PIŁKA NOŻNA. 35 lat temu, 26 października 1988 roku odbył się pierwszy mecz Lecha Poznań z FC Barceloną w Pucharze Zdobywców Pucharów. Pojedynek miał miejsce na słynnym Camp Nou. Dwa tygodnie później rozegrano rewanż w Poznaniu. Za każdym razem padały remisy 1:1, o wszystkim decydowały rzuty karne na stadionie przy ulicy Bułgarskiej. Słynne boje z Dumą Katalonii wspominają ówczesne asy Lecha - bramkarz Ryszard Jankowski oraz obrońca Damian Łukasik.
Ryszard Jankowski (na małej fotografii, z lewej) oraz Damian Łukasik (obok) wspominają mecze Lecha Poznań z FC Barceloną w 1988 roku. Zdjęcia: archiwa prywatne oraz Łączy Nas Piłka.
W pierwszej potyczce w Barcelonie bramki zdobywali: Robert Fernandez (w 25 minucie z rzutu karnego) oraz Bogusław Pachelski w 71. W rewanżu w Poznaniu prowadzenie objęli lechici, po golu Jerzego Kruszczyńskiego w 31 min. z karnego. Siedem minut później wyrównał Fernandez. Rozstrzygnięcia nie przyniósł regulaminowy czas gry ani też dogrywka. W rzutach karnych Lech przegrał 4:5. To były wielkie nerwy, dramaturgia sięgnęła zenitu. choćby teraz, po 35 latach, kiedy rozmawiam z niektórymi poznaniakami, w ich głosie czuć ten dreszczyk emocji.
Ryszard Jankowski (rocznik 1960, rozegrał dwa oficjalne mecze w reprezentacji Polski) bronił wówczas bramki Lecha, natomiast Damian Łukasik (urodzony w 1964, ma na koncie 27 spotkań w dorosłej kadrze) był filarem defensywy "Kolejorza" i reprezentacji Polski. Dzięki nim mogę zaprosić Was jeszcze raz w podróż wehikułem czasu 35 lat wstecz. Na Camp Nou, potem na Bułgarską.
W pierwszej rundzie Pucharu Zdobywców Pucharów wyeliminowaliście albańskie Flamurtari Wlora (3:2 na wyjeździe i 1:0 u siebie). To będzie banalne pytanie, ale jakie nastroje towarzyszyły Lechowi, kiedy w drugiej rundzie wylosowaliście właśnie słynną Barcę, prowadzoną przez Johanna Cryuffa?
Ryszard Jankowski: - Zacznijmy od tego, iż Lech stanowił wtedy zgraną ekipę, w czym dużą zasługę miał też trener Henryk Apostel (późniejszy selekcjoner reprezentacji Polski - przyp. autora). Ja przychodziłem do tego klubu z Warty Poznań w 1983 roku, kiedy do USA wyjechał Piotrek Mowlik. Przez kolejne lata nazbieraliśmy wiele trofeów. Jednak przed meczami z Barceloną doskonale było wiadomo, kto jest faworytem. Dla nas to była sama frajda, przeżycie, iż zmierzymy się z piłkarskimi potęgą, która w swoim składzie miała Gary'ego Linekera czy m.in. Jose Mari Bakero, po latach trenera Lecha Poznań! Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, iż czeka nas fantastyczna przygoda, iż na Camp Nou pokażemy się nie jako kibice, ale rywale gospodarzy. Ten stadion, atmosfera, muzeum sław, wszystko robiło wrażenie.
Damian Łukasik: - Takich spotkań się nie zapomina, one wracają, choćby teraz, w rozmowach z kibicami, którzy pamiętają te słynne pojedynki. Wtedy wiedzieliśmy co nas czeka, ale podświadomie też chcieliśmy udowodnić, iż my, piłkarze z kraju zza "żelaznej kurtyny" potrafimy powalczyć z potęgą. Z drugiej strony trzeba przypomnieć, iż nasza kadra wcale nie była taka szeroka, jak to ma miejsce dziś w czołowych drużynach ekstraklasy. Lech dysponował wtedy może piętnastoma wartościowymi zawodnikami, jedenastką i zmiennikami, którzy mogli wejść na boisko i dać zespołowi jakość.
