Podopieczni Johna Carvera do niedzielnego spotkania przystępowali bardzo zmotywowani. Wprawdzie klub z Gdańska posiada ogromne problemy organizacyjne i jako jedyny nie otrzymał licencji na grę w przyszłym sezonie PKO BP Ekstraklasy, jednak na polu sportowym Biało-Zieloni starają się obronić przed spadkiem. Po 31. kolejkach na swoim koncie mieli 33 punkty: o 5 więcej od znajdującego się pod czerwoną kreską Śląska Wrocław.
REKLAMA
Zobacz wideo Goncalo Feio zostanie w Legii Warszawa? Żelazny: Nie powinien w ogóle pracować w Legii
Gdyby Lechii udało się w niedzielę zwyciężyć, to zrównałaby się punktami z Zagłębiem Lubin, bo oba zespoły miałyby po 36 "oczek". To sprawiłoby, iż mająca 27 punktów Puszcza Niepołomice do utrzymania musiałaby zwyciężyć każde z pozostałych trzech spotkań i liczyć na to, iż Zagłębie i Lechia już nie powiększą swojego dorobku. Szanse klubu spod Krakowa na pozostanie w lidze byłyby więc już czysto matematyczne. W przypadku straty punktów przez gdańszczan stawały się natomiast minimalne, ale były.
Kapitalny początek Lechii! Prawie zamknęli temat utrzymania
o ile piłkarze z Niepołomic oglądali pierwszą połowę spotkania w Gdańsku, to już powoli mogli pogodzić się z niemalże nieuchronnym spadkiem. Gospodarze przeważali w tej części meczu, a zespół Jacka Zielińskiego, chociaż w ostatnich czterech meczach ugrał aż 10 punktów i strzelił 7 goli, wydawał się nie mieć pomysłu na grę.
W dodatku Złocisto-Krwiści sprawili prezent Lechii, gdy w 16. minucie Marcel Pięczek w prostej sytuacji faulował Maksyma Chłania. Rzut karny na bramkę wykorzystał jego rodak Bohdan Wjunnyk i tym sposobem Lechia wyszła na prowadzenie.
Mało tego, w doliczonym czasie pierwszej połowy ekipa Johna Carvera strzeliła rywalom gola do szatni, kiedy dobre dośrodkowanie z rzutu rożnego wykorzystał Iwan Żelizko.
Wydawało się, iż już nic im nie grozi w tym meczu. Znane powiedzenie się sprawdziło
Po takim przebiegu pierwszej części meczu trudno było oczekiwać tego, iż Korona Kielce jeszcze powróci do tego spotkania. Tm bardziej iż uczyni to za sprawą Wiktora Długosza. 24-letni wychowanek klubu nie należy bowiem do najbardziej bramkostrzelnych piłkarzy. Wystarczy tylko przytoczyć statystykę, iż w 53 spotkaniach, które do tej pory rozegrał w barwach Korony, strzelił zaledwie jedną bramkę. Miało to miejsce w listopadzie 2020 roku, w spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec, gdy kielczanie grali jeszcze w 1. Lidze.
Tymczasem w 50. minucie to właśnie Długosz podszedł do piłki ustawionej do rzutu wolnego i z 20 metrów zdobył bramkę z cyklu "stadiony świata"! Ale to jeszcze nie był koniec popisów Polaka. Dziesięć minut później Długosz znakomicie odnalazł się w polu karnym gdańszczan i doprowadził do wyrównania wyniku meczu.
Gdańszczanie nie złożyli jednak broni. Do końca walczyli o wygraną, a tę w 90 minucie zapewnił im Kacper Sezonienko, który zakończył dobrze wyprowadzony kontratak. W nim najpierw Lechia odebrała piłkę na własnej połowie, następnie Camilo Mena zrobił rajd przez pół boiska, a będąc w polu karnym świetnie wypatrzył Sezonienkę, któremu pozostawało tylko wykończyć zagraną piłkę.
Wygrana Lechii oznacza, iż przypieczętowany został spadek dwóch innych zespołów: Stali Mielec i Śląska Wrocław, które utraciły choćby matematyczne szanse na utrzymanie.
Lechia Gdańsk 3:2 Korona Kielce
Bramki: Wjunnyk (18'), Żelizko (45+4'), Długosz (50', 60'), Sezonienko (90')