208. tenisistka świata pokazała Świątek, jak grać. "Iga nie rozumiała trenera"

6 godzin temu
- Widzę stwierdzenia, iż zaczęła stosować skróty i slajsy, ale oglądam mecze i widzę, iż robi to tylko wtedy, kiedy musi. To nie są świadome wybory - mówi Wojciech Fibak o tenisie Igi Świątek na trawie. W jej meczu drugiej rundy Wimbledonu z Caty McNally (5:7, 6:2, 6:1) widzieliśmy, iż świadomie i dobrowolnie Idze jednak zdarza się grać nowe rzeczy. Ale to się dzieje incydentalnie. Szerszy repertuar na trawie pokazała 208. w światowym rankingu McNally.
Czy Iga Świątek rośnie na trawie? Na pewno nie jest do niej nastawiona tak jak legendarny Ivan Lendl, który stwierdził kiedyś, iż trawa jest dla koni (nigdy nie wygrał Wimbledonu, a we wszystkich innych turniejach wielkoszlemowych triumfował w sumie osiem razy). Ale czy Iga na tej najtrudniejszej dla siebie nawierzchni się rozwija?


REKLAMA


Zobacz wideo Iga Świątek zamieszkała w dzielnicy prestiżu i luksusu!


W sobotę w Bad Homburgu Świątek wystąpiła w finale turnieju WTA 500. Na niemieckiej trawie przegrała z Jessiką Pegulą, bo Amerykanka była sprytniejsza. Ale już ten pierwszy w dorosłej karierze finał Świątek na trawie odbieraliśmy jako dobry prognostyk przed Wimbledonem. A co widzimy na Wimbledonie?
Świątek wciąż potrzebuje czasu
W pierwszej rundzie Świątek pokonała Polinę Kudiermietową 7:5, 6:1. Z tenisistką, która nigdy w życiu nie wygrała wielkoszlemowego meczu, nasza mistrzyni w pierwszym secie się męczyła, a w drugim nie dała jej szans. Po meczu mówiła, iż potrzebowała czasu, żeby pewniej poczuć się na londyńskiej trawie. Mecz drugiej rundy, z Caty McNally, pokazał nam, iż Świątek jeszcze tego czasu potrzebuje. I to chyba niemało.
Już w pierwszym punkcie spotkania z McNally Świątek popisała się ładnym bekhendowym slajsem. W drugim gemie jeszcze ładniejszym zagraniem tego typu wypracowała sobie prowadzenie 40:15. I przełamała rywalkę, wyszła na 2:0. Do stanu 4:1 wydawało się, iż Polka ma mecz pod kontrolą. Można było liczyć, iż z biegiem czasu będzie się rozluźniała i pokaże jeszcze więcej zagrań, które na kortach trawiastych są szczególnie cenne, a których generalnie w repertuarze naszej pięciokrotnej mistrzyni wielkoszlemowej brakuje.
Świątek i trawa? "To będzie kiedyś bardzo dobre połączenie"
choćby gdy zaczęły się kłopoty Igi, wciąż widzieliśmy, iż stać ją na używanie nowych broni. Przy stanie 2:4 i 0:40 przy swoim serwisie prawie wybroniła się przed przełamaniem, między innymi używając finezyjnego slajsa forhendowego w akcji na 40:40. - Takie akcje pozwalają nam wierzyć, iż Iga Świątek i korty trawiaste to będzie kiedyś, nie wiem, czy już w tym roku, bardzo dobre połączenie – zachwycał się komentujący mecz w Polsacie Sport Dawid Olejniczak.


Ale im dłużej trwał ten set, tym mocniej przypominały nam się słowa innego byłego tenisisty. O wiele bardziej utytułowanego.
Fibak obejrzał mecze Świątek i wydał wyrok. "Radykalnych zmian po prostu nie ma"
- Czy widzi pan na trawie zmiany w tenisie Igi? – pytaliśmy Wojciecha Fibaka przed finałem turnieju w Bad Homburgu.
- Żadnych zmian nie widzę. Żadnych – odpowiadał.
- Naprawdę nic? – dopytywaliśmy.