Byliśmy zgrani a trener Apostel też potrafił poukładać drużynę, wprowadzał spokój, bo takie ma usposobienie. Wylosowaliśmy Barcelonę i nie było nic do stracenia - jeżeli mieliśmy spaść to z wysokiego konia!
Jankowski: - Apostel stworzył taką fajną paczkę, która nie miała kompleksów przed nikim. Piotrek Romke, Jurek Kruszczyński, Rysiu Rybak, Darek Kofnyt, Damian Łukasik, Czesiu Jakołcewicz, Marek Rzepka i jeszcze inni! Posiadaliśmy jedną z mocniejszych ekip w historii klubu. Romke miał już doświadczenie w Widzewie Łódź z walki w europejskich pucharach z Liverpoolem czy Juventusem Turyn, on też zaszczepił w nas tę wiarę, iż możemy grać z mocarzami jak równy z równym. Nie pękaliśmy!
Jankowski: Fernandez uderzał w środek bramki
W pierwszym spotkaniu Lech sprawił ogromną sensację, remisując 1:1. Tego mimo wszystko chyba nie spodziewali się choćby najbardziej niepoprawni optymiści!
Łukasik: - Do Hiszpanii lecieli z nami dziennikarze, gdzieś tam w takich kuluarowych rozmowach było typowanie wyników, od 0:3 do choćby 0:9 na naszą niekorzyść! Tymczasem na boisku wcale nie wyglądało to tak źle, w pierwszej połowie inicjatywa należała do Barcelony, ale w miarę upływu minut my prezentowaliśmy się coraz lepiej. Gospodarze objęli prowadzenie, my doprowadziliśmy do wyrównania. W szeregi Barcelony wkradała się nerwowość. My zwłaszcza po przerwie zagraliśmy odważniej w przodzie, zaskoczyliśmy ich choćby swoją "bezczelnością", iż oto na ich słynnym stadionie toczymy z nimi równorzędny pojedynek. Kiedy Jose Mari Bakero prowadził po latach Lecha jako trener, rozmawiałem z nim o naszych meczach, przyznał, iż już w rewanżu Barca miała dużo szczęścia. Oni w ogóle byli zszokowani, bo myśleli, iż w dwumeczu czekała ich łatwa przeprawa.
Jankowski: - Przed spotkaniem w Barcelonie nie byłem pierwszym bramkarzem Lecha, w meczach w naszej lidze bronił Zbyszek Pleśnierowicz. Myślałem więc, iż na Camp Nou przyjdzie mi obserwować pojedynek z ławki rezerwowych.
Tymczasem dzień wcześniej, po kolacji trener Apostel poprosił mnie do siebie i zapytał, czy chcę wyjść w pierwszym składzie. Powiedziałem: trenerze, cóż za pytanie! Apostel odpowiedział: no to bronisz.
Postawił na mnie, za co będę mu wdzięczny do końca życia, bo jednak zagrać na stadionie Barcelony to wielka sprawa! Niewielu polskich piłkarzy, tym bardziej bramkarzy, może się tym pochwalić. Moja obecność w bramce zaskoczyła wtedy dziennikarzy, ja dochodziłem do siebie po kontuzji, ale wtedy w Barcelonie już byłem gotów do gry. Pozostał mi niedosyt po rzucie karnym, który wykorzystał Robert Fernandez. Wcześniej Jerzy Kasalik i Teodor Napierała, asystenci trenera Lecha obserwowali Barcę w innym meczu, akurat wtedy zawodnik ten również wykonywał "jedenastkę". Okazało się, iż strzelając karne uderzał on zwykle z całej siły w środek bramki. Trenerzy oczywiście przekazali mi tę uwagę, trafi chciał, iż w meczu z nami też wykonywał karnego. Postanowiłem chyba być jednak mądrzejszy, zaufać swojej intuicji, rzuciłem się w bok, a Robert faktycznie huknął w środek. I trafił...
Co innego było w rewanżu, kiedy o awansie do następnej rundy decydowały karne. Gdy on podchodził do piłki, wiedziałem już doskonale, iż nie mogę ruszyć się ze środka bramki i muszę mieć "buty z betonu". Nie pomyliłem się, bo obroniłem jego strzał!
Końcówka rewanżowego meczu Lech - FC Barcelona i początek konkursu rzutów karnych.
9 listopada odbył się rewanż, też zakończony remisem 1:1. Lech odpadł dopiero w rzutach karnych.
