5 szybkich wniosków: Lech – Korona 1:1

kkslech.com 4 dni temu

Pięć szybkich wniosków to cykl opisujący w uproszczeniu dany mecz Lecha Poznań. Jeszcze przed przedstawieniem plusów i minusów danego spotkania, analizą gry konkretnego zawodnika czy dogrywką, prezentujemy pięć szybkich i pomeczowych wniosków. Kilkadziesiąt minut po każdym meczu na gorąco pięć spostrzeżeń na temat występu drużyny Kolejorza, poszczególnych piłkarzy czy obecnej sytuacji zespołu.

JASNA TAKTYKA KORONY PROBLEMEM DLA LECHA

Lech Poznań wyszedł na „Koroniarzy” w eksperymentalnym składzie rywalizując z Koroną, która zagrała za to w tym samym zestawieniu, co tydzień temu z Radomiakiem Radom 3:0. Goście od początku mieli plan cofnąć się, bronić bardzo głęboko, pilnować Ishaka (kryło go choćby dwóch obrońców), czekać na nasze straty i wyprowadzać szybkie kontry. Taktyka Korony Kielce była łatwa do przewidzenia już po 5 minutach, Lech Poznań również gwałtownie zobaczył, jak będzie grał przeciwnik, któremu rzadko poważnie zagrażał. Wrzutki w pole karne zwykle były niecelne, albo padały łupem kieleckiej defensywy, strzałów było niewiele, a kiedy już się pojawiały, to najczęściej bronił/parował je do boku Dziekoński. Już w okolicach 30 minuty jasne było, iż Lech Poznań zniszczy taktykę Korony golem na 1:0 lub to kielczanie m.in. po kontrze Długosza czy Błanika strzelą bramkę, po której cofną się jeszcze mocniej. W pierwszej połowie brakowało nam automatyzmów w ofensywie, zrozumienia ofensywnych piłkarzy, brakowało jakości, na dodatek z Kornelem Lismanem na lewej stronie tak naprawdę graliśmy w dziesiątkę.

CORAZ WIĘCEJ MIEJSCA I PREZENT DLA KORONY

Po zmianie stron gwałtownie zaczęło się robić więcej miejsca na murawie co było dziwne, bowiem wydawało się, iż mniej więcej od 70 minuty oba zespoły opadną z sił, przez co w środku pola zrobi się dużo wolnych przestrzeni. Tymczasem Lech Poznań po zmianie stron taktycznie już nie istniał, brakowało nam klasycznej szóstki lub innego zawodnika, który miałby w środku boiska kontrolę nad kontrami rywala lub potrafił je zatrzymywać. Na domiar złego Kolejorz sam strzelił sobie gola po fatalnym błędzie słabego od początku rozgrywek Mateusz Skrzypczaka, który jest jednym z najsłabszych punktów w drużynie obniżając poziom zespołu. Po golu na 0:1 z góry było wiadomo, iż z taką grą, jak do 64 minuty będzie jeszcze trudniej o zwycięstwo. Korona Kielce wykonała swój plan, grając defensywnie i z kontry wyszła w Poznaniu na prowadzenie, więc zaraz po trafieniu na 1:0 mogła już całkowicie zamurować dostęp do własnej bramki.

