W piątek w Lillehammer rozpoczął się nowy sezon Pucharu Świata w skokach narciarskich. W konkursie drużyn mieszanych Polska zajęła siódme miejsce.
REKLAMA
Zobacz wideo Alarm przed PŚ w skokach. Zaskakujące obrazki
W sobotę swój kolejny – już 22. - sezon rozpocznie nasz najbardziej utytułowany zawodnik. Kamil Stoch nie zmieścił się do składu polskiego miksta, bo na treningach lepiej od niego wypadli Paweł Wąsek i Aleksander Zniszczoł (oni reprezentowali Polskę wraz z Nicole Konderlą i Annną Twardosz) a także Dawid Kubacki. Ale w sobotę na skoczni Lysgårdsbakken o rozmiarze 140 metrów Stoch wystąpi najpierw w kwalifikacjach (godzina 14.45), a później najpewniej też w pierwszym tej zimy konkursie indywidualnym (godzina 16.00).
"Dzika radość". Czy Stoch znów ją poczuje?
Stoch nie jest w formie, która może mu dawać nadzieje na powtórzenie najlepszego wyniku, jaki na tym obiekcie uzyskiwał w przeszłości. Aż trzy ze swych 39 zwycięstw w Pucharze Świata odniósł właśnie tam – w 2016, 2018 i 2020 roku.
Szczególnie pamiętny jest ten ostatni triumf. To właśnie dzięki zwycięstwu w Lillehammer w marcu 2020 Stoch zapewnił sobie wygraną w całym cyklu Raw Air. Zaczął go od dopiero 27. miejsca w prologu w Oslo, następnie miał drugą notę w konkursie drużynowym w Oslo, był siódmy w pierwszym konkursie indywidualnym w Lillehammer, w prologu przed drugimi planowanymi tam zawodami zajął 13. miejsce i wreszcie niespodziewanie wygrał te zawody w pięknym stylu.
- Skok był czyściutki. Dzika euforia w powietrzu – mówił uśmiechnięty od ucha do ucha w rozmowie ze skijumping.pl, ciesząc się szczególnie z lotu na 139,5 metra w serii finałowej. Dzięki temu wynikowi w konkursie awansował z trzeciego miejsca na pierwsze i też na pierwsze miejsce w całym Raw Air.
Nie dali wazonu. Dali zegarek, ale męski
- Twoja żona pisze do mnie "Zapytaj Kamila, czy wazony w tym roku dają" – mówił prowadzący rozmowę ze Stochem Dominik Formela ze skijumping.pl
- No widzicie, nie dali wazonu! Nie dali, Kochanie, wazonu, no! choćby talerza nie dali, nic nie dali. Dali zegarek, ale męski, niestety – śmiał się Stoch.
Talerz Stoch dostał pół roku później. I żartował, iż na szczęście ten talerz nie został przecięty na pół. Dlaczego?
Premier Norwegii zatrzymała pościg za Stochem
Konkurs w Lillehammer wygrany przez Stocha okazał się ostatnim w tamtym sezonie. Wszystko przez pandemię koronawirusa. Raw Air po Lillehammer zdążyło zawitać jeszcze do Trondheim, ale tam rozegrano tylko prolog. Stoch był w nim 10. W klasyfikacji generalnej Raw Air po dziewięciu z 16 planowanych serii Polak miał minimalną przewagę nad grupą pościgową. Drugi Ryoyu Kobayashi tracił do naszego lidera tylko 7,4 pkt, trzeci Marius Lindvik – 7,6 pkt, czwarty Ziga Jelar – 10 pkt, a piąty Stephan Leyhe – 12,9 pkt.
Ale pościgu nie było. Zatrzymał go Walter Hofer, ówczesny dyrektor Pucharu Świata. Zrobił to na polecenie premier Norwegii. Erna Solberg w orędziu do narodu ogłosiła, iż przez rozprzestrzenianie się koronawirusa na dwa tygodnie wprowadza zakaz rozgrywania zawodów sportowych na terenie całego kraju. Hoferowi pozostało więc ogłosić, iż odwołane zostają: konkurs indywidualny w Trondheim, drużynówka w Vikersund i zawody indywidualne w Vikersund. I iż sezon skończył się konkursem wygranym przez Stocha w Lillehammer. Bo planowane po Raw Air mistrzostwa świata w lotach w Planicy zostały przesunięte na następny sezon.
Stoch pisał, chcąc ułożyć myśli. "Dziwnie się cieszyć"
- Trudno jest mi dobrać słowa, które najlepiej odpowiadałaby tej sytuacji. Chyba takich nie ma. Z jednej strony chciałbym się jakoś ucieszyć i móc celebrować ten sukces. Z drugiej: zdobyłem go w takich okolicznościach, które totalnie mnie rozstroiły. Podobnie jak sposób, o którym się o tym dowiedziałem - komentował Stoch na skijumping.pl. - Tak naprawdę turniej, który wygrałem, został ucięty w połowie. Zarazem super, jak i dziwna, trochę przykra sytuacja, patrząc na to, co dzieje się dookoła – dodawał.
Stoch długo nie mógł uporządkować myśli. Kilkanaście dni później opublikował istotny wpis w swoich mediach społecznościowych. "Dziwny koniec sezonu, dziwna komunikacja, dziwne przeczucia, dziwnie się cieszyć" – pisał.
Dziwnie nasz mistrz musiał się też poczuć na początku kwietnia tamtego roku, gdy Norweski Związek Narciarski postanowił uciąć mu premię za wygranie Raw Air.
Norwegowie nie dotrzymali słowa, a Stoch wbił im szpilkę
Organizatorzy uznali, iż zamiast 60 tysięcy euro obiecanych zwycięzcy ich turnieju Stocha nagrodzą kwotą 33 750 euro. Wyliczyli, iż tyle należy się Polakowi, bo wygrał po dziewięciu z 16 planowanych serii. To było zaskakujące, ponieważ wiedząc, iż przez koronawirusa turniej może nie zostać rozegrany w całości, na początku organizatorzy zapewniali, iż choćby jeżeli tak się stanie, to zwycięzca dostanie pełną nagrodę. Po niemal miesiącu zmienili zdanie. Kiedy przelali pieniądze na konto Stocha – nie wiemy. Natomiast nagrodę rzeczową, wielki, czarny talerz, przekazali mu dopiero pół roku później, w Wiśle, na początku następnego sezonu.
Odebranie tej nagrody Stoch skomentował wymownie: "Dobrze, iż talerza na pół nie przecięli".