Pięć szybkich wniosków to cykl opisujący w uproszczeniu dany mecz Lecha Poznań. Jeszcze przed przedstawieniem plusów i minusów danego spotkania, analizą gry konkretnego zawodnika czy dogrywką, prezentujemy pięć szybkich i pomeczowych wniosków. Kilkadziesiąt minut po każdym meczu na gorąco pięć spostrzeżeń na temat występu drużyny Kolejorza, poszczególnych piłkarzy czy obecnej sytuacji zespołu.
LECH GRAŁ, MAINZ STRZELAŁO
—
Lech Poznań wyszedł na ten mecz w optymalnym, przewidywanym wcześniej składzie, za to nowy trener Niemców nie kombinował tak jak poprzedni, tylko akurat w 5. kolejce i tuż przed Bayernem Monachium wystawił od początku wszystkich najlepszych piłkarzy. Po takim składzie Mainz 05 wydawało się, iż rywal zagra z nami ofensywnie idąc na wymianę ciosów i próbując zagrażać nam metodami, jakie stosował za kadencji poprzedniego szkoleniowca. Tak było, choć Niemcy od pierwszej minuty byli w defensywie czekając na kontry, w tym na nasze straty, których notowaliśmy zdecydowanie za dużo jak na taki mecz. Mainz miało z przodu m.in. dynamicznego Nebela czy Hollerbacha, grało także podobnie, jak za kadencji Bo Henriksena i w identyczny sposób, czyli po akcjach skrzydłami zdobyło 2 gole za sprawą dośrodkowań. W przedmeczowych analizach ostrzegaliśmy przed tymi dośrodkowaniami, Mainz głównie w Lidze Konferencji często grało prostą piłkę, ale skuteczną umiejąc bez trudu strzelać gole po dośrodkowaniach. Niestety Lech Poznań poległ na prostych wrzutkach, grając w piłkę i mając przewagę stracił 2 bramki, z których gol na 0:2 nie został uznany i głównie dzięki temu udało się wrócić do meczu.
KLUCZOWE DWA MOMENTY
—
Trener Niels Frederiksen po spotkaniu z 1. FSV Mainz 05 powiedział o dwóch kluczowych momentach, przez które Kolejorz do końca grał o wygraną. Pierwszym był nieuznany gol dla Niemców zdobyty z minimalnego spalonego, a drugim bramka na 1:1 z rzutu karnego po paru minutach od nieuznanego trafienia. Nie da się ukryć, iż wielu sędziów anulowałoby jedenastkę, sędziowie z Rumunii, w tym głównie ci w wozie VAR mieli inne zdanie, podtrzymali decyzję sędziego z boiska i pomogli napędzić Lecha. Oczywiście trzeba było jeszcze wykorzystać jedenastkę, którą w niecodziennym stylu na bramkę zamienił nie kto inny, jak król Mikael Ishak strzelając gola na 1:1 efektowną podcinką. Faktycznie te 2 momenty można uznać za kluczowe, na dodatek z przebiegu gry Mainz nie zasługiwało na aż dwubramkowe prowadzenie, natomiast z przebiegu meczu Lech Poznań grający lepiej piłką po ziemi i szybciej w ataku pozycyjnym akurat zasługiwał na choćby jednego gola.
MOŻE TERAZ?
—
Druga połowa meczu wyglądała na początku tak jak wiele fragmentów pierwszej części. Lech chciał grać w piłkę, chciał wygrać i prowadził atak pozycyjny, natomiast 1. FSV Mainz 05 czekało na kontry po naszych stratach, które znów się pojawiały i na możliwość dośrodkowania piłki w pole karne. Z optycznej przewagi Lecha niestety kilka wynikało, brakowało nam przede wszystkim szybkości oraz jakości na bokach, co zauważył także Niels Frederiksen wymieniając bocznych pomocników. Zejście Aliego Gholizadeha było zrozumiałe, Luis Palmy już nie, Honduranin powinien przejść na dziesiątkę, a z boiska powinien zejść bezproduktywny Pablo Rodriguez, który po pozostaniu na murawie i po czerwonej kartce dla przeciwnika miał okazję pokazać, co potrafi. Hiszpan nic nie pokazał, kilka zademonstrowali także jego koledzy z drużyny, którzy po 68 minucie sami mogli powiedzieć do siebie – może teraz? Niestety, Mainz po czerwieni dla swojego wahadłowego grało zupełnie inaczej niż np. Lech Poznań w Gdyni, goście broniący już remisu 1:1 byli skupieni w defensywie, dobrze czytali grę, pokazali jakość w defensywie, której w ofensywie zabrakło naszym zawodnikom. W momencie gry 11 na 10 nasz zespół zademonstrował z przodu zdecydowanie za mało, żeby wygrać, brakowało kogoś, kto zrobiłby różnicę na skrzydle lub wykazał się prostopadłym podaniem. Nie było dobrych szans, nie było też groźnych strzałów poza tym Pablo Rodrigueza.
NIE UDAŁO SIĘ
—
Lechowi Poznań niestety nie udało się zdobyć pełnej puli, po tym meczu czuć niedosyt, bowiem było wiele fragmentów, kiedy mógł paść choćby jeden gol. Były szanse przy stanie 0:0, była gra 11 na 10 przez ponad 20 minut, była świetna szansa Pablo Rodrigueza na 2:1, powinno być także więcej dobrych okazji w samej końcówce, kiedy Mainz za łatwo odpierało nasze ataki nie dopuszczając do groźnych sytuacji. Szkoda tego meczu, ponieważ była wielka szansa pokonać klub z Bundesligi, który akurat w Poznaniu przez zmianę trenera wystawił możliwie najmocniejszy skład. Lech spotkał się z Niemcami po 40 latach przerwy, wczoraj miał dużą szansę na ich pokonanie, której nie wykorzystał i być może kolejną otrzyma dopiero za następnych 40 lat? Tego nie wiadomo. Wiadomo jedynie tyle, iż Mainz niestety mentalnie nie było aż tak słabe, jak za kadencji Bo Henriksena i nie poddało się po czerwonej kartce. Finalnie jest remis, mogło być lepiej, mogło być również gorzej, gdyby nie było minimalnego spalonego przy bramce na 0:2. Mimo wszystko wielu kibiców Kolejorza i tak jeszcze przez kilka dni będzie czuło niedosyt żałując niewykorzystanej szansy na osiągnięcie historycznego wyniku.
PRAWIE NIE ZNACZY NA PEWNO
—
Mistrz Polski za remis z ostatnim zespołem Bundesligi 2025/2026 zarobił 133 tysiące euro oraz 1.000 punktów do swojego klubowego współczynnika UEFA, który na kolejny sezon wynosi teraz 21.000. Punkt z Mainz jest mimo wszystko cenny, bo przybliżył nas do 1/16 finału Ligi Konferencji, choć remis spowodował spadek Kolejorza z 16 na 20. miejsce w fazie ligowej i zamknął drogę do 1/8 rozgrywek. Lech Poznań z 7 oczkami po 5 kolejkach najpewniej zagra wiosną w Europie, jednak prawie awans nie oznacza jeszcze pewnego awansu, o który powalczymy 18 grudnia o godzinie 21:00 w Czechach. Lech może mieć wtedy ułatwione zadanie, ponieważ w weekend będzie odpoczywał, za to Sigma Ołomuniec po czwartkowej porażce z Lincolnem Red Imps w niedzielę normalnie będzie rywalizowała w swojej lidze.

Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat)