GOL, MNÓSTWO MIEJSCA I NERWY DO KOŃCA

Lech Poznań krótko po bramce stanął, znowu nic na boisko nie wnieśli zmiennicy, Korona Kielce kontrolowała środkową strefę, miała kontrolę nad naszymi ofensywnymi zawodnikami i chyba sama nie spodziewała się, iż Lech Poznań z niczego wyrówna. Gol na 1:1 to taka bramka nie w stylu Kolejorza, wtedy z prawej strony boiska pojawił się Mikael Ishak, napastnik na oślep wrzucił piłkę w pole karne, którą z trudnej pozycji do siatki wepchnął Luis Palma. Z przebiegu gry nic nie wskazywało na tę bramkę, jednak gol w 83 minucie dawał jeszcze nadzieje na zwycięstwo. Niestety, Lech Poznań był dziś słaby taktycznie, piłkarsko i motorycznie, widziała to Korona Kielce, która po utracie bramki na 1:1 od razu rzuciła się do ataku mając gwałtownie 3 dobre szanse do odzyskania prowadzenia. Trener Jacek Zieliński nie ukrywał, iż właśnie taki był plan, jego zespół miał zaatakować w końcówce a nie bronić remisu, gdyż widział Lecha Poznań możliwego do oddania. W ostatnich minutach na murawie było już mnóstwo miejsca, nasza drużyna już zupełnie nie kontrolowała boiskowych wydarzeń, wielu zmęczonych zawodników miało problem z powrotami do defensywy na czas, przez co pachniało golem dla „Koroniarzy”. Dopiero w okolicach 90 minuty Kolejorz odzyskał piłkę, zwycięskiego gola mogliśmy strzelić po rzucie rożnym lub po wrzutce na głowę Joao Moutinho, jednak nic już nie wpadło. Nerwy w sobotnim meczu były jednak do samego końca, w końcówce tego wyrównanego spotkania ktoś mógł przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść.

STRACONE 2 PUNKTY

W sobotni wieczór Lech Poznań stracił 2 punkty. Wliczając wszystkie fronty był to 6 mecz przy Bułgarskiej w okresie 2025/2026 i już 4 domowe spotkanie, w którym nie udało się wygrać. Trzeba pamiętać o tym, iż w Belgradzie zespół grał we wtorek a nie w środę, zatem do tego meczu miał trochę więcej czasu, a jednak piłkarsko prezentował się słabo. Brakowało nam jakości z przodu, automatyzmów co akurat nie dziwi patrząc na liczbę zmian czy kontuzji. Dodatkowo dziś Lech Poznań bardzo źle wyglądał pod względem przygotowania taktycznego, zespół nie radził sobie z dynamicznymi bokami Korony, nie radził sobie z fazami przejściowymi dopuszczając kielczan do oddania aż 16 strzałów, w tym 9 po przerwie. Korona Kielce to zespół w przebudowie, 12 zawodników stamtąd odeszło, 7 piłkarzy przyszło, na papierze ten rywal wygląda słabo, jak jeden z głównych kandydatów do spadku, a mimo to, pod bramką Bartosza Mrozka stworzył dziś bardzo duże zagrożenie i mógł choćby wygrać. Tak nie powinno być, nie mogą tego typu przeciwnicy oddawać aż tylu strzałów, a tym bardziej w Poznaniu, gdzie podczas meczów co 3-4 dni do połowy grudnia spodziewamy się zdobyć przy Bułgarskiej większość punktów. Liczby pokazują też mały problem fizyczny, mimo poprzedniego meczu we wtorek i wielu zmian w składzie nasza drużyna zanotowała dziś mniej sprintów od Korony i przebiegła niespełna 110 kilometrów. To słaby wynik.

BĘDZIE JESZCZE TRUDNIEJ

Lech Poznań zanotował dziś 3 kolejny mecz bez wygranej i istnieje duże prawdopodobieństwo, iż do wrześniowej przerwy na kadrę nie wygra już ani razu. Przed nami dwumecz z Genkiem, dwa spotkania z Belgami, w których faworytem nie będziemy, a zwłaszcza z taką obroną, w tym z Mateuszem Skrzypczakiem na stoperze, który obniża poziom całego Kolejorza. Na dodatek już 3 dni po powrocie z Belgii będzie trzeba zagrać w Poznaniu z mocno nakręconym, zdeterminowanym Widzewem, który 31 sierpnia może być mocniej naładowany na Lecha niż dziś była Korona. Niestety, łatwiej nie będzie, ale wszyscy od dawna o tym wiedzieli. Trzeba zacisnąć zęby, od jutra wrócić do pracy, powalczyć z Genkiem u siebie a później zobaczymy na co to wystarczy. Nie można także zapominać o polskiej lidze, Liga Konferencji jest pewna, dlatego może dojść do sytuacji, w której spotkanie 31 sierpnia z Widzewem przy Bułgarskiej będzie ważniejsze od rewanżu w Genku.

Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat)

Idź do oryginalnego materiału