5 szybkich wniosków: Lech – Motor 2:2

kkslech.com 1 miesiąc temu

Pięć szybkich wniosków to cykl opisujący w uproszczeniu dany mecz Lecha Poznań. Jeszcze przed przedstawieniem plusów i minusów danego spotkania, analizą gry konkretnego zawodnika czy dogrywką, prezentujemy pięć szybkich i pomeczowych wniosków. Kilkadziesiąt minut po każdym meczu na gorąco pięć spostrzeżeń na temat występu drużyny Kolejorza, poszczególnych piłkarzy czy obecnej sytuacji zespołu.

TE SAME BŁĘDY, PODOBNE GOLE

Lech Poznań wyszedł na to spotkanie w składzie, który mógł się podobać, jedynie Pablo Rodriguez mógł budzić kontrowersję, ale jego desygnowanie na dziesiątkę i przesunięcie Filipa Jagiełło na ósemkę można było zrozumieć. Kolejorz wychodził w końcu na Motor Lublin u siebie, musiał wygrać, by wszystkich zadowolić, dlatego wystawienie takiej jedenastki było akceptowalne przez kibiców. Niestety, optymalny na papierze skład niczego nie zagwarantował. W ciągu 20 minut Lech stracił gole po akcjach, które już wszyscy znamy i wcześniej widzieliśmy. Pierwsza bramka to faza przejściowa, dziura w środku, trzy podania i samobój Joela Pereiry, drugie trafienie to już złe, zbyt wysokie ustawienie obrony oraz długie podanie do przodu, do którego nie wyszedł Bartosz Mrozek, choć mógł zaryzykować i dojść do Ronaldo. Lech Poznań łatwo stracił 2 gole w 20 minut tracąc te bramki w trudno wyobrażalny sposób. Naprawdę trudno uwierzyć, iż profesjonalny zespół jeszcze Mistrza Polski może tak się ośmieszyć adekwatnie samemu strzelając sobie gole, których można by uniknąć, gdyby zespół pracował nad fazami przejściowymi czy nad ustawianiem się w obronie. Lech Poznań tego nie trenuje, gdyż Niels Frederiksen już wcześniej poddał się tłumacząc szanse dla rywali i tracone bramki ofensywnym stylem gry swojego zespołu.

POZYTYWNA REAKCJA

Lech Poznań po stracie 2 goli ruszył od razu do przodu, było widać po piłkarzach, iż prowadzenie Motoru Lublin 2:0 czy kolejna kompromitacja przy Bułgarskiej wisząca w powietrzu podziałała na nich pozytywnie. Każdy się starał, nie każdemu wychodziło, najbardziej aktywny w naszej drużynie był Luis Palma i to on efektownym uderzeniem 5 minut po golu na 0:2 strzelił kontaktową bramkę. Niestety innym naszym zawodnikom oprócz Luisa Palmy brakowało jakości, brakowało chociaż jeszcze jednego piłkarza, który wziąłby na siebie ciężar rozegrania piłki, przedryblowałby rywali czy oddał tak jak jakościowy strzał, jak Honduranin. Patrząc na obronę Motoru Lublin było widać przeciętne umiejętności zawodników rywala, jego defensywa nie stanowiła monolitu, na dodatek przeciwnik momentami zostawiał w środku pola wiele wolnych przestrzeni, które szło łatwo wykorzystać. Czuć było w powietrzu, iż wynik 0:2 czy później 1:2 jeszcze nic nie oznacza, a gol na 2:2 strzelony przez Joela Pereirę w 45 minucie wynikał z ambicji i determinacji, jaką pokazał Lech Poznań przy stanie 0:2. Reakcja drużyny na niekorzystny rezultat była bardzo dobra, strzelona bramka do szatni zwiastowała dużo emocji po przerwie, a także dawała duże nadzieje na zwycięstwo.

