Oto co zrobili kibice Cracovii na stadionie Legii. "Prosimy"

1 godzina temu
Zdjęcie: screen


Legia Warszawa pokonała Cracovię 3:2 w ostatnim sobotnim meczu ekstraklasy. W spotkaniu przy Łazienkowskiej wiele działo się na boisku, ale też poza nim. O zachowaniu kiboli Cracovii w przerwie wolelibyśmy jednak nie pisać. Spostrzeżeniami z meczu dzieli się Konrad Ferszter ze Sport.pl.
Końcówka meczu przy Łazienkowskiej była jego najlepszym podsumowaniem. W spotkaniu Legii z Cracovią działo się tyle, iż wydarzeniami można obdzielić kilka innych meczów ekstraklasy. Dla Goncalo Feio, który zwycięstwo przyjął zaskakująco spokojnie, najważniejsze, iż jego drużyna wygrała i odrobiła trzy punkty do wyprzedzającej ją w tabeli Cracovii.

REKLAMA







Zobacz wideo Oto sukcesor Michała Probierza? Kosecki: To fenomenalny trener i człowiek [To jest Sport.pl]



Mimo iż w sobotę Legia była zespołem lepszym, to tylko centymetry dzieliły ją od kolejnej straty punktów. W doliczonym czasie gry Gabriel Kobylak niepewnie wyszedł do dośrodkowania z rzutu rożnego, minął się z piłką, a minimalnie niecelny strzał oddał Bartosz Biedrzycki. Na swojego bramkarza wściekł się Paweł Wszołek, który miał wielkie pretensje do Kobylaka. Rafał Augustyniak z euforii aż ucałował piłkę, która nie wpadła trzeci raz do bramki Legii. Ostatecznie wszystko skończyło się dla niej dobrze.
Pozytywna reakcja Legii
- Musimy zareagować po meczu w Poznaniu. Ale ta reakcja musi być na boisku, a nie w słowach - mówił Feio na konferencji prasowej przed spotkaniem z Cracovią. Portugalczyk apelował do swoich piłkarzy po tym, jak Legia zebrała srogie lanie od Lecha (2:5) w ostatnim ligowym meczu przed przerwą na spotkania reprezentacji. Sobotni mecz był dla Legii istotny nie tylko dlatego, by zmniejszyć stratę do poznaniaków, która (na chwilę) wzrosła tego dnia do aż 12 punktów.
Legioniści musieli też gonić Cracovię, która wyprzedzała ich o cztery punkty. Ewentualna porażka sprawiłaby, iż warszawiacy mieliby nie tylko nikłe szanse na mistrzostwo Polski, ale też mocno utrudniliby sobie walkę o awans do europejskich pucharów.
Feio oczekiwał pozytywnej reakcji i tę reakcję otrzymał. W sobotę jego drużyna nie przypominała tej z Poznania, tylko zespół, który bardzo dobrze radził sobie od połowy października, wygrywając aż sześć meczów z rzędu.



Mimo nerwowego początku, kiedy Cracovia imponowała w ataku pozycyjnym, Legia przez większość meczu prowadziła grę i była lepszym zespołem. Szczególnie podobać się mógł Ruben Vinagre, który co chwilę sprawiał gościom problemy na lewym skrzydle. Dobry mecz rozgrywał też Bartosz Kapustka, a Marc Gual zdobył bramkę już w trzecim meczu z rzędu.
Jak zwykle można mieć jednak pretensje do obrony Legii, która w sobotę stworzyła sobie problemy na własne życzenie. Przy pierwszej bramce dla Cracovii nie popisał się Gabriel Kobylak, przy drugiej obrońcy Legii, którzy praktycznie podarowali gościom gola. Mimo to Legia wygrała zasłużenie. Ale powodów do świętowania wciąż nie ma. Drużyna Feio dalej traci aż dziewięć punktów do Lecha, a przecież to mistrzostwo Polski było nadrzędnym celem Legii na ten sezon.
Decyzja, która rozwścieczyła Feio
Legia grała dobrze i prowadziła grę, ale Feio nie byłby sobą, gdyby przy linii bocznej nie odstawiał własnego show. W sobotę zaczął wyjątkowo wcześnie, bo już w 1. minucie wściekle podbiegł do sędziego technicznego - Arkadiusza Nestorowicza - kiedy Cracovia popełniła taktyczny faul na Vinagre.
Nie był to jedyny moment, w którym Feio wdał się w dyskusję z Nestorowiczem. Portugalczyk, który w Poznaniu siedział na trybunach z powodu zawieszenia za cztery żółte kartki, co chwilę podchodził do sędziego technicznego i rozmawiał z nim na temat decyzji podejmowanych przez arbitra głównego Piotra Lasyka.



