Skoczkowie zaczynają rywalizację w Titisee-Neustadt, a liderem Pucharu Świata pierwszy raz od niemal trzech lat jest Niemiec. W lutym 2022 przez blisko miesiąc panował Karl Geiger, który ostatecznie przegrał walkę o Kryształową Kulę z Japończykiem Ryoyu Kobayashim. Teraz od początku sezonu koszulkę lidera cyklu nosi Pius Paschke. Sensacyjnie, bo choć już rok temu początek zimy miał świetny, to w tym sezonie wyczynia na skoczniach cuda.
REKLAMA
Zobacz wideo Przykra prawda o polskich skoczkach. "Kibice na pewno to widzieli"
Paschke miał już przepaść w odmętach światowych skoków. Nagle życiowa forma w wieku 34 lat
Paschke w zeszłym sezonie stał na podium trzykrotnie, w tym raz wygrywał. To więc nie tak, iż wziął się znikąd. Ale teraz ma już trzy triumfy - w Lillehammer, Ruce i Wiśle - i pięć miejsc na podium. Gdyby kilka lat temu ktoś powiedział, iż Niemiec będzie osiągał takie wyniki, zostałby chyba wzięty za szaleńca.
Od początków Paschke miał świetne warunki do rozwoju, bo wychowywał się w Kiefersfelden - bawarskiej miejscowości tuż obok granicy z Austrią, mniej więcej w połowie drogi pomiędzy arenami Turnieju Czterech Skoczni - Innsbruckiem a Bischofshofen. Na starcie nie wykazywał jednak ogromu potencjału. Po pojedynczych punktach w pierwszych konkursach Pucharu Świata w karierze skakał głównie w Pucharze Kontynentalnym, a i tam nie odnosił wielkich sukcesów. Później zaczął regularnie punktować w PŚ, ale wydawało się, iż w jego maksimum pozostaną pozycje w najlepszej "10", których do zeszłej zimy uzbierał szesnaście. Najwyższa? Piąte miejsce w Engelbergu w 2020 roku.
Na wielkich imprezach prezentował się nieźle, ale zawsze brakowało mu do najlepszych i walki o medale. Te zdobywał tylko w drużynie - najcenniejszy, złoty z mistrzostw świata na dużej skoczni w Oberstdorfie w 2021 roku, a także srebro i brąz mistrzostw świata w lotach w Planicy w 2021 i Bad Mitterndorf w tym roku.
Wydawało się, iż Paschke będzie jednym z dobrych przykładów teorii, którą wysnuł austriacki naukowiec pracujący z najlepszymi skoczkami na świecie, Harald Pernitsch. - jeżeli zawodnik jest dłużej niż dwa lata w Pucharze Kontynentalnym, to można o nim zapomnieć. Niektórzy startują tam po siedem-osiem lat i nie są w stanie się wydostać. Tracą motywację, akceptują to i dalsza walka traci sens. Niestety - mówił nam rok temu Pernitsch. Tymczasem Paschke stał się kompletnym zaprzeczeniem tej tezy. Co ciekawe, dokładnie w weekend, kiedy publikowaliśmy rozmowę z Pernitschem na Sport.pl.
Paschke dość regularnie startował w PK przez dziesięć lat - od 2009 do 2019 roku, a dodatkowo spadł tam jeszcze na drugą połowę sezonu 2022/2023. Był choćby na ostatnich zawodach cyklu FIS Cup w Zakopanem. A chwilę później, latem, odbił się i zaczął osiągać życiowe wyniki w Pucharze Świata. - Gdy widzieliście mnie w Polsce pod koniec zimy, już planowałem wszystko na kolejny sezon. Uświadamiałem sobie wtedy, co muszę zmienić. Znalazłem odpowiednią drogę, miałem dobre przygotowania i teraz widać, iż się opłacało - mówił Sport.pl podczas poprzedniego Turnieju Czterech Skoczni Niemiec.
Niemiecki Hula? Finalna wersja projektu Horngachera? A może Pius XIII, papież skoków?
W Polsce kibice czasem nazywają Paschkego "niemieckim Stefanem Hulą". To ze względu na specyfikę współpracy z trenerem Stefanem Horngacherem. Austriak już w Polsce chciał mieć w zespole jednego doświadczonego skoczka, którym został właśnie Hula. I Horngacher w olimpijskim sezonie 2017/18 doprowadził go do życiowej formy. kilka zabrakło, a zdobyłby medal igrzysk w Pjongczangu, miał też szanse, żeby kilkukrotnie stanąć na podium zawodów PŚ.
