Igrzyska Olimpijskie – sportsmanship vs showmanship

fridomia.pl 1 miesiąc temu

Pierwszy raz uczestniczyłem w IO w Londynie 2012, dzięki biletom otrzymanym od … Fridomiaka. Piotr, mieszkający w Londynie, napisał do mnie, iż ma bilety, których nie da rady wykorzystać i mógłby mi je przekazać. Oczywiście skorzystałem i jestem Ci Piotrze bardzo, bardzo wdzięczny. Dzięki!!

Otworzyłeś mi oczy (wcześniej myślałem, iż zdobycie biletów na olimpiadę jest niemożliwością) i pomogłeś mi rozpocząć nowe hobby, nowy życiowy projekt. Po zobaczeniu dwóch olimpijskich meczów piłki manualnej oraz dzięki poczuciu olimpijskiej atmosfery w Londynie, postanowiłem, iż postaram się nie opuścić żadnych igrzysk olimpijskich. Dopóki zdrowie pozwoli.

Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Od tej pory zdążyłem kibicować podczas zimowych igrzysk w Sochi 2014, letnich w Rio 2016, zimowych w Pyeongchang 2018. Miałem bilety na letnie igrzyska w Tokyo 2020 (oraz na paralimpiadę kilka tygodni póżniej), ale nie poleciałem ze względu na Covid-19. Z podobnych względów opuściłem zimowe igrzyska w Pekinie 2022. Mam nadzieję, iż wyczerpałem już swój limit pecha.

Oczywiście nie dopuszczałem myśli o ominięciu również Paryża 2024. Mimo, iż nie załapałem się na bilety w pierwszym losowaniu, a w kolejnej szansie bilety były wyjątkowo drogie, to kupiłem kilka, a potem jeszcze kilka w kolejnej rundzie, gdy bilety nieco potaniały. W sumie byłem w tym roku na trybunach 7 wydarzeń igrzysk olipmijskich: (1) i (2) lekka atletyka (dwa razy); różne wydarzenia jednocześnie aż można dostać oczopląsu, Anita bliska medalu, medale i hymn Kenii, (3) piłka ręczna – dwa mecze Dania-Norwegia oraz Hiszpania-Chorwacja, (4) slalom kajaków (niestety Klaudii Zwolińskiej nie poszło tak dobrze jak w poprzedniej konkurencji; nieco lepiej Panom, ale też bez dorobku medalowego), (5) sprint kajaków i kanadyjek na dystansie 500 metrów (więcej startów reprezentantów Polski, ale bez większych osiągnięć; za to dość nudne do oglądania, bo długie przerwy pomiędzy poszczególnymi startami; to jedyna dyscyplina, na której nie dotrwałem do końca imprezy); (6) golf pań – choć ładna sceneria – Le Golf National to piękne duże pole golfowe – ale brakowało mi zieleni z pól w Nairobi (jedynych, na których wcześniej bywałem). Na początku było nieco nudnawo, pewnie dlatego, iż oglądałem co popadnie. Ale pod koniec zacząłem śledzić poczynania jednego z team’ów, w którym grały m.in. najlepsza tego dnia Celine Boutier z Francji (w pierwszej rundzie, podczas której kibicowałem, osiągnęła wynik 8 poniżej par, ale po czterech rundach spadła na lokatę pod koniec drugiej dziesiątki) i Amerykanka, która była tego dnia wiceliderką. Te zmagania wywoływały już dużo większe emocje.

Do ostatniego dla mnie (7) wydarzenia specjalnie pojechałem do Nantes. Niestety tuż przed zaparkowaniem mojego auta pod stadionem, dostałem bardzo silnego bólu brzucha. Poprosiłem o pomoc stadionowych medyków i w końcu zamiast na mecz piłki nożnej, trafiłem do szpitala. Wszystko okazało się być ok, ale zostałem wypisany ze szpitala już po zakończeniu meczu o brązowy medal, w którym – jak się potem dowiedziałem od kibiców w centrum Nantes – Maroko pokonało Egipt aż … 6:0! Szkoda meczu, ale oczywiście zdrowie najważniejsze, więc niczego nie żałuję:-)

O tym, iż atmosfera była super (na olimpiadzie zawsze taka jest, a tu dodatkowe gremialne śpiewanie Aux Champs Ellyses, tańce, itp), iż Paryż był bardzo ładnie udekorowany, o tym, iż wydaliśmy po 50 mln zł na każdy zdobyty medal, itp nie będę pisał. Można o tym było usłyszeć wszędzie i to pewnie od o wiele większych ekspertów niż ja.

Ja chciałem się tutaj z Wami podzielić moimi obserwacjami co do różnorodności olimpijskich kibiców. Było nas dziesiątki tysięcy na Stade de France i nieco mniej na każdej z innych aren, z setek państw i terytoriów, choć oczywiście zawsze najwięcej Francuzów. Na podstawie Paryża 2024, a także wcześniejszych moich doświadczeń olimpijskich, wyróżniam kilka segmentów kibiców.

Pierwszy, najliczniejszy, to lokalni kibice. Często są to osoby, które z Paryża lub z innych miast przyjechały na jakieś 1-2 wydarzenia, by po prostu spróbować poczuć tę imprezę. Z drugiej strony, warto mieć świadomość (mam, bo pytałem większość osób spotykanych w restauracjach, na stacjach benzynowych czy w sklepach) tego, iż większość Francuzów, a choćby samych tylko Paryżan, nie widziało ani jednego wydarzenia “na żywo”, z wysokości trybun.

Drugą grupą – to pewnie najliczniejszy segment po lokalsach, są kibice kibicujący swoim reprezentantom – Polacy kupują bilety na wydarzenia gdzie będą mogli kibicować sportowcom z Polski; Litwini – Litwinom; Duńczycy-Duńczykom. Trzecia – dość liczna grupa, będąca pod-segmentem drugiej – to rodziny sportowców. Bracia, siostry, rodzice, narzeczeni i inna rodzina. Ci kibicują swojemu faworytowi, często mają wydrukowane ich nazwiska na koszulkach w narodowych barwach. Są głośni i pozytywni.

Kolejny segment to sportowcy kibicujący swoim kolegom i koleżankom rywalizującym w innych dyscyplinach. Często siedzą razem, w sektorze wydzielonym dla sportowców i działaczy. Są zwykle ubrani w swoje narodowe barwy. Znają się na obserwowanej dyscyplinie lepiej niż przeciętny kibic. Dzięki ich obecności na trybunach, już kilkukrotnie miałem okazję mieć w ręku medale olimpijskie różnych kolorów zdobyte w różnych dyscyplinach sportowych. Przy okazji zagadując ich dowiadywałem się o to ile trenują, gdzie pracują, itp

Innym segmentem – mniej licznym i mniej widocznym, ale za to bardzo dla mnie bardzo interesującym – są byli sportowcy (lub działacze) danej dyscypliny. Są prawdziwą kopalnią wiedzy dotyczącą danej dyscypliny – znają życiówki wszystkich uczestników, wiele mogą powiedzieć o ewolucji rozwoju danej dyscypliny. Jeżdżą na wszystkie mistrzostwa świata czy kontynentów w tej dyscyplinie. Cieszę się za każdym razem gdy uda mi się siedzieć obok kogoś takiego na trybunach.

Kolejnym segmentem są przedstawiciele świata biznesu, którzy na igrzyska trafiają na zaproszenie sponsorów. Często bywają ubrani w garnitury, bije od nich pewność siebie oraz lekka sztuczność wynikająca z tego, iż każdy z nich jest reprezentantem jakiejś światowej korporacji. Nie może tak po prostu “być w pełni sobą”.

Najciekawszym dla mnie segmentem są “olimpijscy wyczynowcy”. Można ich wyłuskać z tłumu kibiców, po tym iż mają na sobie (na koszulkach, na czapeczkach lub na plecakach czy innych częściach garderoby) przypinki z dziesiątków innych igrzysk. Dla owych “wyczynowców” kibicowanie podczas olimpiady jest oczywistością. Niektórzy zaczęli swoją przygodę od Sydney w roku 2000, inni od Aten w 2004, ale spotkałem też takich, którzy zadebiutowali już w Atlancie (1996), a choćby w Montrealu (1976). W większości przypadków przyjeżdżają kibicować pojedynczo, ale zdarzają się też “wyczynowe rodzinki”. Zawsze są pogodni, chętnie się fotografują, wymieniają się przypinkami.

Są już przyzwyczajeni do pytań o to, które igrzyska im się podobały najbardziej i chętnie się tymi obserwacjami dzielą. Ciekawe, iż o ile opinie nt najbardziej udanych igrzysk letnich są podzielone (Londyn, Paryż, Sydney, Atlanta), to wśród organizatorów igrzysk zimowych często “wygrywa” Sochi. Jeden z owych “wyczynowców” – Amerykańskie małżeństwo poznane w Rio – udzielili mi cennej wskazówki. Chodzi o to, iż w Rio zrobiłem sobie istny maraton – oglądałem po 3-4 dyscypliny każdego dnia przez 7 czy 8 dni pod rząd. Pod koniec czułem się jakbym przebiegł podczas każdego dnia przynajmniej po jednym maratonie. Byłem zbyt przebodźcowany. Rada “wyczynowca” była taka, bym zaplanował sobie otwarcie i kilka dni oglądania sportu, a potem zrobił sobie tygodniową przerwę na zwiedzanie i wrócił na areny igrzysk pod koniec i zobaczył ceremonię zamknięcia.

Skorzystałem z tej porady częściowo. Już w Pyeonchang 2018 zrobiłem sobie przerwę w środku kibicowania, podczas której zamieszkałem przez kilka dni w buddyjskim klasztorze. Sprawdziło się. Nie skorzystałem – jak dotąd – z porady uczestniczenia w otwarciu lub w zamknięciu igrzysk. Mam wrażenie, iż ciekawiej to obejrzeć w tv. Może kiedyś spróbuję “na żywo”.

Za około 10 dni wracam do Paryża. Na Paralimpiadę. Liczę na to, iż będzie tam jeszcze fajniej niż na olimpiadzie. Bo mam nadzieję, iż będzie tam sport w czystej, a nie w skażonej komercją, formie. Że będzie czyste sportsmanship, a nie takie z silną domieszką showmanship. Nie podoba mi się nadmiar show czy to w sporcie, czy w polityce, czy to w biznesie. Potrafię dostrzec wartości w każdej z tych dziedzin i je docenić, bez domieszki show…

Czy wiesz co mam na myśli?

Idź do oryginalnego materiału