- Radykalnych zmian w tenisie Igi po prostu nie ma. Widzę w różnych serwisach informacyjnych stwierdzenia, iż zaczęła stosować skróty i slajsy, ale oglądam mecze i widzę, iż Iga robi to tylko wtedy, kiedy musi. To nie są świadome wybory – podkreślał nasz ćwierćfinalista Wimbledonu z roku 1980 w singlu i półfinalista z 1978 roku w deblu.
McNally pokazała Idze Świątek, jak to się robi
Kiedy McNally otrząsnęła się po słabym początku i gdy odrobiła straty, widzieliśmy Świątek seryjnie psującą forhendy. Czyli oglądaliśmy największy problem Igi na kortach trawiastych. W gemie na 6:5 dla Amerykanki przy serwisie Polki zobaczyliśmy wymianę, w której rywalka zagrała cztery slajsy – trzy forhendowe i jeden bekhendowy. W tym jednym punkcie McNally pokazała więcej slajsów niż Świątek w całym pierwszym secie.
Przeciwniczka Igi inteligentnie utrzymywała piłkę w grze, dając naszej tenisistce się mylić. A posyłając na stronę Igi kąśliwe, podkręcone piłki dodatkowo utrudniała faworytce zadanie.
Wymowne zbliżenie na Darię Abramowicz. A później dyskusja Świątek z Fissettem
Tuż przed przełamaniem dla McNally na 6:5 realizator transmisji pokazał nam Darię Abramowicz. Psycholożka Igi Świątek miała nietęgą minę i coś mówiła. Nie wiemy, czy były to rady dla Igi, ale widzieliśmy, iż w tamtym momencie meczu Idze nic nie pomagało. Gema na 5:6 Świątek przegrała po już piętnastym niewymuszonym błędzie.


W całym pierwszym secie Świątek miała 17 niewymuszonych pomyłek, a McNally – tylko sześć. W drugim secie Iga trochę ograniczyła liczbę błędów (w sumie popełniła ich osiem), ale o wyniku bardziej decydowało raczej to, iż Polka jest lepszą atletką. Z biegiem czasu coraz wyraźniej widzieliśmy, iż dla McNally za duży jest poziom intensywności tego meczu.
Amerykanka to tak jak Świątek młoda i silna tenisistka (obie są z rocznika 2001). Ale McNally jest po poważnych kontuzjach. Deblowa partnerka Igi z czasów juniorskich, w dorosłym tenisie doszła już do 54. miejsca na liście WTA w 2023 roku, ale w roku 2024 rozegrała w tourze zaledwie 13 meczów. Ewidentnie potrzebuje czasu, żeby na nowo przyzwyczaić się do obciążeń i jak najlepiej je wytrzymywać.
Po wygranym drugim secie McNally zeszła na przerwę, a Świątek dyskutowała z Fissetem. – Widzimy, iż dyskusja była dosyć żywiołowa. Mam wrażenie, iż nie do końca się Iga z trenerem rozumieją, bo nie słyszeliśmy, co mówili, ale tak to wyglądało, jakby Iga nie do końca rozumiała, czego trener oczekuje – analizował Olejniczak.
Świątek zmodyfikowała plan. Ale to jeszcze nie był tenis skrojony pod trawę
Najciekawiej byłoby usłyszeć czy trener zachęcał Igę do grania nowych elementów, czy może jednak w trudnym momencie polecił jej, żeby trzymała się tego, co najlepiej umie. Na pewno widzieliśmy, iż Iga już w drugim secie trochę odjęła z siły. A to w połączeniu z wolniejszą już w obronie McNally dawało pożądany efekt – ryzyko nie było potrzebne, Idze wystarczyły porządne piłki, żeby kończyć wymiany. To nie musiały być petardy w narożniki i w linie.


Zmęczenie Amerykanki widzieliśmy najwyraźniej bodaj w drugim gemie decydującego seta. Ze wszystkich sił starała się obronić przed utratą podania, ale w wymianach dobiegała do piłek na ostatnich nogach i nie była w stanie wygrać tych decydujących piłek. Świątek wychodząc na 5:7, 6:2, 2:0 znalazła się już na zwycięskiej ścieżce i zwycięstwa nie dała sobie odebrać.
Warte podkreślenia jest, iż po wygraną Iga poszła, nieco modyfikując swoją grę. Ale też trzeba szczerze ocenić, iż to jeszcze nie był tenis skrojony pod trawę. Na taki w wykonaniu Igi Świątek ciągle czekamy.
Szalenie interesująco zapowiada się mecz Igi Świątek w trzeciej rundzie Wimbledonu. Tam Polka zmierzy się z bardzo ofensywnie usposobioną Danielle Collins. Mecz odbędzie się w sobotę.
Idź do oryginalnego materiału