„Aj, Jezus Maria!" – wykrzyczał Dariusz Szpakowski potężnie rozczarowany tym, iż Marek Leśniak zmarnował kapitalną szansę na gola w meczu piłki nożnej Polska – Anglia. To był rok 1993. Ponad 30 lat później kultowy cytat z kultowego komentatora przypomniał profil Eurosportu na platformie X. To było w reakcji na występ naszych kultowych skoczków, jakimi są Kamil Stoch i Dawid Kubacki.
REKLAMA
Zobacz wideo Niezwykłe miejsce w Szwecji. Sprzęt dla skoczków jak z filmów science-fiction
Starszy i bardziej utytułowany z polskich mistrzów poleciał w pierwszej serii 122 metry, młodszy – 123 metry. Koniec końców Kubackiemu wystarczyło punktów, żeby wślizgnąć się do drugiej serii, z 29. miejsca. Stoch pierwszy indywidualny konkurs Pucharu Świata w okresie 2024/2025 skończył na 35. miejscu.
Już po pierwszej serii przepadł nam również Maciej Kot, który osiągnął tylko 114 metrów i zajął 42. miejsce. „Kot nielot…" – skomentował admin odpowiedzialny za konto Eurosportu na platformie X. I wzbudził tym bardzo dużo reakcji kibiców.
"Admin z rigczem" (rozumem i godnością człowieka)
"Jaki pocisk"
"Grubo pojechane"
"Chłop sobie typowo pojechał na wycieczkę"
"Admin konta Eurosportu dzisiaj na pełnej"
"Żenujący występ"
Tego typu komentarze pokazują, iż niewyszukana krytyka występu Kota spotkała się wśród fanów skoków narciarskich ze zrozumieniem. Dlaczego? W punkt trafił chyba ten kibic, który przywołał jedną z bardzo znanych myśli Alberta Einsteina – iż szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów.
Kot parę ładnych lat temu był czołowym skoczkiem świata. Ale od sześciu-siedmiu lat już nie jest i tak naprawdę już od tak dawna jego niemal wszystkie występy w Pucharze Świata kończą się rozczarowaniem. Weźmy tylko ubiegły sezon – przez całą zimę sztab trenerski postawił na Kota aż 18 razy. Efekt? Sześć razy zawodnik przepadł już w kwalifikacjach, siedem razy odpadał z konkursów po pierwszej serii, a zaledwie pięć razy wchodził do rundy finałowej i zdobywał punkty. Uciułał ich zaledwie 21. Jego najwyższym miejscem w całym sezonie było 21. To i tak bilans niezły, gdy porównamy z sezonem 2022/2023, w którym Kot zdobył łącznie cztery punkty, już nie mówiąc o sezonie jeszcze wcześniejszym, w którym nie zdobył ani jednego punktu.
Wąsek z awansem jak wielcy mistrzowie
Kot ma 33 lata, widać, iż nie jest w formie, a i tak znalazł się w pięcioosobowym składzie Polski na inaugurację zimy 2024/2025. Widać, iż Stoch też nie jest w formie. Podobnie Kubacki i Aleksander Zniszczoł, choć oni wypadli jeszcze w miarę przyzwoicie, punktując (zajęli odpowiednio 26. i 23. miejsce).
Sytuację Polski na "dzień dobry" jakoś ratuje Wąsek. On już w piątkowym konkursie drużyn mieszanych (zajęliśmy siódme miejsce) wyglądał obiecująco – indywidualnie miał wtedy szóstą notę. W sobotnich zawodach nie wyszedł mu pierwszy skok – 128,5 m dało mu tylko 22. miejsce. Ale w finale Wąsek już się znacznie poprawił – doleciał do 132. metra mimo trudnych warunków. W sumie przesunął się o osiem miejsc. To był jeden z najbardziej spektakularnych awansów; taki sam zanotował Ryoyu Kobayashi (z miejsca 24. na 16.), a jeszcze większy – Andreas Wellinger (z 28. na 12. miejsce). Przez chwilę Wąsek znalazł się między nimi, czyli między trzecim i drugim skoczkiem Pucharu Świata z poprzedniego sezonu.
Byłoby świetnie, gdyby tej zimy nasz 25-latek stale walczył z Japończykiem i Niemcem. Bo oni prawdopodobnie niedługo wskoczą na wyższy poziom. Wąsek po treningach i po starcie w mieszanej drużynówce zdawał się rokować choćby na top 10, ale w jego przypadku doceńmy to, co mamy. Czternaste miejsce to najlepszy wynik Wąska na inaugurację w Pucharze Świata w całej jego karierze. Dwa sezony temu Paweł zaczynał od 15. miejsca w Wiśle i cały tamten sezon miał solidny. Teraz po niezłym otwarciu można i trzeba pójść za ciosem.
A reszta Polaków? W niedzielę kolejna szansa (kwalifikacje o godzinie 14.45, zawody o 16.00). Ale zamiast oczekiwać nie wiadomo czego, lepiej przypomnijmy sobie, co mówił Einstein.