REPORTAŻ. Wybierając się na to szkolenie wiedziałem, iż wojsko nie jest dla mnie czymś zupełnie nowym, ale już po kilkudziesięciu minutach nowych zajęć czułem, iż to nie będzie stracona sobota. Liczę na to, iż na jednym cyklu powszechnych szkoleń obronnych "W Gotowości" to wszystko się nie zakończy.
Są nam, Polakom, bardzo potrzebne!

Autor reportażu (na dalszym planie, pierwszy z lewej) ze swoją grupą w trakcie szkolenia. Żołnierz pokazuje nam wyposażenie plecaka ewakuacyjnego. Foto Centrum Przygotowań do Misji Zagranicznych w Kielcach.
Kończy się pilotażowy program powszechnych szkoleń obronnych Ministerstwa Obrony Narodowej "W Gotowości". Nazwa nie jest przypadkowa. Zajęcia mają przygotować Polaków na wypadek kryzysu. zagrożeń, nauczyć reakcji, zasad postępowania. Widzimy, co dzieje się za naszą wschodnią granicą na Ukrainie, kraj narażony jest na różne rosyjskie prowokacje.
"Nasz zbiorowy obowiązek"
We wczesny, sobotni, mikołajkowy poranek jechałem autobusem komunikacji miejskiej na Bukówkę w Kielcach, gdzie stacjonuje Centrum Przygotowań do Misji Zagranicznych. Tak sobie myślałem wtedy, iż to już nie jest ten sam świat, co jeszcze 10, 15, 20 lat temu. Od wybuchu wojny, najazdu Rosji na Ukrainę, coś się zmieniło w świadomości wielu z nas.
Zostawmy na boku politykę, to, czy ktoś darzy Ukraińców sympatią czy nie, Ta kwestia stała się orężem walki różnych partii oraz frakcji, ja zostawiam to z boku. Myślę o Polsce, o swojej małej ojczyźnie, rodzinie, sobie. Jak o nich zadbać w czasie realnego kryzysu. Obyśmy go nigdy nie doświadczyli!
Jadę tym autobusem na południowy wschód Kielc i przypominam sobie, iż kilka kilometrów dalej, na wiadukcie przy ulicy Grunwaldzkiej widnieje mural z wizerunkiem Eugeniusza Gedymina Kaszyńskiego "Nurta", legendarnego dowódcy naszych partyzantów z czasów II wojny światowej. Mural z napisem "Ojczyzna to nasz zbiorowy obowiązek". "Nurt" to patron 10. Świętokrzyskiej Brygady Obrony Terytorialnej. Hasło mówi samo za siebie, Utkwiło mi jakoś w głowie, zanim jeszcze skorzystałem z aplikacji mObywatel i zapisałem się na szkolenie obronne. Nieważne, czym zajmujesz się w cywilu, możesz dać krajowi coś od siebie. Krajowi, nie politykom, partiom, frakcjom, ideologiom i słupkom poparcia.
Powrót na Bukówkę
Miałem to szczęście, iż zarejestrowałem się następnego dnia po tym, jak w ogóle ogłoszono nabór na szkolenia. Wybrałem kurs przetrwania i najbliższą jednostkę - Centrum Przygotowań do Misji Zagranicznych w Kielcach. Koszary na Bukówce zdążyłem już poznać, raptem pół roku wcześniej uczestniczyłem tam w podobnych zajęciach z cyklu "Trenuj z wojskiem". Wtedy w rolę instruktorów wcielili się świętokrzyscy terytorialsi. Tym razem zajęły się nami popularne "niebieskie berety", formacja z tradycją i zasługami.
Rejestracja o godzinie 8 rano przebiegła szybko, sprawnie. Każdy wypełniał dokumenty, oświadczenia, potem przydzielono nas do poszczególnych, kilkunastoosobowych grup (ja trafiłem do czwartej), udaliśmy się na zbiórkę z zastępcą komendanta Centrum, podpułkownikiem Tomaszem Kotem, kolejnym miejscem była... wojskowa stołówka.
