Absolutny cyrk w PŚ w skokach. Kompromitacja FIS to nie koniec

3 godzin temu
Zdjęcie: Screen Eurosport


Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) skompromitowała się tym, w jaki sposób rozegrała sprawę dyskwalifikacji Timiego Zajca w konkursie mikstów w Willingen. A za chwilę dowiemy się, czy nie otrzyma kolejnego ciosu. Zapowiada się na to, iż choć skoczek przeprosił za swoje zachowanie, to już słoweński związek raczej nie ma zamiaru się wycofywać z zapowiedzi podjęcia kroków prawnych wobec władz dyscypliny. W piątek może przejść do kontrataku.
Zawody Pucharu Świata w Willingen dostarczyły kibicom skoków narciarskich nie tylko sportowych emocji. Także takich niezdrowych, związanych z tym, czego wielu z nich nie trawi. Wielokrotnie czytamy komentarze fanów wściekłych, iż w tym sporcie pojawił się kolejny konflikt na tle sprzętowym. Po zawodach w Niemczech dostaliśmy jeden z największych, o jakich można było pomyśleć.


REKLAMA


Zobacz wideo Coming out polskiego skoczka! Kosecki: Mega szanuję taką postawę


Szef słoweńskich skoków ma zabrać głos. Związek zapowiadał kroki prawne wobec FIS
Dyskwalifikację Timiego Zajca za wysokość krocza podczas rywalizacji drużyn mieszanych w Willingen i to, co Słoweniec zrobił w drugiej serii tamtego konkursu opisywaliśmy szeroko w relacjach prosto z Muehlenkopfschanze: tekstach "Absolutny cyrk w Willingen! Tego jeszcze nie było. Thurnbichler zdębiał" i "Kulisy skandalu na PŚ w Willingen. Jest reakcja FIS". Ten temat nie wygasł jednak wraz z zakończeniem zawodów.


Niedługo po wydarzeniach z Willingen Słoweński Związek Narciarski w oświadczeniu zapowiedział wówczas, iż rozpoczął zbieranie danych, żeby w przyszłości zareagować podjęciem kroków prawnych wobec FIS. Kolejne informacje w sprawie miały zostać przekazane w czwartek, ale tak się nie stało.
Teraz usłyszeliśmy ze słoweńskiej federacji, iż powinniśmy ich oczekiwać w piątek rano. Głos ma zabrać szef słoweńskich skoków Gorazd Pogorelcnik. Nie wiemy, w jakim charakterze będzie się wypowiadał, ale zakładamy, iż raczej nie wyciszenia sporu. Gdyby miał takie zamiary, po prostu odpuściłby sobie jakąkolwiek reakcję.
FIS wydał oświadczenie i je usunął. Tak uciszył Zajca
Ten ruch przyjdzie, mimo że, jak w sobotę w Willingen informował FIS, Timi Zajc przeprosił dyrektora Pucharu Świata Sandro Pertile za swoje zachowanie. Federacja przekazała to w specjalnym komunikacie.


"Po dyskwalifikacji i następujących po niej reakcjach, wypowiedziach Słoweńca Timiego Zajca po konkursie mikstów w Willingen odbyło się spotkanie stron w tej sprawie. Timi Zajc, Christian Kathol, Sandro Pertile i Robert Hrgota spotkali się, żeby przedyskutować sprawę.
- Przedyskutowaliśmy i przeanalizowaliśmy wczorajszą sytuację razem. Timi Zajc głęboko żałuje swojego zachowania i wypowiedzi wygłoszonych w mixed zonie, przeprosił i zapewnił nas, iż takie wydarzenia nie będą miały już miejsca w przyszłości. Zaakceptowaliśmy te przeprosiny i patrzymy w przyszłość. Nie możemy doczekać się konkursów w Willingen i koncentrujemy się na świetnych sportowych emocjach, których tu doświadczymy - powiedział Sandro Pertile po spotkaniu" - czytaliśmy w oświadczeniu. Do czasu, bo gwałtownie zniknęło.
Komunikat przez kilka minut był opublikowany na oficjalnych profilach FIS w mediach społecznościowych. Czemu? Nie wiadomo, ale wcześniej przekazano je tylko do wiadomości komentatorów telewizyjnych, na specjalnej grupie na WhatsAppie. To, iż zdecydowano się je usunąć, już wygląda po prostu śmiesznie, niepotrzebnie dziwnie i budzi wątpliwości co do jego treści.
Ta tylko wskazuje, w jakim kierunku w sprawie próbuje iść FIS. Wyciszenia sprawy, zamiecenia jej pod dywan i unikania trudnych pytań. Zajc, pewnie mając do wyboru karę od FIS, np. zawieszenie w startach w zawodach, zdecydował się zrobić krok w tył, co nie jest niczym dziwnym. Kadry nigdy nie chcą angażować w tego typu sprawy zawodników, bo oni są narażeni na najbardziej dotkliwe działania władz dyscypliny. Dlatego najmocniejsze wypowiedzi zleca się trenerom czy dyrektorom sportowym, a zachowanie takie jak to Zajca są rzadkością. I zwykle kończą się właśnie tak jak tutaj. Zajc został spacyfikowany, skutecznie uciszony. FIS będzie się bronił, iż przecież sam przeprosił, ale taka jest prawda: po tym, co zrobił w Willingen, pogrożono skoczkowi palcem i nie zostawiono mu innego wyjścia.


