Historia tego klubu to gotowy scenariusz na film. „Biały miś” właśnie wrócił do gry

2 godzin temu
Zdjęcie: Oskar Pietrzak i Paweł Zasiadczyk Źródło: Häfele PRO LIGA


Piłkarski Wrocław to nie tylko grający w PKO BP Ekstraklasie Śląsk. Na przełomie XX i XXI wieku wyżej od WKS był ZKS Polar. Klub, który po latach niebytu został reaktywowany.



Im niżej pod względem szczebla rozgrywek, tym więcej derbów dużego miasta. Choć B-klasa to ósma, przedostatnia liga w krajowej hierarchii, we Wrocławiu na Zakrzowie nie mają z tym problemu. Co kilka dni ze starego, pamiętającego grę na zapleczu Ekstraklasy, budynku klubowego, znów słychać:


– Kto wygra dziś?


– Biały miś!


Jest też polarowy hymn, w rytmie którego na murawie pojawiają się piłkarze. Spiker zagrzewa do kibicowania grupkę 200-300 kibiców, w większości pochodzącej z północno-wschodniego krańca Wrocławia. Z meczu na mecz jest ich coraz więcej, bo gospodarze wygrywają. Polar Wrocław, reaktywowany po dekadzie niebytu.

– Bardzo cieszy mnie, iż z meczu na mecz frekwencja jest coraz większa. To jest na pewno pozytywne. Polarem żyje Zakrzów, we Wrocławiu nieco zapomniany. Identyfikował się z drużyną przez lata. Ja na pewno chciałbym jak najszybciej wyrwać się z tej B-klasy. Do tego potrzebne są zwycięstwa. Zdaję sobie sprawę, iż takim składem w A-klasie czy okręgówce, nie pociągniemy. Na treningi przychodzi do nas coraz więcej młodych ludzi. Wiadomo, część się nadaje, część już nie. Ostatnio udało się trzech młodszych dołączyć, więc wzmocnienia kadrowe prawdopodobnie się szykują. Nawet, żeby chłopaki weszli w którymś momencie meczu, dali trochę oddechu, świeżych sił – mówi z uśmiechem obecny prezes klubu Przemysław Kmiotek.

Dowodzi reaktywowanym ZKS Polar, choć już nie zakładowym, a Zakrzowskim Klubem Sportowym. Ale przez cały czas z tym samym logo, właśnie ze wspomnianym, białym misiem. Jednym z ostatnich akcentów zakładu, którego historia sięga kwietnia 1952 roku.






W tym samym miesiącu, tylko 73 lata później, z fabryki przy ulicy Bora-Komorowskiego 6, wyjadą ostatnie lodówki. A 700 osób ma stracić pracę.

„Mewa”, „Ryś”, „Igloo” i „Foka” – czyli synonim luksusu z wrocławskiego Polaru

Właściwie odkąd powstały Zakłady Metalowe „Zakrzów”, wieś o tej samej nazwie została włączona w granice Wrocławia. W 1966 roku po raz pierwszy zafunkcjonowała nazwa „Polar”, która przyjęła się na dobre. Kilka lat wcześniej wyprodukowano we Wrocławiu pierwszą w Polsce chłodziarkę „Mewę”. Produkowano również m.in. motorowery, „Ryś”, „Żak” czy prestiżowo brzmiący „Ryś Lux”. Choć akurat ten motoryzacyjny epizod był stosunkowo krótki, a w Polarze ostatecznie skupiono się na produkcji sprzętu AGD. Lodówki „Yeti”, „Foka” czy „Igloo”, następnie na początku lat 70. premierowa pralka automatyczna. Synonim luksusu, bez dwóch zdań, jak na tamte czasy.






Jak można wyczytać w publikacji dokumentalistki Aleksandry Brzozy, w samym 1979 roku Polar był w stanie wyprodukować aż 300 tysięcy pralek. Polska marka cieszyła się powodzeniem również w wydaniu zagranicznym. Sprzęt chłodniczy lądował nie tylko w tzw. bloku wschodnim, ale również w krajach takich, jak Kanada, Szwecja czy Francja.


Żeby nie było tak cukierkowo, znajdą się tacy, którzy czasy korzystania ze sprzętu wrocławskiego Polaru kojarzą głównie ze skaczącej po łazience pralki czy sąsiadach, tych zamieszkałych piętro niżej, których sufit nagle stawał się zaskakująco wilgotny. To ślicznie występujące zjawisko można było wiązać z odbywającym się akurat nad głową… sąsiedzkim praniem. Choć we wspomnieniach przewijają się też głosy, iż produkty Polaru, to nie tylko sentymentalna, ale faktyczna solidność, liczona w dekadach.

