5 szybkich wniosków: Lech – Piast 1:0

kkslech.com 4 godzin temu

Pięć szybkich wniosków to cykl opisujący w uproszczeniu dany mecz Lecha Poznań. Jeszcze przed przedstawieniem plusów i minusów danego spotkania, analizą gry konkretnego zawodnika czy dogrywką, prezentujemy pięć szybkich i pomeczowych wniosków. Kilkadziesiąt minut po każdym meczu na gorąco pięć spostrzeżeń na temat występu drużyny Kolejorza, poszczególnych piłkarzy czy obecnej sytuacji zespołu.

PRZEWAGA W WOLNYM TEMPIE

Lech Poznań będący w trudnej sytuacji kadrowej musiał wygrać to spotkanie, żeby zdobyć upragnione Mistrzostwo Polski. Na piłkarzach spoczywała ogromna presja, niestety było to widać po zachowaniu zawodników, którzy od początku nie mogli znaleźć rytmu. Lechici grali wolno i zbyt przewidywalnie dla rywala, mając optyczną przewagę nie potrafili stworzyć sobie zbyt wielu okazji podbramkowych. Pod naszą bramką Piast grał szybciej, składniej, on grał bez presji, na luzie, więc nic dziwnego, iż gwałtownie stworzył duże zagrożenie oddając 2 celne uderzenia. Nasz zespół miał problem z celnymi strzałami, na dodatek nie wiadomo, dlaczego częściej atakował lewą niż prawą stroną, gdzie przecież biegali będący ostatnio w dobrej formie Joel Pereira i Ali Gholizadeh. Na szczęście tym razem zmobilizowany był Afonso Sousa, Portugalczyk często jest przy Bułgarskiej zupełnie innym zawodnikiem niż na wyjazdach, przez co można było liczyć, iż w ofensywie zrobi coś z niczego. Niestety oprócz niego ciężko było kogoś wyróżnić, z przodu graliśmy przede wszystkim za wolno, aby mówić o dużej przewadze Lecha Poznań czy o golu wiszącym w powietrzu.

GOL PRZYBLIŻAJĄCY DO MISTRZA

Piast Gliwice grał wczoraj na luzie, nie przejmował się taktyką, przez co jego defensywa nie była szczelna. W 40 minucie indywidualny popis trzech piłkarzy, w tym crossowe zagranie na głowę Rasmusa Carstensena i zgranie piłki na głowę Afonso Sousy dało nam bramkę praktycznie z niczego. Lech Poznań oddając w 40 minucie pierwszy i jak się później okazało – jedyny celny strzał w tym meczu zdobył gola tuż przed przerwą ustawiając sobie to spotkanie. Przy odrobinie szczęścia mogliśmy schodzić do szatni choćby z dwubramkowym prowadzeniem, ale Mikael Ishak nie mógł się wstrzelić, mimo zaangażowania piłkarsko nie miał swojego dnia jak wielu innych piłkarzy, po których było widać walkę z presją, emocjami a momentami paraliż. To było akurat normalne, cały Lech Poznań wiedział, iż musiał wygrać, by zdobyć mistrzostwo, a gol do przerwy na 1:0 był bardzo ważny, bo pozwalał zawodnikom ze spokojem porozmawiać w szatni o tym, co dzieje się na murawie. Piast nie położył się przed Lechem, grał swoją piłkę przeprowadzając w pierwszych 45 minutach kilka groźnych akcji zakończonych uderzeniami.

ZBYT WOLNO

Lech Poznań po zmianie stron grał jeszcze gorzej aniżeli w pierwszych 45 minutach, grał przede wszystkim za wolno sprawiając wrażenie drużyny, która baaardzo szanuje skromne prowadzenie. Lech miał oczywiście optyczną przewagę, ale dobrych sytuacji było niewiele, a jedną z tych dobrych była akcja, po której udało się zdobyć gola na 2:0 anulowanego po chwili przez minimalnego spalonego Mikaela Ishaka. Nasza drużyna w drugich 45 minutach oddała raptem jedno uderzenie przy 10 strzałach rywala, w całym meczu Lech Poznań miał 12 strzałów i tylko 1 celny (gol z 40 minuty), Piast Gliwice grający bez presji i na luzie oddał aż 17 strzałów, w tym 4 celne mając jeszcze wyższy współczynnik xG (współczynnik goli oczekiwanych). W sobotę nie tylko ciężar tego meczu mógł mieć wpływ na co najwyżej przeciętną postawę Lecha Poznań. Należy pamiętać o ciężkiej sytuacji kadrowej zespołu, w którym brakowało głównie paru pomocników, dobrego dnia nie miał tym razem m.in. Ali Gholizadeh, słabiej z gry pokazał się Dino Hotic, w środku pola często nie mieliśmy boiskowej kontroli nad poczynaniami Piasta Gliwice, który grał prostą piłkę, momentami zagrywał je choćby za plecy stoperów do dwóch napastników, z którymi rywal kończył ten mecz.

