Pięć szybkich wniosków to cykl opisujący w uproszczeniu dany mecz Lecha Poznań. Jeszcze przed przedstawieniem plusów i minusów danego spotkania, analizą gry konkretnego zawodnika czy dogrywką, prezentujemy pięć szybkich i pomeczowych wniosków. Kilkadziesiąt minut po każdym meczu na gorąco pięć spostrzeżeń na temat występu drużyny Kolejorza, poszczególnych piłkarzy czy obecnej sytuacji zespołu.
UWAŻNIE OD POCZATKU
Wszyscy widząc skład Lecha na mecz z Koroną mogli złapać się za głowę. Trener Niels Frederiksen zaskoczył, wystawił jedenastkę złożoną głównie z Polaków, z paru wychowanków akademii, którzy dotąd choćby nie grali przy Bułgarskiej w pierwszym składzie. Nic więc dziwnego, iż długo przed pierwszym gwizdkiem pachniało wtopą Kolejorza, a u bukmacherów kurs na wygraną Lecha Poznań momentalnie skoczył z 1.45-1.50 na ponad 1.70. Na szczęście na boisku od początku nie było źle, lechici grali uważnie, nie notowali strat, po których napędzaliby rywala jak tydzień temu napędzali Śląska Wrocław. Zespół Korony Kielce chciał zagrać podobnie jak tydzień temu wrocławianie, czekał na kontry, nie chciał narzucić nam swojego stylu gry, liczył na straty poznaniaków w środkowej strefie, by po nich gwałtownie przejść do ataku i łatwo zdobyć gola. Tym razem Lech od pierwszej minuty miał ten mecz pod kontrolą, ale zbyt rzadko stwarzał zagrożenie pod bramką Mamli, zbyt mało było uderzeń z daleka, których nie bali się chociaż Filip Jagiełło czy Patrik Walemark. W paru sytuacjach poznaniacy wyglądali jakby chcieli wejść z piłką do bramki, nie mogli się przebić, a gdyby w 23 i 29 minucie gracze Korony Kielce byli bardziej skuteczni, to znowu trzeba by odrabiać straty. Na szczęście upór naszej drużyny tym razem przyniósł efekt. W 30 minucie lechici poklepali za polem karnym, Patrik Walemark efektownie podał do Aliego Gholizadeha, który płaskim strzałem wyprowadził poznaniaków na prowadzenie. Do końca pierwszej połowy nasz zespół już kontrolował mecz, w którym po 45 minutach obie drużyny miały na swoim koncie po 8 strzałów (wyższy współczynnik xG mieli goście).
MOŻNA BYŁO ZAMKNĄĆ MECZ
Tydzień temu Lech od 46 minuty do 60 minuty grał i wyglądał fatalnie, wczoraj w tym okresie było już dobrze. Poznaniacy po zmianie stron gwałtownie stworzyli sobie 2 sytuacje, po których przez cały czas atakowali jednocześnie kontrolując poczynania Korony Kielce, która nie mogła wyprowadzić żadnej kontry, bowiem w środku pola nasi zawodnicy nie popełniali tylu strat, ile notowali tydzień temu. W 52 minucie Patrik Walemark mógł choćby uspokoić sytuację, gdyby najpierw miał ciut lepiej nastawiony celownik, a później piłka nie trafiła w słupek tylko po efektownym rogalu wpadła do siatki. Szwed był naprawdę bliski powtórzenia gola, jakiego strzelił tej wiosny Zagłębiu Lubin, kilka brakowało, aby poznaniacy w 52 minucie prowadzili 2:0, a wtedy to spotkanie w kolejnych minutach wyglądałoby zupełnie inaczej.
PROBLEMY WISIAŁY W POWIETRZU
Lech Poznań przestał grać po 64 minucie. Nasz zespół tak jakby wpadł w dołek, zaczął odpuszczać środkową strefę, goście zmienili styl gry, złapali lepszy moment i zaczęli więcej atakować. Prawdopodobnie Korona Kielce miała plan zaryzykowania w tym meczu, gdyby długo utrzymywał się niekorzystny wynik mogący być do odrobienia, dlatego po 64 minucie „Koroniarze” zaczęli atakować większą liczbą zawodników, trochę dłużej zaczęli utrzymywać się przy piłce i stosować atak pozycyjny. Po tym czasie Lech Poznań już więcej grał z kontry, trener Niels Frederiksen nie miał kim zagęścić środka pola, nie miał kogo wpuścić na szóstkę czy na ósemkę, musieliśmy po prostu przetrwać gorszy moment, grać czujnie w obronie i szukać swoich szans w kontratakach. Na szczęście tym razem mieliśmy trochę farta, później w 83 minucie po kontrze prostopadłe podanie wykonał Patrik Walemark, wysoko ustawionej obronie Korony Kielce urwał się Mikael Ishak i w sytuacji 1 na 1 zdobył gola na 2:0 kończąc już emocje w tym meczu. Lech Poznań miał wczoraj kontrolę nad wydarzeniami, ale tak do 65 minuty. Później było coraz gorzej, zespół zaczął grać nerwowo, cofnął się, odpuszczał środek pola, przez co momentami pachniało wyrównującą bramką z niczego.