Zbyt mało "zetek"
Kończymy posiłek, czekając na dalsze instrukcje, rozmawiamy trochę o pierwszych wrażeniach po przyjeździe do jednostki. W sumie pojawiło się około 70 osób, zaskoczył mnie fakt, iż nie brakuje także gości spoza Kielecczyzny, np. z Warszawy! gwałtownie znaleźliśmy wspólny język, bo większość uczestników to ludzie w wieku 40-60 lat, moje pokolenie i ci nieco starsi. Dziwimy się trochę, iż szkolenia wzbudziły tak małe zainteresowanie 20-latków. Ze świecą trzeba było szukać uczestników poniżej "trzydziestki". Cóż, może oni jeszcze nie odczuwają jeszcze takiej potrzeby, może dla nich świat jawi się jako ten bardziej bezpieczny. Trudno wypowiadać się za całe pokolenie tak zwanych "zetek".
Na rozważania nie ma jednak czasu, tuż po śniadaniu wsiadamy do wojskowej ciężarówki i ruszamy w drogę. Jeszcze do końca nie wiemy gdzie. Podążamy kieleckimi ulicami, siedzimy w skupieniu, wymieniamy pojedyncze zdania, ale jednak u każdego przeważa ekscytacja i ciekawość, dokąd podążamy. Wyprawa trwa może kilkanaście minut, kiedy wjeżdżamy na leśne ścieżki, mocniej nas trzęsie. Przemierzyliśmy drogę z Bukówki na zalesione południe stolicy województwa świętokrzyskiego.
Góral świętokrzyski w gotowości
Kielecko-Chęciński Park Krajobrazowy to malownicze miejsce, fajne na turystyczną wyprawę. Część przyległego doń terenu użytkują wojskowi, ale oni nie po to nas tam przywieźli, abyśmy podziwiali przyrodę (jeśli już, to przy okazji).
Jestem góralem świętokrzyskim (niektórzy żartują, iż "niskopiennym", niech tam sobie mówią, ja wiem swoje), człowiekiem stąd. Znam dobrze okolicę, gdzie odbywało się szkolenie. Nie powiem, iż każde drzewo i kępkę trawy, ale jednak nie musiałem tego miejsca poznawać. Mimo to czułem się, jakbym odkrywał coś od nowa i trafił wśród ludzi, których dotąd najczęściej obserwowałem jedynie na państwowych i wojskowych uroczystościach, czasami na piknikach i festynach. Mowa o żołnierzach, dzielących się z nami swoją wiedzą i umiejętnościami. To też taki postronny sukces całego programu - świat wojskowy i cywilny spotykają się w jednym miejscu, poznają się wzajemnie.
Ech, ten azymut...
Major prowadzący szkolenie z mapy i kompasu zapytał w pewnym momencie, gdzie znajduje się północ. - Za pana plecami - odpowiedziałem bez wahania, zresztą zgodnie z prawdą. Schody zaczęły się wtedy, kiedy zapytał, po czym poznałem, iż akurat tam jest owa północ. Stoimy w grupie, pojawiają się odpowiedzi o mchu rosnącym po północnej stronie, kopcu mrówek inaczej wyglądającym od północy, inaczej od południa. Oczywiście nie wszystkie te porównania znajdowały swoje odzwierciedlenie akurat na naszej polanie. Dostaliśmy za zadanie pokonać z kompasem drogę z polany do muru w środku lasu, potem wrócić na miejsce zbiórki. Tak kochani, azymut będzie śnił mi się po nocach!
Czego jeszcze dowiedziałem się o sobie? Proszę bardzo - siedem moich "parokroków" oznacza dystans 70 metrów. Ktoś zapyta - po co ci taka wiedza? Może być przydatna, jeżeli kiedyś zbłądzisz w lesie, padnie komórka i zawiodą wszystkie GPS-y. W jaki sposób ocenisz pokonany dystans? Parokrok się kłania.
Czym nie gasić oleju?
Na innym stanowisku poznajemy maski wojskowe i rodzaje alarmów z syren. Dźwięk modulowany (narastający i opadający) oznacza nadchodzące zagrożenie, sygnał ciągły to odwołanie alarmu. Oglądamy maski, zakładamy je, sprawdzamy, jak się w tym czymś oddycha. Tak jak co i starsi uczestnicy przypominamy sobie lekcje przysposobienia obronnego w czasach szkolnych. Niby to "dawno i nieprawda", ale wspomnienia odżywają.
Kilkanaście metrów dalej stacjonują strażacy z komendy miejskiej w Kielcach. Pokazują wyposażenie wozu bojowego i dają pokaz, który chyba na każdym szkoleniu w Polsce wywołuje emocje - jak gasić palący się olej (na pewno nie wodą!). Co tu mówić - takowe pożary zdarzają się w wielu mieszkaniach. Dowiadujemy się więcej również o rodzajach gaśnic.
