa niż ta, którą zasłużyli sobie na miejsce w czołówce najlepszych piłkarza świata. A już dzwonkiem alarmowym powinien być fakt, iż aż dwóch zawodników z pierwszej czwórki (Rodri i Carvajal) doznało jesienią kontuzji, które wyeliminowały ich na cały dalszy sezon.
Wśród największych zagadek przyszłego sezonu jest forma Roberta Lewandowskiego. Polak jest historycznym ewenementem. Nigdy jeszcze nie zdarzyło się w historii najlepszych lig Europy, żeby zawodnik w tym wieku grał tyle meczów i strzelał tyle goli. W sierpniu Polak skończy już 37 lat. Ale jak to z wybrykami natury bywa, nie ma wiary w Barcelonie, iż dyspozycja Lewandowskiego jest wieczna. Dlatego z gabinetów działaczy wyciekają informację o poszukiwaniu następcy Polaka, albo o tym, iż nie ma mowy o tym, aby najlepszy strzelec Barcelony dalej zajmował taką eksponowaną pozycję jak do tej pory.
Wielka feta w Barcelonie po zdobyciu mistrzostwa nie będzie trwała długo. Za rogiem znów bowiem czai się widmo klęski i najbliższe miesiące zdecydują, jak klub poradzi sobie z największymi wyzwaniami przed nadchodzącym sezonem.
Idź do oryginalnego materiału