– Stal nie była w stanie finansowo pokryć mojej umowy. Miałem duży kontrakt na kolejny sezon. Przestałem ufać ludziom tam pracującym. Mieli dość duże długi i słabo sobie radzili z komunikowaniem tego. Cieszę się, iż jestem w Czarnych – mówi Aigars Skele, zawodnik Energa Czarni Słupsk.
Karol Wasiek: Jak się czujesz na parkiecie po kilkumiesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją stawu skokowego?
Aigars Skele, zawodnik Energa Czarni Słupsk: Po pierwsze, cieszę się, iż gram w koszykówkę. Po drugie, jeszcze nie jestem w optymalnej formie. To była bardzo długa, sześciomiesięczna przerwa. To prawie tak samo długi powrót do formy jak po zerwaniu więzadła krzyżowego przedniego. Nie jest łatwo, ale z każdym dniem czuję się coraz lepiej.
Jestem na dobrej drodze. Mam jeszcze dwa tygodnie do pierwszego meczu w PLK, więc mogę wszystkich zapewnić, iż będę w odpowiedniej formie.
Co w tym momencie jest największym problemem?
Brak rytmu meczowego. Fizycznie nie jestem jeszcze na optymalnym poziomie. Wiem, iż niektórzy pytają, dlaczego moja przerwa była tak długa. Wynika to z faktu, iż byłem bardzo cierpliwy w trakcie rehabilitacji. Niczego nie forsowałem. Wykonałem dużo pracy na siłowni, która – mam nadzieję – zaprocentuje w tym sezonie.
Czy miałeś momenty zwątpienia w trakcie tego procesu?
Nie, bo kontuzje to część tego sportu i biznesu. Spójrz na EuroBasket. Tam każda drużyna miała jednego-dwóch zawodników poza grą. Koszykówka robi się szalona pod kątem fizycznym i atletycznym. Kontuzje się zdarzają, trzeba być na to gotowym. Trzeba iść do przodu.
Czy to prawda, iż był grany temat twoich występów na EuroBaskecie?
Tak. Trener Banchi do mnie zadzwonił z informacją, iż bardzo mnie chce w szerokim składzie kadry Łotwy na EuroBasket. Byłem trochę tym zaskoczony, bo byłem w trakcie rehabilitacji. Cieszyłem się z tego, iż trener wykonał telefon, ale do wszystkiego podchodziłem z dużym dystansem.
Chciałem tam być, dołączyć do kolegów i zagrać na EuroBaskecie przed własną publicznością, ale moje ciało powiedziało: “nie ma szans”. Niestety nie byłem jeszcze gotowy na taki wysiłek. To trudny i jednocześnie smutny moment.
Jestem jednak bardzo wdzięczny trenerowi, iż pomyślał o mnie i chciał współpracować, mimo iż miałem prawie półroczną przerwę od grania. Ja to bardzo doceniam i nigdy mu tego nie zapomnę.
Jak zareagowałeś na telefon ze strony trenera Robertsa Stelmahersa? Czy byłeś zaskoczony?
Nie byłem zaskoczony. Szczerze? Czekałem na ten telefon (śmiech).
Wiem, iż niektóre drużyny w Polsce boją się do mnie zadzwonić. Mówią, iż “on się starzeje i ma duże kłopoty ze zdrowiem, na dodatek stwarza inne problemy”. To mnie mocno zastanawia, bo myślę, iż Polsce wystarczająco dużo pokazałem, by w ten sposób właśnie nie myśleć. Cieszę się, iż trener Stelmahers zadzwonił.
Słyszałem, iż bardzo gwałtownie zawarliście porozumienie.
Tak. W ciągu dwóch dni dogadaliśmy warunki kontraktu. Dwie strony powiedziały: “tak, róbmy to”. Teraz najważniejsze jest to, by wrócić do formy. Myślałem, iż będzie łatwiej, ale nie jest.
Czy to prawda, iż kwestie finansowe wcale nie były najważniejsze?
