Było 56 sekund do końca, gdy Jordan Loyd z gracją wyskoczył w górę, odchylił się nieco do tyłu i wypuścił piłkę z rąk. A ta czyściutko wpadła do kosza, wynik na tablicy zmienił się na 80:72 dla Biało-Czerwonych. Rywale poprosili o przerwę, a Polacy na ławkę rezerwowych schodzili przybijając piątki, kapitan Mateusz Ponitka, który chwilę wcześniej świetnie zablokował rywala przy rzucie za trzy, uniósł ręce w górę. Do końca meczu pozostawało jeszcze kilka akcji, ale Polacy wiedzieli, iż już wygrali!
REKLAMA
Zobacz wideo Gortat imprezował z mężem Kim Kardashian. "Była opcja na pidżama party w rezydencji Playboya"
Kilka sekund przed ostatnią syreną Loyd i Ponitka kozłowali sobie piłkę przy linii środkowej, po chwili dołączył do nich Michał Sokołowski. A potem była euforia i "Dziękujemy!" z trybun. Biało-Czerwoni cieszyli się pięknie, trudny mecz wygrali 80:72.
Ćwierćfinał, który nasi koszykarze właśnie osiągnęli, to już jest sukces. Miejsce w ósemce turnieju napakowanego graczami NBA i gwiazdami Euroligi, których polska reprezentacja nie ma, jest dużym osiągnięciem. Wszystko, co uda się zrobić ponad to, będzie sensacją. Dokładnie taką, gdy trzy lata temu w ćwierćfinale EuroBasketu Biało-Czerwoni wyeliminowali Słowenię. Teraz w meczu o półfinał zmierzymy się z Turcją, która ma m.in. gwiazdę NBA Alperena Senguna i będzie zdecydowanym faworytem.
Słaby początek, z założeń nic nie wyszło
Z planów na dobry początek meczu nic nie wyszło. Wiedzieliśmy, iż jeżeli mamy pokonać Bośnię i Hercegowinę, to potrzebujemy Jordana Loyda w najlepszej formie – takiej, w jakiej był w meczach ze Słowenią, Izraelem i Islandią, gdy rzucał 32, 27 i 26 punktów, a niekoniecznie takiej, jak z Francją czy przede wszystkim Belgią, gdy zdobywał 18 i siedem. Dlatego trener Igor Milicić zapowiadał przed meczem, iż zespół chce Loyda "otworzyć" już na początku meczu, wypracować mu kilka pozycji do rzutu. Amerykanin spudłował jednak pierwszy rzut z półdystansu, a potem spudłował także drugi, pod presją czasu, za trzy. Mocno pilnowany miał problemy z wypracowaniem sobie kolejnych pozycji.
Drugim kluczowym punktem planu na mecz, było ograniczenie Jusufa Nurkicia – potężnego środkowego, który od 11 lat gra w NBA. On potrafi dominować pod koszem, ale także przymierzyć za trzy i to właśnie od celnej trójki Nurkić rozpoczął grę. Piłka po obręczy skakała, skakała, ale do kosza wpadła. I obręcz Nurkicia polubiła – środkowy zdobył siedem pierwszych punktów dla swojej drużyny. A gdy Bośniacy trafili dwie trójki z rzędu, przegrywaliśmy już 2:13.
Bez Loyda i przy trafiających Bośniakach wyglądaliśmy po prostu źle. Rzuty pod presją nie wpadały do kosza, podania nadziewały się na ręce aktywnych w obronie rywali. Próbowaliśmy odpowiadać zadziornością w obronie, dwa przechwyty zaliczył Mateusz Ponitka, blok dołożył Dominik Olejniczak. Ale dopiero za czwartym razem, w 8. minucie – z wejścia pod kosz, z faulem – trafił swój rzut Loyd. Po celnym wolnym przegrywaliśmy jednak 9:17, a po całej pierwszej kwarcie choćby wyżej – 14:23.