DOBRY KWADRANS I CORAZ GORZEJ

Kwadrans po zmianie stron nie zwiastował już dużo emocji, tylko zwycięstwo Lecha, który siadł na przeciwniku potrafiąc zamknąć go choćby na 20-25 metrze. Z tej dominacji zespołu wynikało niewiele, poznaniacy atakowali wieloma zawodnikami, prowadzili grę, często zmieniali strony ataków, ale oddawali zbyt mało strzałów na bramkę rywala. Na dodatek Niels Frederiksenem zmianami, w tym ściągnięciem Luisa Palmy tylko rozmontował ofensywę Lecha Poznań, która dominując nad Motorem Lublin mogła w końcu zdobyć tego gola na 3:2, na którego czekał cały stadion. Niestety Duńczyk znowu nie umiał zarządzać meczem, znowu nie trafił ze zmianami, rezerwowi kompletnie nic nie wnieśli do gry zaniżając jedynie poziom Lecha grającego bez pomysłu. W końcówce meczu graliśmy w ustawieniu 1-4-3-3, na boisku było trzech nominalnych napastników, czego zupełnie nie było widać. Mało? Im bliżej końca meczu, tym Lech zaczął tracić impet, nie oddawał strzałów, zaczęło pojawiać się więcej wrzutek do nikogo, strat czy fauli w środku pola, po których rywal tylko kradł cenny czas. W końcówce meczu nie pachniało golem dla Lecha Poznań na 3:2, bardziej już jakąś stratą, po której to Motor Lublin strzeli bramkę na 3:2.

REMIS JAK KOLEJNA PORAŻKA

Lech Poznań oddał dziś 18 strzałów, Motor Lublin miał 8 uderzeń, 2 celne i zdobył 2 gole. Kolejorz znów ośmieszył się przy Bułgarskiej, bo po zmianie stron nie oddał ani jednego celnego strzału na bramkę Brkicia! Nie można było pokonać choćby tak przeciętnego przeciwnika, skoro przez ponad 45 minut nikt nie potrafił trafić w światło bramki. Ten remis to nic innego, jak kolejna porażka i następny wstyd dla całego Lecha, który przed własną publicznością stracił najwięcej goli w całej lidze. Bilans 2-4-2, gole: 13:15 u siebie to bilans godny beniaminka broniącego się przed spadkiem, a nie kogoś, kto jeszcze niedawno zdobył Mistrzostwo Polski głównie dzięki meczom u siebie. Lech Poznań pod wodzą pogubionego, znużonego już Nielsa Frederiksena po prostu się kompromituje, od maja wygrał u siebie 2 ligowe mecze i to szczęśliwie różnicą jednej bramki czekając na domowe zwycięstwo w Ekstraklasie od 31 sierpnia. Przed nami już na szczęście tylko jeden mecz w Poznaniu, dnia 23 listopada przyjedzie tutaj Radomiak, z którym nigdy nie grało się łatwo, zatem nie będzie niespodzianką, jeżeli do lutego 2026 nie wygramy przy Bułgarskiej już żadnego meczu u siebie.

NIE WIDAĆ ŚWIATEŁKA W TUNELU

Nie widać światełka w tunelu. Zespół nie współpracuje z Nielsem Frederiksenem, który nie poprawia błędów widocznych gołym okiem od miesięcy. Trener nie umie poprawić faz przejściowych, gry w obronie, nie funkcjonują stałe fragmenty, za które odpowiada 26-latek z Viborga, każdy wie, jak zagrać z Lechem Poznań, a gdy na boisku nie ma już Luisa Palmy, to nie ma już nikogo, kto z przodu zrobiłby coś z niczego. W postawie drużyny nie widać światełka tunelu, Kolejorz może wygrać jedynie z kimś, kto nas zlekceważy lub z naprawdę słabą drużyną, której mocną stroną nie będzie przygotowanie taktyczne do meczu. Od październikowej przerwy na kadrę gry tego zespołu nie da się oglądać, błędy popełniane w defensywie aż rażą w oczy, wielu piłkarzy jest bez formy, zmiennicy nic nie wnoszą do gry, a ligowa seria 3 meczów z rzędu bez wygranej to efekt „pracy” Nielsa Frederiksena, którego historia z Brondby pokazuje, iż Duńczyk już się odkręci. Projekt z nim na ławce dogorywa gołym okiem, jest w trakcie rozkładu i nie dźwignie go pojedyncze zwycięstwo. Znaleźliśmy się w sytuacji, w której jedno zwykłe zwycięstwo np. w Gdyni od razu nie zmieni opinii kibiców, którzy już są zgodni co do trenera, zwycięstwo może jedynie nie pogorszyć sytuacji. Co to za sukces wygrana jeszcze Mistrza Polski nad beniaminkiem? Oczywiście zanim zagramy z Arką, o której trzeba myśleć już teraz należy wcześniej zagrać w Madrycie, a mecz z Rayo Vallecano w tej formie Lecha Poznań zapowiada się na kolejną wycieczkę piłkarzy mogących liczyć co najwyżej na niepoważne podejście Hiszpanów do rywalizacji z Kolejorzem.

Autor zdjęć: Dawid Ćmielewski

[See image gallery at kkslech.com]

Stadion podczas Lech Poznań – Motor Lublin (02.11.2025)

[See image gallery at kkslech.com]

Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat)

Idź do oryginalnego materiału