Absolutnie kosmiczny finał Hurkacz - Djoković! O triumfie zdecydował tie-break!

4 godzin temu
Cztery lata temu Hubert Hurkacz skończył karierę Rogerowi Federerowi, rok temu pokonał Rafaela Nadala, a teraz w finale turnieju ATP 250 w Genewie prawie zepsuł urodziny Novakowi Djokoviciowi. Niestety, tylko "prawie". Polak przegrał z Serbem po raz ósmy w ich ósmym starciu. Trudno szukać pocieszenia w tym, iż porażka była minimalna - 7:5, 6:7, 6:7. Choć na pewno forma Hurkacza to dobry prognostyk przed Roland Garros, gdzie już we wtorek Hubert zagra w pierwszej rundzie.
Zaledwie cztery dni temu Hubert Hurkacz zaczynał turniej w Genewie po cichu. Udział Polaka w imprezie rangi ATP 250 nie pobudzał wyobraźni kibiców i dziennikarzy. Wszyscy byliśmy ciekawi, jak Hurkacz wypadnie w ostatnim teście przed Roland Garros, ale chyba nikt nie miał wygórowanych oczekiwań.


REKLAMA


Zobacz wideo Jakub Kosecki o kryzysie psychicznym Igi Świątek: Ta sytuacja weszła jej mocno do głowy


Do Szwajcarii nasz gracz poleciał z przeciętnym bilansem 10 meczów wygranych i dziewięciu przegranych w 2025 roku. Jak to się stało, iż na korcie ziemnym położonym 400 metrów nad poziomem morza tak bardzo odżył?
Na pewno warunki mu pomogły, bo na tej wysokości piłki latają szybciej i odbijają się wyżej, co premiuje graczy mocno serwujących. Ale u Hurkacza efekty daje dłuższa przerwa od gry, jaką zrobił sobie po marcowym turnieju w Indian Wells. Po nim nie grał przez półtora miesiąca. I choć powrót miał nieudany – w Madrycie przegrał już w pierwszym meczu, z Francuzem Bonzim, to już Rzym pokazał, iż Polak wraca do formy. Na tamtejszej mączce Hurkacz dotarł do ćwierćfinału. Na tym etapie przegrał z dużo wyżej notowanym Amerykaninem Paulem. Martwiliśmy się, iż w tamtym spotkaniu nie tylko mnożył błędy (w dwóch setach miał aż 48 niewymuszonych pomyłek), ale też tym, iż widać było iż dokucza mu kolano, które uszkodził na ubiegłorocznym Wimbledonie.
Kolano Hurkacza z opatrunkiem. Ale to nie był problem
Na szczęście w Genewie trochę straszył tylko okazały opatrunek czy może raczej stabilizator na kolanie Polaka. Ale w jego grze nie było widać żadnych dolegliwości. Już cztery wygrane mecze w cztery dni, w tym zwycięstwo nad czwartym w światowym rankingu Amerykaninem Fritzem, robiło duże wrażenie. A w nagrodę za taką drogę do finału Hurkacz dostał w nim pojedynek z Djokoviciem.
Serb w trakcie turnieju w Genewie świętował swoje 38. urodziny. Na pozór Hurkacz w finale musiał być dla niego rywalem wymarzonym. Wszak wcześniej mierzył się z Polakiem już siedem razy i wszystkie mecze wygrał. Fani Serba na pewno mocno wierzyli, iż Nole znów będzie górą i tym samym wywalczy jubileuszowy, już setny, tytuł ATP w karierze.