Jaka atmosfera panowała na poznańskim stadionie?
Jankowski: - Na Camp Nou sprawiliśmy supersensację, natomiast w Poznaniu powinniśmy wygrać, niestety, w trakcie meczu nie wykorzystaliśmy kilku dogodnych sytuacji i w rezultacie tego doszło do rzutów karnych. Na pewno jeżeli zwyciężylibyśmy w normalnym czasie gry, nikt nie mógłby mówić o żadnym cudzie. Okazało się, iż diabeł nie był taki straszny. Sama atmosfera na stadionie znakomita, choć było bardzo zimno, chyba minus trzy stopnie Celsjusza i silny wiatr... Ten chłód najbardziej odczuwaliśmy, kiedy wyszliśmy na rozgrzewkę. Potem, w trakcie meczu, już to się zmieniło. Kibice też zapewne, z powodu tych wielkich emocji, aż tak nie czuli tego zimna! Doping był znakomity, do dziś pamiętam, jak w czasie rzutów karnych kibice skandowali "Jankowski, Jankowski!".
Łukasik: - Po pierwszym meczu w Barcelonie w naszych kibiców wstąpiła duża nadzieja, trybuny stadionu w czasie rewanżu były zapełnione (zasiadło na nich 35 tysięcy kibiców - przyp. autora). Nie był to oczywiście tak piękny obiekt, jaki Lech w tej chwili posiada, ale sama atmosfera niesamowita. Wielkie, piłkarskie święto. ale i dramaturgia. W ostatnich minutach napięcia nie wytrzymywał już sam Johann Cruyff, chcąc wcześniej udać się do szatni.
Łukasik kontra Lineker
Którzy z barcelońskich rywali zapadli wam szczególnie w pamięci?
Łukasik: - Sław nie brakowało, byli m.in. Bakero, Anton Beguristain, Andoni Zubizaretta w bramce, ale jedną z największych gwiazd tego zespołu był napastnik Gary Lineker. Miałem okazję rywalizować z nim, kiedy reprezentacja Polski grała z Anglią, ale wtedy strzelił nam bramkę (w 1989 roku, przegraliśmy na Wembley 0:3). W potyczkach pucharowych w Lechem ani razu nie trafił do siatki.
To ja zresztą odpowiadałem za indywidualne krycie Anglika. To nie był rosły czy silny fizycznie zawodnik, ale z kolei bardzo trudny do upilnowania. Taki typowy "lis pola karnego", łowca goli. Cały czas trzeba było być skupionym, uważać na niego, aby nie dać mu przestrzeni.
Widać było jego boiskową klasę, ale determinacja z naszej strony sprawiła, iż nie zrobił krzywdy Lechowi ani na Camp Nou ani w Poznaniu. Miałem z tego powodu osobistą satysfakcję, zresztą w rewanżu wybrano mnie piłkarzem meczu.
Jankowski: - Lineker, Bakero, bramkarz Zubizaretta, było jeszcze wielu innych świetnych zawodników. Dodajmy, iż kiedy wyeliminowali nas i zakwalifikowali się do ćwierćfinału rozgrywek, już nikt ich nie zatrzymał i wiosną 1989 roku zdobyli Puchar Zdobywców Pucharów. My czuliśmy niedosyt, tym bardziej, iż już później, w półfinale Barcelona wylosowała na przykład Bułgarów (Sredec Sofia - przyp. autora) i nie miała z nimi problemów. My tak sobie analizowaliśmy i doszliśmy do wniosku, iż jak najbardziej byliśmy w stanie tę bułgarską ekipę ograć (uzupełnienie autora: w ćwierćfinale Barca ograła w dwumeczu duński Aarhus GF, zaś w samym finale PZP pokonała włoską Sampdorię Genua 2:0 po golach Julio Salinasa i Luisa Rekarte).
Końcówka meczu Lech - Barcelona w Poznaniu, ostatnie rzuty karne.
Czy oprócz wspomnień zachowały wam się jakieś pamiątki z dwumeczu z Barceloną?
Jankowski: - Nie licząc pamiątkowej plakietki za udział w tych spotkaniach nie ma ich zbyt wiele. Warto natomiast wspomnieć, iż w izbie pamięci Lecha można oglądać między innymi moje buty i chyba rękawice w których broniłem przeciwko Barcelonie.
