Mieszany konkurs drużynowy w Lillehammer nie mógł przyprawić polskich kibiców o szybsze bicie serc, bo nasz zespół jest za słaby, żeby walczyć z najlepszymi (wygrały Niemcy przed Norwegią i Austrią). Biorąc pod uwagę niedostatki polskiego miksta trzeba ocenić, iż siódme miejsce to całkiem niezły wynik.
REKLAMA
Zobacz wideo Niezwykłe miejsce w Szwecji. Sprzęt dla skoczków jak z filmów science-fiction
Siódme miejsce jest niezłe zwłaszcza jak na fatalny początek. W pierwszej grupie konkursu Polskę reprezentowała Nicole Konderla. Doświadczona już zawodniczka spadła na bulę. Jej zaledwie 88,5 metra było jedną z najgorszych odległości w całych zawodach. Konderla w pierwszej serii miała notę lepszą tylko od jednej rywalki – od Tetiany Pyłypczuk z Ukrainy, która spadła na 70. metr.
Nasza 23-latka potrafiła już punktować w Pucharze Świata, nic więc dziwnego, iż sama ostro zrecenzowała swój występ. Patrząc na wyświetlającą się dla niej notę, po prostu schowała twarz za rękawicą.
Dla Polski cel minimum celem maksimum
Damska część polskiego miksta jest od zawsze znacznie słabsza od męskiej, ale od Konderli można i trzeba było oczekiwać chociaż tyle, ile pokazała Anna Twardosz. Ona w pierwszej serii osiągnęła 102,5 metra. Była lepsza od Pyłypczuk, Konderli i jeszcze od Amerykanki Anniki Belshaw. To też nie rzuca na kolana, ale przekroczenie setnego metra na skoczni o rozmiarze 140 metrów jest po prostu granicą przyzwoitości.
Bardzo przyzwoicie w pierwszej rundzie spisali się nasi panowie - Paweł Wąsek skoczył 130 metrów i to był czwarty wynik wśród mężczyzn, a Aleksander Zniszczoł wylądował na 123. metrze i był wśród skoczków dziewiąty.
Tuż po swoim pierwszym skoku Zniszczoł był zdziwiony, iż będzie mógł skoczyć jeszcze raz. - Skaczemy dalej? - miał dopytywać obecną na miejscu ekipę dziennikarsko-reporterską Eurosportu i TVN-u.
Tak, po zsumowaniu wyników okazało się, iż Polska na półmetku zawodów jest siódma. Pomogła nam dyskwalifikacja Tate’a Frantza - Amerykanin nie skoczył, bo miał problem z suwakiem w kombinezonie, a gdyby skoczył, możliwe, iż bylibyśmy na ósmym miejscu. Ale i z niego weszlibyśmy do drugiej serii. A to był cel minimum.
Wąsek może walczyć o top 10
W rundzie finałowej okazało się, iż kilka ponad minimum możemy zrobić. Po kolejnym mizernym skoku Konderli (97 m) i świetnym Wąska na 132,5 metra przez moment Polska była na szóstym miejscu, a szóste miejsce to najlepszy wynik naszego miksta w historii.
Ale Twardosz nie była w stanie tego utrzymać, a jej słaby skok - na 96,5 m - nie tylko zrzucił nas na miejsce siódme (i to ex aequo z Francuzami), ale też spowodował taką stratę do szóstych Finów (24,9 pkt), której Zniszczoł nie mógł odrobić. Fin Antti Aalto spokojnie się obronił, choć skoczył tylko 108 metrów. To dlatego, iż w bardzo trudnych warunkach (1,5 m/s wiatru w plecy) Polak doleciał jedynie do 115. metra.
A zatem zaczynamy od przeciętnego występu drużyny, z naprawdę bardzo dobrymi skokami Wąska do zapamiętania (w sumie miał wśród mężczyzn szóstą notę). A to dobra wiadomość przed sobotą i niedzielą. Wtedy w Lillehammer odbędą się konkursy indywidualne (oba o godzinie 16.00, oba zostaną poprzedzone kwalifikacjami o godz. 14.45). Wygląda na to, iż możemy mieć swojego człowieka w top 10. Po bardzo słabej poprzedniej zimie takie wyniki na początek nowego sezonu wzięlibyśmy z pocałowaniem ręki.