Chciałem gwałtownie gdzieś podpisać kontrakt, żeby mieć poczucie bezpieczeństwa. Trenera Stelmahersa znam bardzo dobrze, dlatego nie miałem żadnych wątpliwości. Po prostu podpisałem umowę.

Co czujesz, gdy słyszysz: “Stal Ostrów Wielkopolski”?
Stal i Ostrów Wielkopolski? To mój drugi dom. Spędziłem tam bardzo dużo czasu. Zżyłem się z ludźmi, którzy tam pracowali, a także z kibicami, którzy tworzyli kapitalną atmosferę w trakcie meczów. To była wielka frajda grać dla takich fanów.
Cieszę się, iż klub wychodzi na prostą i będzie dalej grał w ORLEN Basket Lidze. Uważam, iż liga potrzebuje Stali w swoich szeregach. Ostrów Wielkopolski żyje koszykówką, dlatego dobrze się stało, iż udało się naprawić sytuację.
Nie mogę się doczekać ponownego kontaktu z ostrowską publicznością. Tym razem w roli gościa. Będzie na pewno gorąca atmosfera. Uważam, iż liga potrzebuje takich miejsc. Niestety są drużyny, które nie mają zbyt wielu kibiców i czasami trudno się zmotywować na takie mecze. W Ostrowie Wielkopolskim zawsze będzie głośno i gorąco.
Czy byłeś w kontakcie z trenerem Andrzejem Urbanem ws. dalszej współpracy?
Nie rozmawialiśmy o tym, bo on wiedział, iż będę rozwiązywał kontrakt. Zdawałem sobie sprawę z tego, iż klub nie będzie w stanie finansowo pokryć mojej umowy. Miałem naprawdę duży kontrakt na kolejny sezon. Też mogę szczerze przyznać, iż przestałem ufać ludziom tam pracującym. Mieli dość duże długi i słabo sobie radzili z komunikowaniem tego. Wszyscy czekali nie tylko na pieniądze, ale też na konkretne informacje.
Cieszę się, iż klub wszystko naprawił i może zacząć od zera. I mam nadzieję, iż nie będzie więcej takich problemów, bo to miasto może stworzyć coś naprawdę wyjątkowego.
Jak wyglądała twoja przygoda z Rostock Seawolves?
Myślę, iż teraz mogę opowiedzieć o sytuacji, która miała miejsce w okresie przygotowawczym. Zostałem wezwany do klubu i tam odbyłem rozmowę z jednym z ważniejszych ludzi w Rostock Seawolves, który przekazał mi, miał kontakt z niemieckim lekarzem. Ten powiedział, iż “Skele musi zakończyć karierę”.
Usłyszałem wtedy, iż mój kontrakt nie będzie ważny, a sam niedługo będę jeździł na wózku inwalidzkim.
To było straszne.
Pomyślałem sobie: “co? co ten facet do mnie gada?”
Skontaktowałem się z lekarzem reprezentacji Łotwy, a także z lekarzem, który mnie operował. Rozmawiałem też z innymi lekarzami i wszyscy jasno stwierdzili, iż to bzdura. “Klub chce się z tobą rozstać w okresie przygotowawczym” – usłyszałem.
Jeśli jedna osoba na pięć mówi, iż nie mogę grać, to biorę to jako kłamstwo.
Na początku byłem mocno wkurzony i poirytowany, ale gdy opadły emocje, to moja perspektywa też się zmieniła.
Czy winię klub, iż mnie skreślił? Nie. jeżeli nie grasz, to klub może to zrobić. Z moim kolanem było coś nie tak. Było spuchnięte, nie mogłem biegać. Opuściłem cały okres przygotowawczy. Później grałem kiepsko, byłem bez formy. Na dodatek musiałem grać na środkach przeciwbólowych.
Nie mam też żadnych pretensji do trenera Przemysława Frasunkiewicza. On bardzo mnie chciał w zespole, wstawił się za mną. To dobry trener i człowiek.
Finalnie zawarliśmy porozumienie i odszedłem z klubu. Cieszę się, iż mnie tam nie ma i mogę iść dalej.
-
Tak
-
Nie
-
Tak15 głosów
-
Nie17 głosów