Łukasik: - To były stare dobre czasy (śmiech), ale na przykład koszulkami wymienialiśmy się z rywalami bardzo rzadko, bo tych strojów jednak w klubie brakowało. O ile dobrze pamiętam, wymieniłem się koszulkami z Linekerem, ale po meczu reprezentacji. Niestety, z tych spotkań Lecha z Barceloną nie posiadam żadnych takich pamiątek, po latach można powiedzieć, iż wielka szkoda.
Trzy lata później w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych też toczyliście słynne pojedynki z innymi europejskimi potęgami. Kiedy wyeliminowaliście grecki Panathinaikos Ateny, los na poznańskiej drodze postawił francuski Olympique Marsylia. U siebie Lech sprawił kolejną sensację, wygrywając 3:2, w rewanżu niestety przegrał 1:6. Co zapamiętaliście z tamtych potyczek?
Łukasik: - Prezes klubu z Marsylii Bernard Tapie na początku lat 90. zbudował prawdziwy dream team, zespół gwiazd, kilka miesięcy po meczach z nami zdobyli przecież Puchar Europy.
Odpadliśmy z nimi, ale na pewno pokazaliśmy, iż nie można traktować nas jak biedaków do bicia ze wschodu (Łukasik strzelił gola w pierwszym, wygranym meczu z Olympique w Poznaniu - przyp.autora).
Jankowski: - Dla mnie była to już końcówka gry w Lechu, nie doszedł do skutku mój transfer z Lecha do izraelskiego Maccabi Hajfa, czułem, iż po siedmiu latach muszę już zmienić klub. W pierwszej jedenastce bronił Kaziu Sidorczuk. Ja ostatecznie odszedłem do szwedzkiego Trelleborga, klubu z miasteczka liczącego 10 tysięcy mieszkańców, w którym byłem jedynym zawodowcem, reszta piłkarzy miała status amatorów. Tam również sprawiliśmy sensację, eliminując w europejskich pucharach Blackburn Rovers, które w tym samym sezonie zdobyło mistrzostwo Anglii. W następnej rundzie odpadliśmy z Lazio Rzym.
Czym zajmujecie się obecnie?
Jankowski: - Ja zakończyłem piłkarską karierę w 1966 roku w Aluminium Konin, powodem była kontuzja łąkotki. Byłem potem trenerem bramkarzy, ale teraz już nie pełnię żadnych funkcji w piłce nożnej. Pobieram emeryturę, którą wypracowałem w Szwecji, ponadto pomagam kuzynowi w prowadzeniu kancelarii prawnej. Okazało się, iż bez futbolu też można żyć, jest większy spokój, człowiek musiał wyhamować. Z wieloma kolegami z dawnej drużyny Lecha Poznań mam natomiast kontakt, niestety smutne jest też to, iż spotykamy się coraz częściej na pogrzebach starszych kolegów czy byłych trenerów. Czas niestety przemija...
Łukasik: - Pracuję jako trener w Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie (piąta liga warmińsko-mazurska), szkolę seniorów ale również grupy młodzieżowe. Pierwszy zespół opieramy głównie na młodych zawodnikach. Od czasu do czasu spotykam się z dawnymi kolegami, najczęściej "od święta" na meczach obecnego Lecha bądź różnych jubileuszach w klubie (Łukasik znalazł się w Jedenastce 100-lecia "Kolejorza" - przyp. autora). Wiadomo jak wygląda sytuacja po latach, część dawnych zawodników przebywa zagranicą, wykonujemy różne zawody. Miło jest natomiast powspominać!
POLECAM:
- Jacek Dembiński wspomina mecz Widzewa Łódź z Borussią w Lidze Mistrzów: to były szalone minuty
- Krzysztof Kamiński, były piłkarz Widzewa Łódź wspomina mecze z Liverpoolem: nie pękaliśmy!
- Jacek Cyzio, były piłkarz Legii wspomina mecze z Sampdorią i Manchesterem. "Blizny na udzie po Genui oraz gratulacje od Alexa Fergusona"
- Jerzy Podbrożny: po meczu Legii z Blackburn w Lidze Mistrzów czułem się "zajechany"
- Zdzisław Strojek o golu w meczu GKS Katowice - Girondins Bordeaux: huknąłem ile sił, stadion eksplodował!