Paschke to podobny projekt Horngachera. A choćby jego finalna wersja. Skoczek przekuł świetną formę w wyniki jeszcze lepsze niż Huli. - Nasze drogi są podobne. W naszym wieku da się daleko skakać, a najlepszym przykładem jest Simon Ammann - wskazał nam Niemiec. - Ale nie jestem projektem Stefana, nie nazwałbym tego w ten sposób. W naszym zespole jest sporo młodszych zawodników, więc trudno byłoby mówić o próbie udowodnienia wartości doświadczonego skoczka. Mamy w drużynie bardzo dobry miks - ocenił Paschke.
- Pius skacze z dużą pewnością siebie i zasługuje, aby nosić żółtą koszulkę lidera Pucharu Świata - mówił Stefan Horngacher w rozmowie z ekspertem Eurosportu, Martinem Schmittem. Austriak musi być dumny - stworzył kolejnego potwora, który w tym sezonie razem z Andreasem Wellingerem, od dłuższego czasu pozostającym w dobrej dyspozycji, powinien być gotowy do osiągania najwyższych celów.
W kwestii przydomków uwagę zwraca oczywiście imię skoczka. Komentator TVP Przemysław Babiarz mówił o nim, iż "nosi imię dwunastu papieży". W Wiśle spytaliśmy się Paschkego, co by powiedział na nazwanie go "Piusem XIII, papieżem skoków". - A mówcie jak chcecie - śmiał się Niemiec, ewidentnie bardziej skupiony na tym, co robi na skoczni, niż jak o tym się mówi.
Trzy na sześć na start miało tylko 22 innych skoczków. Większość zdobywała Kryształową Kulę
Trzy wygrane w pierwszych sześciu konkursach sezonu Paschke to wynik, którego nie udało się osiągnąć żadnemu niemieckiemu skoczkowi od niemal ćwierć wieku - w okresie 2000/01 w ten sposób zwyciężał Martin Schmitt. Od początku XXI wieku tylko w ośmiu sezonach nikt podobnie nie dominował na start zimy.
Ciekawie jednak wygląda sprawa tego, jak takie wyniki już w pierwszych weekendach sezonu przekładają się na dalszą część zimy i najważniejsze imprezy sezonu. Tej zimy Paschke z taką formą spokojnie mógłby walczyć zarówno o wygraną w Turnieju Czterech Skoczni - na którą Niemcy czekają już 23 lata, jak i tytuł mistrza świata w Trondheim, a choćby Kryształową Kulę za klasyfikację generalną.
Najlepiej sytuacja dla Paschkego wygląda pod kątem tego ostatniego trofeum. Na 22 pozostałych zawodników, którzy od utworzenia cyklu Pucharu Świata też wygrywali trzy z sześciu pierwszych konkursów, Kryształową Kulę zdobyło dwunastu, więc nieco ponad połowa.
Gorzej wygląda sprawa TCS i MŚ. Turniej wygrywało tylko pięciu skoczków z wynikiem takim jak Paschke, więc w aż 77 procent przypadków im się nie udawało. A mistrzem świata po takim starcie zimy zostało zaledwie czterech z trzynastu zawodników. To znak, iż wynik Paschkego może być podstawą do patrzenia na jego formę w dłuższej perspektywie, pod kątem całego sezonu. Ale to nie musi być wystarczające, żeby wygrywać wielkie imprezy, do których wielu podchodzi zadaniowo i na których pojawia się ogromna presja.
Paschke chwali pracę z Horngacherem i Mitterem. A klucz do formy? "Małe kroki"
Teraz przed Paschkem największe wyzwanie: utrzymać formę. A biorąc pod uwagę to, jak często w jego przypadku są kryzysy w drugiej części sezonu, to nie będzie takie łatwe. - To dopiero początek zimy, sezon jest długi. Mam też swoje cele na koniec rywalizacji i jej najważniejsze punkty. A jak sobie wtedy poradzę? Zobaczymy - uciął zawodnik.
Pewnie nie chce na siebie nakładać dodatkowego ciężaru. Choć mówi, iż na razie specjalnie dużo go nie czuje. Choć skacze w żółtym plastronie lidera PŚ pierwszy raz w karierze, to zdaje się do niego przyzwyczajać z każdym konkursem. - Skakanie w żółtej koszulce lidera PŚ jest dla mnie okej. Nie mam problemów z presją, dobrze się z nią czuję. Chciałbym zatrzymać koszulkę na trochę dłużej. Staram się pracować nad paroma elementami, o których muszę myśleć przy każdym skoku. Nad resztą wolę się nie skupiać - wskazał Paschke.