JAKOŚ SIĘ UDAŁO
Jakoś się udało. Osłabiony kadrowo Lech Poznań uniknął prostych strat w środku pola, nie stracił gola na 0:1, w 23 czy 28 minucie miał trochę szczęścia, a sam był skuteczny, dlatego głównie dzięki indywidualnej jakości Patrika Walemarka, Mikaela Ishaka czy Aliego Gholizadeha przepchnął wygraną 2:0. Wypowiedzi Nielsa Frederiksena o „bardzo dobrej grze” czy o „świetnym występie” to gruba przesada, na całe szczęście Walemark miał wczoraj dobry dzień, nieźle czuł się na dziesiątce, dał 2 asysty, w 83 minucie swoje zrobił Ishak i tym udało się uniknąć kolejnej bolesnej wpadki. W statystykach strzeleckich lepsza była Korona Kielce (w uderzeniach 14/4 do 18/5), współczynnik xG też stał po stronie rywala, ale za to Lech Poznań był lepszy fizycznie (ponad 9 km więcej mimo wyższego posiadania piłki) i w końcu cechami wolicjonalnymi przewyższał swojego przeciwnika. W sobotni wieczór Kolejorz biegał, walczył i się starał, nie wszystko mu wychodziło, do 30 minuty mieliśmy trochę problemów, po 64 minucie było nerwowo, ale jakoś eksperymentalny skład przepchnął zwycięstwo wygrywając na dodatek bez straty gola. Oczywiście. Lech Poznań w przyszłości nie może być tak osłabiony, grać w takim składzie personalnym, bo z innym rywalem po prostu się nie uda. Korona Kielce w sobotni wieczór nie wykorzystała swoich szans przy stanie 0:0, zbyt późno zaryzykowała, a my mieliśmy więcej indywidualnej jakości, dlatego mimo gorszych statystyk strzeleckich udało się wypunktować przeciwnika.
KROK DO EUROPY
Lech Poznań uczynił wczoraj istotny krok w kierunku wymaganego awansu do europejskich pucharów. Samymi meczami u siebie awansujemy do Europy, ale nie wygramy ligi, do mistrzostwa potrzebne są zwycięstwa na wyjeździe, z którymi jest ogromny problem, więc w sobotni wieczór na tym polu nic nie drgnęło. Cały czas trzeba patrzeć na Raków Częstochowa, liczyć na pomoc innych, w tym Puszczy Niepołomice, zatem zwycięstwo nad Koroną Kielce na tym polu i na razie znaczy niewiele. Wczoraj Kolejorz wykonał jedynie swój obowiązek przedłużający chociaż matematyczne szanse na zdobycie tytułu Mistrza Polski, który na ten moment jest daleko. Kolejny mecz rozegramy dokładnie za tydzień, dlatego jest czas, aby ten zespół jakoś się pozbierał. Antonio Milić w tygodniu trenował, Niels Frederiksen mówił w piątek, iż zabierze go do dwudziestki, ale tak się nie stało. Na dodatek jakimś cudem wypadł Radosław Murawski, a w zeszłym tygodniu nie ćwiczył Afonso Sousa, który w 27. kolejce i tak musiał pauzować za kartki. Czy Portugalczyk będzie gotów na Motor Lublin? Czy uda się sklecić środek pola? Czy trener Niels Frederiksen po przetestowaniu młodzieży jednak wróci do grania starszymi zawodnikami czy może jednak przez cały czas będzie ufał juniorom? Na wiele pytań odpowie początek nowego tygodnia, w czwartek 3 dni przed wyprawą Kolejorza na ciężki teren będzie już wiele wiadomo. Na dziś wiadomo tyle, iż młodzież przeciwko Koronie Kielce nie wypadła tragicznie, ale chyba nikt nie wyobraża sobie, aby w kolejnych spotkaniach Niels Frederiksen przez cały czas tak ryzykował grając w pierwszym składzie Wojciechem Mońką czy Kornelem Lismanem.
Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat)