Zadanie WADA, czyli Światowej Agencji Antydopingowej, jest w teorii proste: nadzór krajowych agencji antydopingowych, promocja światowego programu zwalczania dopingu, pomoc w karaniu oszustów. Jednak tam, gdzie rywalizuje się na światowym i międzynarodowym poziomie, gdzie pojawiają się reperkusje wobec obywatela czy kraju, zaczynają się gabinetowe rozgrywki na dużą skalę i sporo polityki. Dlatego kierowana przez Witolda Bańkę WADA walczy nie tylko z dopingiem, ale także ze światowymi mocarstwami.
REKLAMA
Zobacz wideo Szpilka był w szoku. Zapłacił za testy i wpadł na dopingu. "Mógł to zrobić każdy"
Groźby z Chin, niszczenie rosyjskiego sportu i źli Amerykanie
Ze strony Chin początkowa złość i wrogi stosunek mediów przyszedł wraz z zawieszeniem Sun Yanga. Chińska gwiazda pływania urządziła niezły cyrk podczas kontroli antydopingowej - zawodnik najpierw nie chciał wpuścić kontrolerów do domu, tłumacząc, iż nie ma do nich zaufania, potem przekazał im próbkę moczu, ale kontrolerów nie było przy jej oddawaniu. Yang w końcu wpuścił urzędników, ale rozmowa z nimi przybrała ostry wymiar. Włączała się do niej mama pływaka i ochroniarz, wszyscy zachowywali się nie tylko arogancko, ale też nieprzewidywalnie. W pewnym momencie ochroniarz zniszczył przekazaną próbkę moczu. Do kontroli zatem nie doszło.
Międzynarodowa Federacja Pływacka (FINA), chińską gwiazdę pływania rozgrzeszyła. Ten nie dostał żadnej kary! Ale do akcji wkroczyła WADA i potraktowała tę sprawę, najostrzej jak się da. Cyrk odstawiony przez zawodnika uznała za unikanie kontroli antydopingowej, wymierzyła mu osiem lat dyskwalifikacji, czym w praktyce miała zakończyć jego karierę. Kara była tak wysoka, gdyż chodziło o recydywistę. Yang już kiedyś został przyłapany i ukarany za to iż w jego organizmie znalazła się zabroniona trimetazydyna. Pływak od kary ośmiu lat się odwołał do Międzynarodowego Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu (CAS) w Lozannie. Ostatecznie dostał cztery lata. Niedawno wrócił do rywalizacji.
Ale WADA w chińskich sprawach na pieńku ma też ostatnio z Amerykanami. To przez sprawę 23 podejrzanych o doping pływaków z Chin, którą już na Sport.pl opisywaliśmy ze szczegółami. W skrócie: w tym roku wyszło na jaw, iż Chińska Agencja Dopingowa przekazała światowym władzom informacje o 23 pozytywnych testach w styczniu 2021, niedługo przed igrzyskami w Tokio, w momencie trwającej pandemii koronawirusa. O sprawie było jednak cicho. Testy, w których wykryto trimetazydynę, dotyczyły wewnętrznej chińskiej imprezy i były inicjowane przez chińską agencję. Ponieważ pływacy byli z różnych klubów, od różnych trenerów i przyjechali z różnych regionów, badano też wątek nieświadomego przyjęcia substancji przez jedzenie które spożywali. Chińskie śledztwo wykazało, iż trimetazydyna znajdowała się w którymś z pokarmów, bo jej ślady były w hotelowej kuchni. Chińczycy śledztwo zamknęli, nikogo nie karali, a śledząca sprawę i dokumentację WADA nie miała zastrzeżeń.
I to właśnie po tej sprawie Amerykańska Agencja Antydopingowa (USADA) oskarżyła WADA o stronniczość i brak transparentności, sugerując choćby zmowę mającą na celu ukrycie dopingu wśród chińskich sportowców.
O komentarz pytamy Witolda Bańkę. - Jakiś czas temu rosyjskie służby oskarżały mnie, iż w porozumieniu z Amerykanami, chcę zniszczyć rosyjski sport. Dzisiaj Amerykanie oskarżają WADA, iż pomagamy Chińczykom. Z kolei chińscy kibice jeszcze niedawno wysyłali do nas groźby w związku z tym, iż dochodziliśmy sprawiedliwości żądając długoletniej dyskwalifikacji w sprawie ich gwiazdy pływania, Sun Yanga – opisuje antydopingowy krajobraz szef WADA. - Te ataki ze wszystkich stron, to dla mnie paradoksalnie dowód na to, iż WADA wykonuje swoją pracę jak należy. Nie ulegamy politycznym naciskom, pozostając silną i niezależną organizacją - przekazuje.
Całe USA testuje mniej niż kilka państw Europy razem
Kulisy sprawy chińskich pływaków i Amerykanów sugerują, iż w USA zrobiono z tego sprawę polityczną, a przekaz jest jednostronny.
- Jakiś czas temu byłem w Waszyngtonie i miałem długie spotkanie z tamtejszymi dziennikarzami. Wyjaśniałem sprawę chińskich pływaków, rozwiewałem wątpliwości, tłumaczyłem. Rozmawialiśmy również, konstruktywnie, o słabościach amerykańskiego systemu antydopingowego. Żaden artykuł z tych rozmów się nie ukazał - przekazał Bańka. Amerykanie wrzucać kamyczków do swego ogródka wyraźnie nie chcieli. Nie chcieli też przyjąć pewnych rzeczy do wiadomości, które Bańka im wypunktował i które WADA punktuje publicznie.
- USADA, która ma budżet na poziomie 31 mln dolarów, pobrała w zeszłym roku 7773 próbki od sportowców w sportach olimpijskich i paraolimpijskich. Mówimy o kraju, gdzie jest 335 mln ludzi. Dla porównania, kraje należące do CEADO (Środkowoeuropejskiej Organizacji Antydopingowej) o łącznej populacji około 100 mln ludzi pobierają razem 12500 próbek. USADA pobiera mniej niż połowę liczby próbek od choćby Niemieckiej Agencji Antydopingowej – mając od niej dwukrotnie większy budżet. Lepsza w tym zakresie od USADA jest również Francuska Narodowa Organizacja Antydopingowa, przeznaczając na to nieco ponad jedną trzecią budżetu Amerykańskiej Agencji. USADA pobiera także mniej próbek niż NADO w Chinach, Rosji, Włoszech czy Wielkiej Brytanii – przekazuje nam Bańka. Na konferencjach i w publicznych wystąpieniach wydźwięk jest taki: "wielkie mocarstwo, słaby system".
WADA przekazuje też informacje, iż nieco ponad 30 proc. amerykańskich olimpijczyków objętych światowym kodeksem, nie zostało odpowiednio przebadanych w okresie 12 miesięcy poprzedzających igrzyska w Tokio w 2021 roku.
Bańka przypomina też, iż w NCAA – organizacji zajmującej się prowadzeniem zawodów sportowych szkół wyższych w Stanach Zjednoczonych, nie ma kontroli antydopingowych do jakich są choćby przyzwyczajeni Europejczycy.
Amerykański system to to "całkowity żart"
W tym systemie jest dziura, co potwierdził sam szaf Amerykańskiej Agencji Antydopingowej (USADA), Travis Tygart, w trakcie jednego z przesłuchań przed Kongresem USA. Stwierdził w nim, iż NCAA stworzyło wakacje dopingowe dla zawodników, którzy przyjeżdżają do USA, by trenować w tamtejszej lidze akademickiej i podlegają w niej bardzo słabemu programowi antydopingowemu. Ten sam Tygart w jednym z podcastów przyznał, iż ten program to "całkowity żart", iż nie pobiera się w nim próbek krwi, nie ma kontroli poza zawodami i nie ma obowiązku informowania o miejscu pobytu najlepszych zawodników, jak to jest w reżimie WADA, któremu sport akademicki w USA nie podlega. Tygart wystawił bardzo złą ocenę NCAA, mówiąc, iż jest to bardzo zły program antydopingowy. Dziś próbuje sam sobie zaprzeczać.
Przypomnijmy, iż amerykańscy sportowcy z lig akademickich oraz lig zawodowych, m.in NBA, NHL, NFL, nie rywalizują na zasadach określonych w Światowym Kodeksie Antydopingowym. Organizacje prowadzące te rozgrywki nie podpisały z WADA umowy i nie chciały przystąpić do jej systemu. Tłumaczą, iż mają swoje programy. W porównaniu do światowych - dość luźne, np. kontrolerzy muszą umawiać się ze sportowcami, kiedy i gdzie może dojść do testu. Kiedyś testowany był tylko mocz, a testy krwi, w których można wykryć więcej nieprawidłowości, pojawiły się dopiero kilka lat temu. I choćby jeżeli test jakiegoś gracza przeprowadzany przez zewnętrzną firmę jest pozytywny to i tak decyzję o karze podejmuje dana liga. W zdecydowanej większości przypadków przyjmowane są tłumaczenia zawodników, a konsekwencji nie ma. Niegdyś były dyrektor programu antydopingowego, Lloyd Baccus, zeznając przed Kongresem, nadmienił iż np. w NBA tylko w okresie sześciu lat uzyskano 23 pozytywne wyniki testów, a za celowe zażywanie wspomagania uznano tylko trzy z tych przypadków! NBA chwali się, iż problem dopingu jej nie dotyczy, mało jest też jednak danych dotyczących dopingowych spraw. W XXI wieku kary za nielegalne substancje w organizmie spotkały w sumie kilkunastu koszykarzy, a przynajmniej o tylu dało się usłyszeć.
"Najbardziej skomplikowane śledztwo w historii"
Dyskusja na linii WADA – USADA sprowadza się w tej chwili do tego, iż ilekroć światowa agencja mówi o konieczności poprawienia systemu, tylekroć Amerykanie pytają o Chińczyków i skupiają się na medialnych rozgrywkach. Grożą też wycofaniem kontrybucji do światowej kasy. - Mamy budżet na poziomie 57 mln dolarów. Bez wkładu USA wynoszącego nieco ponad 3,6 mln dolarów, też sobie poradzimy - mówi jednak Bańka. - Już teraz pracujemy nad tym, jak zrekompensować w budżecie ewentualne uszczuplenie spowodowane brakiem kontrybucji Stanów Zjednoczonych. Rozmawiamy z partnerami, w tym biznesowymi, i szukamy rozwiązań. Jestem optymistą. Wolę niezależną WADA, choćby za cenę braku amerykańskich pieniędzy, niż ulec próbom szantażu i pozwolić jednemu krajowi dyktować, co mamy robić, a czego nie mamy robić – komentuje.
Amerykanie byli aktywnymi krytykami, gdy WADA w 2018 roku zgodziła się przywrócić do światowego systemu Rosyjską Agencję Antydopingową (RUSADA). Przypomnijmy, iż ta została zawieszona, gdy okazało się, iż pomagała tuszować doping rosyjskich sportowców na igrzyskach w Soczi. W proceder zamieszane było też samo państwo. To przywrócenie, to był jednak rodzaj przynęty i pułapki. Tak zaczynała się jedna z większych operacji w historii WADA, operacja "Lims".
- To najbardziej skomplikowane i zakrojone na największą skalę śledztwo w historii antydopingu - mówi Bańka. - WADA podjęła przemyślaną decyzję, żeby w 2018 r. przywrócić do systemu antydopingowego RUSADA, jednak podstawowym elementem tej decyzji był warunek przekazania nam wszystkich danych z komputerów moskiewskiego laboratorium antydopingowego. Była to część precyzyjnego planu naszego departamentu śledczego. Umowa była taka, iż RUSADA wraca do systemu, ale musimy otrzymać od Rosjan autentyczne dane, a o ile tego nie zrobią, znów zostaną wyrzuceni z systemu, ale tym razem w nowym reżimie prawnym, z prawdziwymi konsekwencjami. Wybuchła burza i musieliśmy stawić czoła potężnej krytyce. Tymczasem okazało się, iż dzięki tej decyzji nasi śledczy ujawnili dowody, które doprowadziły do nałożenia sankcji na blisko 300 rosyjskich sportowców, części z nich odebrano medale. Odkryliśmy, iż władze rosyjskie dopuściły się manipulacji danymi, co doprowadziło do trwającego do dziś wykluczenia rosyjskiej agencji z systemu. Gdyby nie ta operacja, ci zawodnicy prawdopodobnie dalej braliby udział w zawodach i pozostali bezkarni - tłumaczy szef WADA. Od tego momentu jego agencja została też wrogiem Rosjan.
WADA, która po sprawie chińskich pływaków, pozwała amerykańską agencję za zniesławienie, sprawdza w tej chwili zgodność jej statusu z międzynarodowymi przepisami. Zajmuje się tym Compliance Review Committee, niezależna jednostka, która raportuje do Komitetu Wykonawczego WADA. Chodzi m.in. o tzw. Rodczenkow Act. Nazwę ustawie nadano od rosyjskiego sygnalisty, szefa laboratorium RUSADA (to Grigorij Rodczenkow), który wyemigrował do USA i pomagał w rozgryzaniu rosyjskiego dopingu. Przepis nazwany na jego cześć umożliwia zatrzymanie i ukaranie przez amerykańskie służby nie tylko sportowców i zawodników z zagranicy, którzy rywalizują z Amerykanami w zagranicznych turniejach, ale też wszystkich zamieszanych w dopingowy proceder - trenerów, agentów, działaczy.
Do tej pory żaden kraj nie przyjął takich eksterytorialnych przepisów karnych. Co ciekawe, Rodczenkow Act dotyczyć może dowolnych sportowców na świecie, ale nie obejmuje... zawodników grających w zawodowych i amatorskich ligach w USA. W uchwalonym projekcie ostatecznie wyłączono ich z wpływu tej ustawy.