Co jest kluczem do jego formy? - Metoda małych kroków - stwierdził pewnie skoczek. Spokojnie można by tu dopisać doświadczenie i fakt, iż skacze rok w rok, bez przerw spowodowanych groźnymi urazami.
- Pomaga też to, iż z trenerami pracujemy już długi czas. Dobrze znamy się ze Stefanem Horngacherem i Andreasem Mitterem. I dlatego jakość pracy wzrasta, przychodzą efekty. Skupiamy się na tym, co działa i ulepszamy to. Oto cały sekret - ujawnił Paschke.
Nie mówi dużo o szczegółach w technice i tym, jak nad tym pracują. To jasne, tego nigdy się nie zdradza. Zresztą u Paschkego wystarczy tylko nieco bliżej przyjrzeć się jego skokom, żeby zauważyć, gdzie zyskuje najwięcej. Niemiec niezwykle gwałtownie kładzie się na narty, przechodząc z fazy odbicia do lotu. Zajmuje mu to ułamki sekund. To coś niezwykłego, prawdziwa sztuka skoków narciarskich.
Nieprawdopodobnie szybkie przejście do fazy lotu Piusa Paschke Screen Eurosport
Dziesięć lat współpracy Paschke z psychologiem dało efekty. Wiemy, na co kładą nacisk
Gdybyśmy to my mieli zgadywać, co mogło pomóc Paschke jeszcze bardziej niż inne elementy, to wskazalibyśmy psychikę. - To łączy się z treningiem technicznym i fizycznym, ale faktycznie staram się poświęcać czas na rozwój mentalny. Robię to już od dziesięciu, a może i piętnastu lat. To dla mnie długi proces. Nigdy go nie przerwałem, on ciągle trwa. To ważne, żeby uświadomić sobie, ile on znaczy. Dzięki tej pracy zyskuję też dużo poczucia własnej wartości - zdradził Niemiec.
Paschke od ponad dziesięciu lat pracuje z doktorem Thomasem Ritthalerem. - W tym czasie poprawiał się z roku na rok - mówi nam niemiecki psycholog i trener mentalny działający z kilkoma sportowcami. - Czasem to mniej, czasem bardziej oczywiste, ale zawsze pojawiał się postęp. To wyjątkowe i bardzo rzadkie - ocenia.
Nad czym skupiała się praca Paschkego z psychologiem? - To się zmieniało przez te lata. Na początku, gdy był młodym zawodnikiem, chodziło o podstawy psychologii sportu. Później ważne było przejść z trybu treningowego na tryb rywalizacji. Tam ogólne czucie ruchów ma o wiele większą rolę. Ostatnio przenieśliśmy nacisk na skupienie, zarządzanie energią i budowanie pewności siebie - opisuje Ritthaler, a z tym, jak zmieniała się jego praca z Paschkem, można byłoby naszkicować przebieg jego kariery.
Ritthaler mówi, iż nie spodziewał się, gdzie Paschke może się znaleźć w tym momencie, ale w wielu przypadkach to trudne do oceny na początku pracy. - W przypadku Piusa, z biegiem czasu, stawało się jasne, jak duży ma potencjał. Fizyczny, ale i mentalny. I właśnie pod względem pracy nad psychiką poprawił się znacznie w ostatnich latach - tłumaczy. - Jest inteligentny, wie, co to pokora, a do tego jest przyjacielskim i rodzinnym facetem, który pracuje ciężko i skrupulatnie, bo bardzo kocha skoki - dodaje Ritthaler.
Gdy pytamy go o to, jak zmieni się ich współpraca, teraz kiedy Paschke jest w życiowej formie i walczy o zwycięstwa w Pucharze Świata, odpowiada ze spokojem. - Nic się nie zmienia. Na różnych etapach kariery Piusa pojawiały się nowe wyzwania, które wymagały nowego podejścia i rozwiązań. Teraz nie będzie inaczej i jestem gotowy pomóc mu im sprostać - zapowiada Thomas Ritthaler.
Na razie Paschke będzie mógł się nacieszyć zawodami w Niemczech. W Titisee-Neustadt w dniach 13-15 grudnia zaplanowano aż trzy konkursy - najpierw zawody duetów w piątek, a potem w sobotę i niedzielę po jednym konkursie indywidualnym. Relacje na żywo na Sport.pl, a transmisje w Eurosporcie, TVN i na platformie Max.