Magdalena Fręch najlepszy sezon w karierze zakończy na 24. miejscu w rankingu WTA (była przez moment choćby na 22. pozycji).
– Na pewno nie jest to dla mnie zaskoczenie, raczej cel osiągnięty z „górką”. Zakładaliśmy na ten rok, iż to będzie Top 50, a jest Top 25, więc to bardzo cieszy, iż udało się zrealizować ten plan – mówiła tenisistka na konferencji prasowej w Łodzi.
– Najważniejszy dla mnie nie jest ten efekt końcowy w rankingu, tylko to w jakim stylu to osiągnęłam i jak zmieniła się moja gra – dodała Magda.
Bolesna, ale ważna lekcja
W styczniu zawodniczka LOTTO PZT Team osiągnęła 1/8 finału w wielkoszlemowym Australian Open, co pozwoliło jej po raz pierwszy wskoczyć do grona 50 najlepszych tenisistek świata. W lipcu, tuż przed rozpoczęciem Igrzysk Olimpijskich w Paryżu, osiągnęła pierwszy w karierze finał w cyklu WTA Ttour. W imprezie WTA 250 na kortach ziemnych w Pradze uległa 2:6, 1:6 Magdzie Linette.
– W finale była bardzo dobrze mi znana rywalka. Meczu nie dźwignęłam mentalnie za bardzo. Ten finał był pewnym zaskoczeniem, bo tuż przed nim moja dyspozycja nie była zwyżkowa. Miałam jakieś wahania formy i chyba nic nie zwiastowało adekwatnie tego finału. Ale z perspektywy czasu mam wrażenie, iż gdyby nie on, to dużo trudniej byłoby mi wygrać potem Guadalajarę. Myślę, iż potraktowałam to jako lekcję i wyciągnęłam wnioski. Magda Linette zagrała wtedy bardzo dobrze. Ale to było takie przetarcie dające nadzieję i później zupełnie inaczej mi się grało w Guadalajarze, bo już wiedziałam jakie to uczucie bycia w finale. Wiedziałam jaki duży to jest ciężar, bo zupełnie inaczej jednak się podchodzi, jak już gra się piąty czy dziesiąty finał – wyjaśniła Fręch.
Wspaniałe uczucie
W połowie września, tuż po wielkoszlemowym US Open, zdobyła pierwszy tytuł w cyklu WTA, triumfując w turnieju rangi WTA w Guadalajarze.
– Moim głównym celem po osiągnięciu Top 50 było właśnie wygranie turnieju WTA, bo bardzo mnie denerwowało, iż na stronie WTA przy moim nazwisku wciąż jest to zero w rubryce „wygrane turnieje WTA”. Bo to tak naprawdę mogło tam widnieć choćby do zakończenia kariery. Dlatego bardzo chciałam to zmienić i nie miało znaczenia jaka to będzie ranga, czy 250 czy wyższa. Ale na pewno nie WTA 125 jak miałam do tej pory, bo to nie jest tam uwzględniane. Także ten tytuł wywalczony w Guadalajarze był najważniejszym tytułem życiu i najbardziej pożądanym. Po nim zeszło ze mnie ciśnienie, przez trzy cztery dni praktycznie nie było ze mną kontaktu. Tak się złożyło, iż wtedy mogłam sobie pozwolić na kilkudniowy odpoczynek, więc odcięłam się praktycznie od wszystkiego. Wycofałam się z kolejnego turnieju i to nie tylko po to żeby się zregenerować. Jednak ładunek emocjonalny po tym zwycięstwie był ogromny. Mogłam dzięki temu dłużej zachować te wspaniałe emocje w sobie, a nie pakować walizki i myśleć od razu o kolejnym starcie. To jest coś bezcennego i będę to pamiętać przez całe życie. Ten tytuł zostanie ze mną na zawsze. Był to najfajniejszy moment w tym sezonie i niesamowite przeżycie – podkreśliła Magdalena.
Łodzianko-bytomianka
Magdalena pochodzi z Łodzi, ale już o pięciu lat jest zawodniczką KS Górnik Bytom. Podczas konferencji prasowej tenisistka otrzymała nagrodę od Prezydenta Bytomia Mariusza Wołosza, którą wręczył Piotr Kowalski, Naczelnik Wydziału Kultury i Sportu Miasta Bytom.
– Teraz jestem łodzianko-bytomianką jak widać. Na pewno czuje się fantastycznie reprezentując ten klub. Przede wszystkim jest to dla mnie drugi dom, kiedy jestem w Polsce, bo wiem, iż zawsze mogę liczyć na prezesa i wszystkich w Bytomiu, a kiedy tylko będę potrzebowała bazę treningową, to zawsze przyjmą mnie z otwartymi ramionami. Tym lepiej więc, iż teraz, kiedy odnoszę sukcesy, to promuję przy tym też Bytom, bo już długo gram z logo tego miasta na koszulce. Mam nadzieję, iż to była dobra promocja i iż ta kooperacja będzie trwała nadal, bo jak na razie wszystko układa się bardzo dobrze – dodała Fręch.
Od środy Magda wraz z koleżankami z reprezentacji Polski będzie walczyła w Maladze w finałowym turnieju Billie Jean King Cup 2024.
Fot. Monika Piecha