Krajowa Liga Żużlowa została zdominowana przez dwa, doświadczone nazwiska. Niels-Kristian Iversen już zameldował się w Poznaniu, gdzie spędzi najbliższy sezon. Sam Masters natomiast pozostaje na ziemi niczyjej, nie mając spojrzenia na swoją przyszłość w polskich strukturach. Przez trzy ostatnie sezony ścigał się on w Gnieźnie z nadzieją na awans, aby móc pojechać w Metalkas 2. Ekstralidze. Ostatecznie jednak znowu musiał przełknąć gorzką pigułkę porażki, ale tym razem w półfinale z Pronergy Polonią Piła.
Sam Masters czeka na konkrety
Ponadto na światło dziennie wyszły zaległości względem Mastersa od Startu Gniezno, a sam żużlowiec rozglądał się za zmianą miejsca pracy. Jak sam przyznaje w rozmowie z polskizuzel.pl, jeszcze nie rozmawiał konkretnie z jakimkolwiek klubem, ale parę zainteresowanych się znalazło.
– Jeszcze nie wiem, gdzie będę jeździł. Kilka klubów kontaktowało się ze mną, ale do konkretów nie doszło – przyznaje australijski żużlowiec.
Jeden mecz zmienił wszystko?
Masters nie raz znajdował się na szczycie listy życzeń klubów z Krajowej Ligi Żużlowej. Wiele prób podejmowano w Opolu, aby przywrócić żużlowca do ich klubu po raz pierwszy od 2020 roku. Podobnie zresztą w innych ośrodkach, ale Sam Masters przez cały czas pozostaje bez konkretnych odpowiedzi. Być może spotkanie półfinałowe w Pile odbiło się na zainteresowaniu jego osobą.
– Drugie miejsce spośród wszystkich zawodników w całym sezonie, to całkiem niezły wynik, więc nie będę narzekać. Uważam, iż miałem dobry sezon w KLŻ. Niestety jednak przydarzyło mi się kiepskie spotkanie w Pile w fazie play-off. Jestem pewien, iż z roku na rok mogę być lepszy. Dwucyfrowe wyniki to zawsze coś, ale zawsze chcemy więcej – przyznaje.
Sam Masters