PARALIŻ ZAMIENIONY W EUFORIĘ

Co tu dużo pisać. Nie był to dobry mecz w wykonaniu Lecha Poznań, obiektywnie było to jedno z gorszych spotkań w okresie 2024/2025 a przy Bułgarskiej chyba choćby najsłabsze. Usprawiedliwieniem dla drużyny była sytuacja kadrowa, stawka i ogromny ciężar, jaki spoczywał na barkach osłabionej kontuzjami drużyny. Wczoraj doszło do sytuacji, w której na lewej pomocy zagrał nominalny prawy obrońca, niektórzy zmiennicy też nie biegali na swoich nominalnych pozycjach wchodząc na murawę za ważnych piłkarzy odpowiadających za ofensywną grę Lecha Poznań. Finalnie liczy się efekt, Kolejorz musiał wygrać ten mecz i go wygrał, jest Mistrzem Polski, zrealizował zadanie, więc za tydzień nikt o tym spotkaniu nie będzie pamiętał. W słabym meczu, w którym przeciwnik postawił się, momentami był lepszy, pokazał z przodu niezły futbol i kończył ten mecz w bardzo ofensywnym zestawieniu, Lech Poznań zwyciężył zamieniając paraliż w końcówce na euforię, po której stadion eksplodował! Lech Poznań identycznie jak w Warszawie i Katowicach – przepchnął mecz wręcz wyszarpując 3 punkty dzięki oddaniu zaledwie jednego celnego strzału. Kibice Kolejorza nigdy nie zapomną końcówki starcia o tytuł, w której rywal stworzył sobie 3 groźne szanse obijając m.in. słupek czy mając świetną okazję w 92 minucie, kiedy wejście w pole karne Placha przy okazji rzutu wolnego wprowadziło dużo chaosu w nasze defensywne poczynania. W końcówce tylko Antonio Milić czuwał nad tym, co się dzieje przed bramką Bartosza Mrozka. W ostatnich minutach meczu brakowało większej liczby piłkarzy, którzy słowami czy chociaż gestami wzajemnie by się mobilizowali, momentami czynił to jedynie Antonio Milić, który jako lider obrony mógł być zadowolony z zachowania Mario Gonzaleza w 92 minucie, gdy Hiszpan po ogromnym zamieszaniu na 2 metrze uprzedził swojego rodaka i w ostatniej chwili wybił piłkę.

TAK SIĘ NIE ROBI

Sorry, ale tak się nie robi. Ogólnopolskie media, które na co dzień nie działają przy Lechu wyśmiewając klub i czekając na porażki przed meczem nakładały presję na Piasta Gliwice i Aleksandara Vukovicia wręcz domagając się, aby ten rywal gryzł trawę w Poznaniu. O Widzewie Łódź nikt już nie mówił, nikt nie był zainteresowany jego postawą w Częstochowie, Widzew mógł odpuścić Rakowowi, Piast już nie mógł, miał postawić się Lechowi i tak było. Gliwiczanie rozegrali u nas bardzo dobre spotkanie, oddali aż 17 strzałów, zmiany jakie przeprowadzał Aleksandar Vuković tylko zwiększały siłę ognia tej drużyny, która miała perfidny plan na ten mecz? Ostatnie minuty wyglądały dziwnie, Piast grający do 75 minuty bez presji i na luzie nagle w ostatnich minutach rzucił się na Lecha wyglądając na zespół, który grał o życie. Teraz na spokojnie można zastanawiać się, dlaczego drużyna, która przez wiele minut drugiej połowy grała na stojącego nagle w ostatnich minutach aż tak mocno zaatakowała wysyłając do przodu choćby własnego bramkarza? Wielu kibiców liczyło, iż skoro w 2019 roku nasz zespół sam strzelił sobie gola i pozwolił Piastowi świętować tytuł, to po 6 latach gliwiczanie chociaż nie będą u nas aż tak zdeterminowani, by wszystko popsuć. Ciężko stwierdzić, co wstąpiło w Piasta Gliwice na finiszu tego spotkania, nagle rywal wskoczył na zupełnie inny poziom zaangażowania, determinacji i woli walki robiąc m.in. w doliczonym czasie wszystko, by nas upokorzyć. Dlaczego Piast dopiero w 90 minucie aż tak ochoczo ruszył do przodu? Teraz po fecie można sobie tylko gdybać, w tym snuć teorie. Może rywale mieli plan w stylu – „Dobra, pogramy na luzie do 75 minuty, jak nie strzelą nam na 2:0, to wszyscy idziemy do przodu i odbierzemy im to mistrzostwo”. Może. Wypada wierzyć, iż Lech Poznań zemści się kiedyś na Piaście Gliwice, podpuści go, nic nie będzie grał, a na końcu wyrządzi krzywdę. Wtedy płakał po nim będzie mógł tylko jego wychowanek Radosław Murawski, inni będą mieli to gdzieś łącznie z tymi mediami wydzwaniającymi do Piasta i Vukovicia od paru dni. Już dziś klub z Okrzei nikogo nie interesuje.

Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat)

Idź do oryginalnego materiału