Na innym punkcie jako tematyka dominuje pierwsza pomoc przedmedyczna, zasady jej udzielania. Ćwiczymy na fantomie lub na "żywym organizmie"! Tak tak, poszkodowaną ofiarę udaje jeden z żołnierzy. Należą mu się podziękowania za cierpliwość - ileż to razy właśnie na nim szkolący się trenowali postawę boczną ustaloną.
Dakota i deszczówka
Szkolenie obejmuje też inne tematy, te bardziej survivalowe - rozpalanie ogniska z pomocą krzesiwa, organizację schronienia w lesie, zawartość plecaka ewakuacyjnego. Różne niuanse, które w sytuacji zagrożenia mogą okazać się dla nas zbawienne. Wracając jeszcze do ogniska - są różne jego rodzaje, w zależności, czy chcemy, aby w lesie i na odludziu ktoś nas zauważył czy wprost przeciwnie - chcemy się ogrzać, ale jednocześnie ukryć przed potencjalnym nieprzyjacielem. Jest więc ognisko "tepee", gdzie układamy kawałki drewna na kształt stożka, jest ognisko typu "studnia" i wreszcie Dakota Hole. W przypadku tego ostatniego trzeba wykopywać otwory w ziemi lub piasku.
Żołnierze tłumaczą nam jak pozyskać wodę do picia (np. deszczówkę), w jaki sposób ją przefiltrować, aby nadawał się do spożycia. Nie będzie to wprawdzie luks mineralna, ale pozwoli na przeżycie w skrajnie trudnych warunkach. Przypominają mi się pewne leśne zabawy z czasów młodości, ale odkrywam nowe, praktyczne umiejętności. Wybaczcie natomiast - nie o wszystkim mogę (i chcę) teraz po tym szkoleniu napisać.

Każdy uczestnik szkolenia dostaje certyfikat. 6 grudnia 2025 będzie dla mnie istotną datą.
To nie był stracony czas!
Oczywiście - ośmiogodzinne szkolenie (mój Boże, jak gwałtownie ten czas minął...) i otrzymany certyfikat z nikogo nie zrobią żołnierza czy wytrawnego survivalowca, ale od czegoś trzeba zacząć. Stoję przy ognisku na środku polany razem z innymi uczestnikami, dzierżę w ręku otrzymany upominek - zestaw do pierwszej pomocy, wymieniamy wrażenia po szkoleniu i tak sobie myślę, iż na naukę nigdy nie jest za późno, choćby w wieku niespełna 46 lat. Przyjechali też i starsi ode mnie. To nie był stracony czas, to nie była zmarnowana sobota. Nie brak głosów, iż jeden dzień to za mało, iż warto poświęcić dwa. Taką zresztą sugestię zawarłem w ankiecie na koniec zajęć w Kielcach.
W pewnym momencie ktoś mówi: - Tego to powinni nas uczyć w szkole. Ma rację, bo inny odpowiada, iż przed laty wkuł na pamięć definicję " co to jest azymut", ale jak on działa, to już niekoniecznie pamięta, lub też nikt z nauczycieli nie pokazał mu tego w rzeczywistości, w środku lasu.
Co będzie dalej ze szkoleniami "W Gotowości"? W grudniu 2025 roku kończy się pilotaż programu, ale w 2026 ma doczekać się kontynuacji. Założenia są takie, iż z biegiem czasu szkolenia przejmą inne służby, podległe Ministerstwu Spraw Wewnętrznych i Administracji, zaś wojsko będzie je wspierać. Być może skorzystam z takiej oferty ponownie i polecam każdemu. Szczegóły znajdziecie na stronie internetowej www.wojsko-polskie.pl/wgotowosci.
POLECAM:
- Wojsko to nie Instagram! "Po 100 km marszu żołnierz kuleje, jest brudny i śmierdzi"
- Zbigniew Raubo: "Internet miesza w głowach dzieciom". Trener boksu o tym, dlaczego młodzież chce szybkich sukcesów
- "Pele" i reprezentacja gwiazd w Sandomierzu! Oglądałem mecz z okazji 100-lecia Wisły
