Ale Hurkacz miał inne plany. A my z przyjemnością patrzyliśmy, jak próbuje je wcielić w życie, walcząc z triumfatorem aż 24 turniejów wielkoszlemowych.
Hurkacz serwował choćby pod 230 km/h. A to nie była jego jedyna broń
- Znakomicie biega, jest lekki, szybki – zachwycał się Hubertem Tomasz Tomaszewski przy stanie 2:1 dla Polaka w pierwszym secie. O Djokoviciu można było powiedzieć to samo. A nawet, uczciwie mówiąc, trzeba zaznaczyć, iż to on pewniej wygrywał swoje gemy serwisowe niż Polak. Hurkacz potrafił zaserwować asa choćby z prędkością 227 km/h, ale świetnie returnujący Serb miał okazje na przełamanie. Przy wyniku 2:2 i podaniu Hurkacza Djoković prowadził 30:0 i 40:15. Hurkacz uratował się wtedy serwisem. Natomiast Djoković długo ratować się nie musiał. W pierwszej partii swoje gemy serwisowe wygrał kolejno: do 15, do 15, znowu do 15, do zera, do 15 i dopiero w ostatnim – gdy przegrywał 5:6 – musiał walczyć z Polakiem na przewagi. Gdy przez prosty forhendowy błąd Serba przy siatce – przez uderzenie w taśmę – Hurkacz nieoczekiwanie miał setbola, to utytułowany rywal popełnił podwójny błąd serwisowy. I po prawie godzinie gry cieszyliśmy się z niespodziewanego prowadzenia naszego rodaka.
W siedmiu wcześniejszych meczach z Djokoviciem Hurkacz wygrał w sumie zaledwie cztery sety z 21 rozegranych – Szalenie mi się Hubert podoba. Jest bardzo spokojny i pewny swego – podkreślał między setami Tomasz Tomaszewski. A po chwili komentator Polsatu Sport opowiadał o zdenerwowaniu Djokovicia. Serb stwierdził, iż kort jest za miękki i poprosił o wyrównanie go. Na pewno w twardej grze z Hurkaczem w końcówce seta nie wytrzymał. I generalnie Polak wygrał partię zasłużenie. W statystykach imponująco wyglądała zwłaszcza liczba uderzeń kończących naszego tenisisty. Miał ich w pierwszej partii aż 17 przy tylko ośmiu rywala. To pokazuje, kto narzucał warunki gry, kto starał się być bardziej agresywny. A przy tym Hurkacz nie popełniał wielu błędów – niewymuszonych pomyłek miał 11 przy 13 Djokovicia.
Sardoniczny uśmiech Djokovicia. Do tego doprowadzał go Hurkacz
Krótko mówiąc: po pierwszym secie mieliśmy sporo powodów do optymizmu. Ale jednocześnie ani na moment nie wolno było nam, a zwłaszcza Hurkaczowi, zapomnieć, iż Djoković mnóstwo razy wychodził z większych opresji.


Faworyt zaatakował od razu w pierwszym gemie drugiego seta. Wtedy przy serwisie Polaka oglądaliśmy długie granie na przewagi. Hurkacz świetnie to wytrzymał, obronił breaka i po 14 rozegranych punktach wyszedł na prowadzenie 7:5, 1:0. Im dłużej trwała druga partia, tym częściej widzieliśmy – jak podkreślał komentator - sardoniczny uśmiech Djokovicia. Wielki mistrz zdawał się samemu sobie, pod nosem, nieco ironiczne komentować niesamowite zagrania Hurkacza. Polak był – znów zacytujmy Tomasza Tomaszewskiego – w swojej bańce. Imponował koncentracją i odpornością. Gemy serwisowe na 2:1 i 4:3 znów wygrał po walce na przewagi. Nie pękał w takich momentach, w jakich w przeszłości wiele razy uciekały mu cenne wygrane.
Tie-break, czyli znowu to samo
Niestety, i tym razem znów było blisko i znów szansa uciekła. Gdy w drugiej partii konieczny do jej rozstrzygnięcia okazał się tie-break, wielu polskim kibicom na pewno przypomniały się wydarzenia z Wimbledonu 2023. Wówczas Hurkacz przegrał z Djokoviciem 6:7, 6:7, 7:5, 4:6, a z tamtych dwóch przegranych tie-breaków pewnie na zawsze zapamiętał zwłaszcza trzy setbole zmarnowane w pierwszym.
Teraz w Genewie Djokovic będąc pod presją pokazał wielką klasę. W tie-breaku błyskawicznie wypracował sobie przewagę i wygrał go pewnie 7-2. Niestety, zdominował Polaka. Niestety, Hurkacz w tej rozgrywce, która mogła dać mu wygranie meczu, się cofnął. Serb grał kapitalnie, ale trudno było nie mieć wrażenia, iż Polak w tamtym momencie przestał robić to, co wcześniej świetnie działało, czyli równoważyć ofiarność w obronie ze świetnymi atakami, w tym zaskakującymi kontrami.
W tamtym momencie zaznaczyła się przewaga Djokovicia. W całym drugim secie Serb miał 17 winnerów i 15 niewymuszonych pomyłek, a Hurkacz miał bilans 17:17, co było dużą zmianą w porównaniu z pierwszym setem (przypomnijmy: 17:11 u Polaka i 8:13 u Serba).