Skrajna niekonsekwencja Kathola. Tego nie da się obronić
Fakt, iż Christian Kathol nie zdyskwalifikował jawnie naginającego przepisy dotyczące manipulacji sprzętem Timiego Zajca to kompromitacja kontrolera i federacji. Tego nie da się obronić. I FIS choćby nie będzie próbował.
A szkoda, bo dobrze byłoby się dowiedzieć, co Kathol uważa o tym, iż Zajc wyeksponował na oczach kamer, jak oszukać obecny system kontroli sprzętu, przynajmniej w kontekście sprawdzania wysokości krocza. I żeby było jasne: pewnie, iż gdy nie pokazują ich kamery, tak robi wielu innych zawodników, ale brak wykluczenia z wyników w przypadku tak oczywistej manipulacji to skrajna niekonsekwencja Kathola. Przecież Austriak twierdzi, iż nie można robić tego, co pokazał kamerom Zajc. Właśnie każdy naciągający kombinezon dostał do ręki argument, iż można: w razie dyskwalifikacji wystarczy pokazać Katholowi filmik z Zajcem i zapytać, czemu wtedy nie zrobił podobnie.
Oficjalnie do tematu Willingen nikt jednak nie będzie miał ochoty wracać. Na to wskazuje już fakt, iż o sprawie nie wypowiadał się reagujący na to, co się wówczas działo, bardzo emocjonalnie Sandro Pertile. Jego mowa ciała przy długiej rozmowie z trenerem Słoweńców Robertem Hrgotą wskazywała, iż chciał jak najszybciej opuścić miejsce, gdzie mógł być zaczepiony przez kogoś zadającego "niewłaściwe" pytania. I odciągał od takich rozmów innych. Przed nami dwa kolejne weekendy z zawodami PŚ, a zaraz najważniejsza impreza sezonu - mistrzostwa świata w Trondheim. FIS ma zestaw świetnych wymówek, żeby siedzieć cicho.
Inne kadry się nie wychylają, choć w podobnych okolicznościach co Zajcowi dzień później w Niemczech oberwało się jeszcze na pewno Japończykom i Niemcom za sprawą dyskwalifikacji Naokiego Nakamury i Adriana Tittela.


To były jednak za mało znaczące sprawy, żeby je szeroko omawiać w środowisku. To po prostu nie leży w interesie pozostałych reprezentacji, które nie chcą w żaden sposób oberwać w stylu Słoweńców. Jeszcze w Willingen nazywały zachowanie Zajca "dziwną reakcją" na kontrolę, którą inni przechodzą i piętnowały to, jak nie utrzymał kontroli nad własnymi emocjami. Dopiero gdy spotka ich to samo co Słoweńców, staną przed wyborem: reagować mocno i konkretnie, czy liczyć, iż trzymania języka za zębami się opłaci. zwykle wybiera się to drugie.
Kranjec dalej dodaje zdjęcia, a sprzętowiec Słoweńców powiedział o sprawie "sprzecznej z logiką"
Słoweńcy uznali jednak, iż sprawy zaszły za daleko, żeby na tym poprzestać. Choć sprawę gwałtownie wygładzili i oddzielili działania kadry od tego, co ma w planach związek. Opadły emocje i gwałtownie zrozumieli, iż skoczkowie muszą mieć spokój i czyste głowy do rywalizacji, a nie myśleć o buntach, choć oczywiście to te w ich wykonaniu byłyby najgłośniejsze.
przez cały czas przebijają się jednak sygnały, które sugerują, iż nikt w sztabie Słoweńców zdania na temat tego, co działo się w Willingen nie zmienił. Choćby wciąż pojawiające się na instagramowym profilu Roberta Kranjca zdjęcia kombinezonów zawodników z innych nacji - według niego nieprzepisowych.
Ciekawie brzmi też opinia sprzętowca Słoweńców, Gaspera Berlota, który tłumaczył portalowi "Siol.net", iż skoro skoczkowie mogą podciągać kombinezony przed kontrolą wysokości krocza na górze skoczni - bo kombinezon może się osunąć w dół, gdy będą schodzić po schodach i czekać na oddanie skoku, to wymaganie od nich tej samej wysokości krocza na dole, po skoku, to coś "sprzecznego z logiką".


Hrgota: To zamieszanie pozostawiło u nas trochę mentalnych szkód
Jeszcze w Willingen udało nam się krótko porozmawiać z trenerem Słoweńców, Robertem Hrgotą. Szkoleniowiec mówi, iż zamieszanie wokół dyskwalifikacji i zachowania Zajca miało pewien wpływ na zawodników. - Dzieje się tak zwłaszcza jeżeli w tym wszystkim jesteś tym, który jest wykluczany. To zamieszanie pozostawiło u nas trochę mentalnych szkód, ale co cię nie zabije, to cię wzmocni - uważa Słoweniec.
Zapytaliśmy go także o długą pogadankę z Sandro Pertile. - Rozmawialiśmy i dyskutowaliśmy. Każdy z nas ma własne opinie i chcielibyśmy dojść z nimi do punktu wspólnego - wskazuje tylko na temat piątkowej rozmowy z dyrektorem PŚ Hrgota. I podkreśla, iż nie wie, co zrobi ze sprawą sprzętowego konfliktu słoweński związek. - Mówili, iż sami się tym zajmą, więc nie mam pojęcia. Nie jestem w to zamieszany - zapewnia.


choćby gdyby był, to nic by teraz nie zdradził. To już nie w jego rękach jest udowadnianie FIS racji Słoweńców i Hrgota, który w ostatnich dniach też był pod sporą presją, przyjmuje to raczej z ulgą. Teraz czas na ruch jego przełożonych. Niewykluczone, iż Słoweńcy zrezygnują z ostrych reakcji w gorącym okresie przed mistrzostwami świata. Ale jest też szansa, iż to dopiero w piątek dyskusja o tym, co ma miejsce w kontroli sprzętu w skokach, rozpocznie się na dobre. A Słoweńcy wykorzystają osłabioną pozycję skompromitowanego FIS.
Idź do oryginalnego materiału