Polska - Bośnia. Obudził się Jordan Loyd, wynik lepszy niż gra
Polacy grali w sposób niezrozumiały i już pal sześć, iż bez skuteczności. Brakowało także dokładności, ruchu w ataku, energii. Owszem, Bośniacy w obronie grali dobrze, ale Biało-Czerwoni nie potrafili ich przełamać. Trener Igor Milicić skakał przy linii bocznej, przekazywał wskazówki, robił zmiany, ale nic nie działało. A raz selekcjoner choćby musiał uspokajać swój sztab, bo sędzia zwrócił uwagę, iż jeżeli asystenci i trenerzy będą dalej wstawać i kręcić się przy ławce, to zespół zostanie ukarany przewinieniem technicznym.
Ale zamiast sędziów, przez długie minuty karali nas Bośniacy. W końcu jednak przełamał się Loyd, który wziął na siebie ciężar gry - Amerykanin się rozkręcił i do przerwy miał 17 punktów, znów pokazywał te swoje świetne akcje indywidualne: wejścia pod kosz i rzuty po zwodach. Wspierał go Ponitka i w przerwie, przy wyniku 40:44, można było powiedzieć, iż na jak tak słabą grę Biało-Czerwonych (38 proc. skuteczności z gry), to rezultat jest dobry. Tym bardziej iż Bośniacy mieli aż 60 proc. za trzy (9/15).
Na początku drugiej połowy mecz był już wyrównany, nerwowy, ale to rywale pozostawali z przodu, bo nasi środkowi nie potrafili zatrzymać Nurkicia. To on, wraz ze skutecznym Robersonem, sprawiali nam najwięcej kłopotów. W 27. minucie przegrywaliśmy 47:55 i wciąż brakowało nam impulsu, serii udanych akcji po obu stronach boiska. Dwoił się i troił Ponitka, który pakował się pod kosz, wymuszając faule potężnego Nurkicia, ale Bośniacy odpowiadali punktami.
Andrzej Pluta bohaterem początku czwartej kwarty
W końcu ta seria nadeszła - Ponitka zdobył siedem punktów z rzędu, a kiedy Aleksander Balcerowski dobił rzut kapitana wykonany nad Nurkiciem, w 28. minucie zrobiło się 56:56. Uaktywnił się sektor wypełniony polskimi kibicami, którzy siedzieli tuż za ławką Polaków. Z flagami i szalikami Biało-Czerwonych dopingowało około 100 osób, po drugiej stronie parkietu swój sektor mieli Bośniacy, którzy z bębnami i megafonem byli nieco głośniejsi.
Ale Polacy zaczęli ich zagłuszać, bo to nasi gracze zaczęli grać lepiej. W końcówce trzeciej kwarty wyszliśmy na prowadzenie 62:59 po tym, jak Balcerowski podał do rogu do Andrzeja Pluty, który trafił za trzy. Balcerowski pod koszem był sam, chyba nie zauważył, iż nie było przy nim obrońcy, ale wybrał lepiej niż się wydawało. Polacy zaczynali łapać rytm, przejmować inicjatywę. Ale z drugiej strony Bośniacy wciąż się odgryzali, prowadzenie się zmieniało.
I wtedy w główną rolę wszedł on, Andrzej Pluta. Syn byłej gwiazdy reprezentacji Polski zaczyna przerastać ojca, w meczu z Bośnią i Hercegowiną trafiał w bardzo ważnych momentach - za trzy, z wejść, z wolnych. I jeżeli 25-letni rozgrywający był bohaterem początku czwartej kwarty, to wielki plus za inną drugoplanową rolę należy się Olejniczakowi. W 35. minucie zebrał piłkę w ataku i dobił ją z faulem, po czym Ponitka aż przyklęknął z wyciągniętą z euforii pięścią. Było 73:66 dla Polski.
I choć Bośniacy walczyli do końca, to kilka punktów przewagi utrzymaliśmy, wygraliśmy 80:72. 28 punktów zdobył dla Polski Loyd, 19 dodał Ponitka, a 10 - Sokołowski. Ćwierćfinał z Turcją rozegramy we wtorek, zdecydowanym faworytem będą rywale.