W oczekiwaniu na decydującą partię finału Tomasz Tomaszewski podał statystykę, która dobitnie świadczy o klasie Djokovicia. Otóż Novak aż 147 razy wygrywał mecze, które zaczynał tak, jak ten finał – od przegrania pierwszego seta.
Hurkacz zrobił to, co robi Świątek
O dziwo decydujący set zaczął się od przełamania wywalczonego przez Hurkacza. W jednej z wymian piłka dziwnie skoczyła przed Djokoviciem i choć po tym punkcie panowie rozegrali jeszcze kilka, to zdaje się, iż Serb po gemie znów miał pretensje o stan nawierzchni. Ale nieważne – dla nas liczyło się tylko to, iż Polak poszedł za ciosem i do zera wygrał gema na 7:5, 6:7, 2:0. W tamtym momencie można było wierzyć, iż skoro Hurkacz nie przegrał gema przy swoim podaniu ani w pierwszym, ani w drugim secie, to nie da się przełamać również i w trzeciej partii. A to wystarczyłoby do wygrania finału.
Przed trzecim setem Hurkacz wyszedł na przerwę toaletową. Czyli zrobił to, co często robi Iga Świątek (i tak naprawdę wielu innych tenisistów). Wygląda na to, iż świetnie wykorzystał chwilę dla siebie. Nie wiemy, jak spędził te pięć minut, ale najważniejsze było, iż po powrocie nie rozpamiętywał wydarzeń z tie-breaka. Swojego drugiego gema serwisowego w trzecim secie też wygrał do zera (na 7:5, 6:7, 3:1). W kolejnym zrobił to samo (na 7:5, 6:7, 4:2). Djokoviciowi pozostawało coraz mniej okazji, by spróbować odwrócić wynik. A Hurkacz zdawał się całym sobą mówić rywalowi, iż nie da mu na to żadnej szansy. Ale po dwóch godzinach i 40 minutach tego finału znów mieliśmy w nim remis.
Djoković wygrał gema serwisowego Hurkacza przy stanie 7:5, 6:7, 4:3 dla Polaka. Wygrał, bo w pierwszym punkcie nasz tenisista fatalnie wpakował w siatkę taką piłkę, którą po prostu musiał skończyć. Wtedy Serb poczuł krew. Po chwili było 0:30 i 15:40. Drugiego breakpointa wielki Nole wykorzystał. A przy wyniku 5:7, 7:6, 4:4 (patrząc z jego perspektywy) i przed swoim serwisem porwał publikę do szaleńczego dopingu. I odwrócił wynik, bo zaraz przy swoim serwisie wyszedł na prowadzenie. Hurkacz odpowiedział na to gemem wygranym szybko, do 15. Zaserwował w nim już 18. asa w meczu. Robił wszystko, żeby ten mecz wygrać, żeby to było dla niego widowisko niezapomniane nie tylko za sprawą serca, które włożył, ale też wyniku. Gdy przegrywał 7:5, 6:7, 5:6, to zdołał doprowadzić do tie-breaka. I znów pozostawało nam wierzyć, iż w tej decydującej rozgrywce nie będzie jak zawsze.


Hurkacz wygrywał już z Federerem i Nadalem. Ale znów uciekł mu hat trick
Tie-break zaczął czwartą godzinę tego meczu. Można byłoby tłumaczyć, iż Polak popełniał w nim niewymuszone błędy (szczególnie bolały wyrzucane w aut forhendy) przez zmęczenie. Ale prawda jest inna. Po prostu znów pod szczególną presją wyszło mistrzostwo Djokovicia i wyszły niedostatki Hurkacza. Dlatego tie-breaka Polak znów przegrał 2-7.
Dla 38-letniego Djokovicia to był już 142. finał turnieju ATP w karierze. Wygrał po raz setny. Ciekawostka: swój pierwszy finał Serb rozegrał przeciwko Nicolasowi Massu, czyli obecnemu trenerowi Hurkacza. To było 19 lat temu w holenderskim Amersfoort. Djoković wygrał.


Natomiast 28-letni Hurkacz zagrał właśnie 12. finał turnieju ATP w karierze. I przegrał po raz czwarty.
Zwycięstwo Polaka w turnieju Genewie nie byłoby tak cenne jak jego triumfy w „tysięcznikach" w Miami i Szanghaju sprzed lat, ale tu wygrana byłaby niezwykle prestiżowa. W poprzednich latach Hurkacz zdołał pokonać Rogera Federera (w ćwierćfinale Wimbledonu 2021, co było ostatnim meczem Szwajcara w karierze) i Rafela Nadala (na ubiegłorocznym turnieju w Rzymie), a teraz mógł skompletować hat tricka, czyli szczycić się pokonaniem wszystkich przedstawicieli wielkiej trójki. Niestety, wciąż nie może.


Oby po mimo wszystko bardzo dobrym niespełna tygodniu w Szwajcarii Hurkacz kontynuował dobra grę we Francji. Już we wtorek czeka go mecz pierwszej rundy Roland Garros. I od razu będzie to trudne wyzwanie, bo za rywala nasz 31. zawodnik światowego rankingu (w rankingu na żywo właśnie awansował na miejsce 28.) będzie miał rewelacyjnego Joao Fonsecę. Brazylijczyk w wieku zaledwie 18 lat jest już notowany na 65. miejscu.
Idź do oryginalnego materiału