32:18 w czwartej kwarcie! Odrobili straty i są o dwie wygrane od mistrzostwa NBA

22 godzin temu
Nie wielka gwiazda Tyrese Haliburton, a zadaniowcy jak TJ McConnell czy Bennedict Mathurin. To oni okazali się kluczowi w trzecim meczu finałów najlepszej ligi świata. Indiana Pacers pokonała na własnym parkiecie Oklahomę City Thunder i objęła prowadzenie 2:1 w serii o tytuł. Drużyna będącą największą niespodzianką tegorocznych play-off NBA po raz kolejny pokazała, iż nie boi się absolutnie nikogo.
Indiana Pacers to zespół, który fazę zasadniczą NBA zakończył z bilansem 50 zwycięstw oraz 32 porażek i w żadnym scenariuszu nie był przewidywany jako potencjalny mistrz NBA. Co innego mogliśmy powiedzieć o Thunder - ekipa najlepszego ostatnio koszykarza na świecie, czyli Shaia Gilgeousa-Alexandra, od początku rozgrywek szła jak burza. W ciągu pierwszych 86 meczów sezonu (licząc jeszcze 1. rundę play-off) przegrała tylko 14 razy, w tym 6 na własnym parkiecie!


REKLAMA


Zobacz wideo Żelazny: Probierz był trenerem przeciętnych polskich klubów


Indiana Pacers - Oklahoma City Thunder. Ekipa ze Wschodu prowadzi 2:1 w finałach
Faworyt w finałach NBA był oczywiście znany - większość ekspertów przewidywała, iż piękny sen Pacers w końcu dobiegnie końca. Na ten moment to jednak ekipa prowadzona przez Ricka Carlise'a jest w rywalizacji o tytuł w lepszej sytuacji. O ile jednak w pierwszym meczu serii najwięcej mówiło się o fenomenalnym Haliburtonie, tak dziś w nocy niespodziewanie najjaśniej błyszczeli rezerwowi.
ZOBACZ TEŻ: Oto najbardziej przereklamowany gracz NBA. Wyczynia absolutne cuda
Bo to TJ McConnell (niepozorny, filigranowy rozgrywający) oraz Bennedict Mathurin (strzelec "wyborowy") przejęli mecz, kiedy tylko weszli na boisko z ławki. Po pierwszej kwarcie jeszcze prowadziła Oklahoma (32:24), ale drugiej wspomniani superzmiennicy uzbierali łącznie 20 punktów, 2 zbiórki oraz 4 asysty. I na tablicy wyników pojawiło się już prowadzenie gospodarzy. To oni schodzili do szatni z małą zaliczką (64:60).


Thunder widocznie poczuli sportową złość, bo po przerwie początkowo dominowali Pacers, którym dwie i pół minuty zajęło wpisanie się na listę strzelców. W końcu jednak drużyna Marka Daigneaulta ponownie nieco osłabła. W trzecim meczu finałów widocznie brakowało jej lepszej dyspozycji Gilgeousa-Alexandra. MVP zasadniczego sezonu NBA zagrał poniżej swoich standardów - trafiając 9 z 20 rzutów (co złożyło się łącznie na 24 oczka) i notując aż 6 strat.
Indiana miała natomiast nie tylko dobrze spisujących się liderów (22 pkt Haliburtona oraz 21 Pascala Siakama na powyżej 50% skuteczności z gry), ale wspomnianych jokerów. W czwartej kwarcie, do której Pacers przystępowali przegrywając 84:89, ponownie błyszczał Mathurin. 22-latek w tej fazie meczu zanotował 10 oczek (27 w całym spotkaniu), najwięcej ze wszystkich graczy.


Tymczasem Thunder, kiedy przyszło, co do czego, kompletnie stracili skuteczność. Choć na dwanaście minut przed końcową syreną prowadzili siedmioma punktami, to całe starcie przegrali dziewięcioma. Tak finałów wygrać się nie da. Faworyci do tytułu będą musieli wiele poprawić w swojej grze, a Pacers są już tylko o dwa zwycięstwa od koszykarskiego raju.
Indiana Pacers - Oklahoma City Thunder 116:107 (24:32, 40:28, 20:29, 32:18)


Pacers: Williams 26, Gilgeous-Alexander 24, Holmgren 20, Dort 12, Caruso 8, Wallace 7, Joe 6, Hartenstein 4.
Pacers: Mathurin 27, Haliburton 22, Siakam 21, McConnell 10, Turner 9, Newbhard 8, Toppin 8, Nesmith 7, Sheppard 4.
Idź do oryginalnego materiału