Najgoręcej przy linii bocznej zrobiło się w 34. minucie, tuż po golu Benjamina Kallmana na 1:2. Po bramce zawodnika Cracovii Feio usiadł na ławce rezerwowych, a po chwili wyskoczył z niej jak oparzony. Wściekły Portugalczyk sugerował Nestorowiczowi faul na jednym z jego zawodników. Feio wymownymi gestami pokazywał to też jednemu z członków sztabu szkoleniowego Cracovii.
Kiedy Lasyk uznał jednak gola, Feio nie mógł już opanować nerwów. Portugalczyk wściekle machał rękoma, nie zgadzając się z decyzją sędziów. Analizując powtórkę, trudno przyznać trenerowi Legii rację. Ale wściekłość Feio nie trwała długo. Wszystko dzięki Wojciechowi Urbańskiemu.
Obiecujący Urbański
Raptem pięć minut po golu Kallmana 19-letni pomocnik Legii doskonale odnalazł się w polu karnym i podwyższył prowadzenie gospodarzy na 3:1. Urbański wykorzystał niespodziewaną szansę od Feio, który w porównaniu do meczu w Poznaniu posadził na ławce rezerwowych Luquinhasa.
Dla Urbańskiego był to już dziewiąty występ w tym sezonie ekstraklasy i 11. we wszystkich rozgrywkach. Przed sobotnim spotkaniem 19-latek miał na koncie bramkę w meczu z Radomiakiem (4:1) i asystę z GKS Katowice (4:1).



Przeciwko Cracovii Urbański poprawił statystyki, ale do momentu strzelenia gola grał w kratkę, dobre zagrania przeplatając złymi. W 11. minucie pomocnik Legii zagrał nerwowo, niedokładnie w pole karne Cracovii, ale już trzy minuty później miał bardzo dobry odbiór na drugim końcu boiska, nie dopuszczając do strzału aktywnego Ajdina Hasicia.
To też Urbański zaczął ofensywną akcję Legii, po której ręką w swoim polu karnym zagrał Larsan Skovgaard. Niedługo później 19-latek popsuł jednak dobry kontratak Legii, a w 29. minucie katastrofalnie podał do tyłu w ataku pozycyjnym.
Mimo iż po tym zagraniu Feio bezradnie rozłożył ręce, to ostatecznie może być zadowolony z występu Urbańskiego. I swojej decyzji, która na boisku się obroniła. Urbański rozegrał obiecujące 58 minut, a na boisku zastąpił go Luquinhas. W obliczu słabszej formy Brazylijczyka 19-latek może nie tylko usprawnić grę Legii, ale dać też Feio argument w dyskusji z ludźmi, którzy zarzucają mu, iż nie spełnia przedsezonowej obietnicy i nie daje młodym zawodnikom większej liczby szans.
Przedwczesny Sylwester
Zanim - zwłaszcza przed przerwą - zobaczyliśmy fajerwerki na boisku, te jeszcze przed meczem odpalili kibice Legii. Ci zaprezentowali imponujący pokaz pirotechniki, którego na pewno nie powstydziłyby się niektóre imprezy sylwestrowe.



Już kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem spotkania kibice przygotowywali się do odpalenia fajerwerków, ale takiego rozmachu spodziewało się pewnie niewielu. Tuż przed pierwszym gwizdkiem Lasyka kibice Legii odpalili świece dymne, przez które rozpoczęcie meczu opóźniło się o kilka minut.
Ale to nie wszystko. Na "Żylecie" odpalone zostały też fajerwerki, które leciały w kierunku murawy. Chociaż nie można powiedzieć, by w jakikolwiek sposób zagrażały one zawodnikom, to odpalenie ich pod zadaszoną trybuną do najrozsądniejszych decyzji na pewno nie należało. Na szczęście wszystko skończyło się efektownie i dobrze. Tak samo jak na boisku, co szczególnie ucieszyło Feio. Zaraz po spotkaniu czerwono-biało-zielone race odpalili też organizatorzy meczu, którzy w ten sposób świętowali zwycięstwo Legii.
Krewcy kibole Cracovii
Kiedy obie drużyny zeszły do szatni na przerwę, gorąco zrobiło się na trybunach. A konkretnie w sektorze gości, którzy nagle zaczęli śpiewać wulgarne przyśpiewki i wykonywać wulgarne gesty w kierunku przylegającego do nich sektora rodzinnego.
"Kibiców gości prosimy o powrót na swoje miejsca" - powiedział w przerwie spiker, który próbował uspokoić krewkich kiboli Cracovii. Wtedy sytuacja wyglądała wyjątkowo niepokojąco, bo kilkunastu z nich weszło na płot i próbowało przeskoczyć na drugą stronę. Inni zaś w ten sam płot mocno kopali.






Na szczęście po kilku minutach sytuacja się uspokoiła. Chociaż na miejscu pojawili się dodatkowi ochroniarze, to goście uspokoili się sami. Do krewkich kiboli podeszli inni fani Cracovii, którzy wyraźnym gestem kazali wrócić im na miejsca.
Mimo tego incydentu dzieci i rodziny zasiadające obok sektora Cracovii, do końca obejrzały mecz na swoich miejscach. Mimo iż w trakcie przerwy część z nich została odsunięta od sektora buforowego, to w drugiej połowie już w spokoju mogli oglądać spotkanie. A to mogło się podobać.
Idź do oryginalnego materiału