Od Zachodu, poprzez amerykański sen, aż do tureckiego Beko

Transformacja ustrojowa w kraju nie ominęła Polaru. Najpierw prywatyzacja (1995), a następnie sprzedać francusko-włoskiemu koncernowi Moulinex-Brandt (1999), to był początek problemów.

„Po dwóch latach Moulinex-Brandt złożył wniosek o upadłość, stawiając przy okazji nad przepaścią również Polar. Przeżywający trudne chwile zagraniczny inwestor, zwolnił ponad połowę załogi we Wrocławiu i znacznie ograniczył działalność zakładu. W krytycznym momencie, gdy 2 tys. pracowników produkowało lodówki zaledwie przez 4 dni w tygodniu, wydawało się, iż nic już nie uratuje Polaru. Spółka zakończyła rok 2001 kilka ponad 200 mln zł przychodów i kilkumilionową stratą. Jednak w 2002 r. pojawił się dobry wujek z Ameryki, globalny potentat – Whirlpool Corporation. Za 24 mln dol. (ok. 99 mln zł według ówczesnego kursu) kupił od Brandta 99 proc. akcji Polaru razem z pakietem blisko 75 mln zł długów”. – pisał Forbes w 2009 roku.

Amerykanie wpompowali ogromne pieniądze w dawny Polar. Wydawało się, iż pojawił się pomysł, który z roku na rok nabierał coraz większej prędkości. I tak faktycznie było, ale amerykański sen skończył się w 2014 roku. Przedsiębiorstwo zostało wykupione przez tureckie Beko, a priorytetem dla wrocławskiej fabryki stały się lodówki.


Tęsknota za tym, co minęło, jest stara jak świat. Trudno jednak przejść obojętnie obok faktu, iż z miejsca, które było dumą nie tylko w kraju, ale również zagranicą, a pracę tam miało mnóstwo osób, niedługo nic nie pozostanie. Nic poza wspomnieniami.


We Wrocławiu taka wyliczanka retro-zakładowa, w którą można wplątać Polar (aka Beko), byłaby zresztą dużo dłuższa. W 2023 roku na wrocławskim Rynku zorganizowano choćby specjalną wystawę plenerową p.t. „Wyprodukowano we Wrocławiu”. Przedstawiono na niej losy bardzo rozpoznawalnych przedsiębiorstw powojennego Wrocławia. Zakres gałęzi przemysłu prezentowanych firm był przeróżny. Wyliczanka nazw prawdopodobnie dla nieco starszych czytelniczek i czytelników, ale faktycznie, jest w czym wybierać: Pafawag, Dolmel, Pollena, Browar Piastowski, Fadroma, Hutmen, FAT, Elwro, Intermoda czy Wrozamet. I wiele, wiele więcej.

Polar lepszy od mistrza Polski, gola zdobył… zgrzewacz!

Jak w całej tej historii odnalazł się przyzakładowy klub sportowy? Początkowo była mowa choćby o tworze wielosekcyjnym. Sekcje zapaśnicza, piłki nożnej i hokeja na trawie w kobiecym wydaniu. I to właśnie panie sięgały po największe sukcesy, regularnie zdobywając tytuły drużynowych mistrzyń Polski.


Piłkarze nożni byli za to spadkobiercami Unii (istniała od 1947 roku) oraz Stali Zakrzów.






Największe sukcesy? Te z czasów „zakładowych”, kiedy drużyna sięgała dwukrotnie po 9. miejsce w II lidze, czyli dzisiejszym zapleczu PKO BP Ekstraklasy. To były sezony 1999/2000 oraz 2001/02. Do tego warto dodać 1/4 finału Pucharu Polski z kampanii 2002/03. Wrocławianie po drodze wyeliminowali m.in. Amicę Wronki, wygrywając u siebie 1:0.






Przeszkodą nie do przeskoczenia był dopiero Widzew, który u siebie wygrał 2:0, a w rewanżu poprawił 5:3, choć mecz na dolnośląskiej murawie miał w ogromną dramaturgię.






Co do rywalizacji z Widzewem, kilka lat wcześniej, dokładnie w 1997 roku, Polar ograł dużo mocniejszą wówczas łódzką drużynę. Zespół prowadzony przez nieodżałowanego trenera Franciszka Smudę przyjechał do Wrocławia w roli mistrza Polski. Wyjechał jednak z wynikiem 0:1. Gola na wagę zwycięstwa w 1/16 Pucharu Polski zdobył Piotr Kamiński, na co dzień pracujący w zakładzie Polaru jako zgrzewacz. Piłkarze funkcjonowali wówczas w systemie pracy – od 6 rano w zakładzie, następnie trening piłkarski o 12 – i powrót do zakładu produkcji sprzętu AGD.


Piękny sen Polaru w PP w 1997 roku zakończył się ostatecznie na 1/8 finału i minimalnej porażce 1:2 z Polonią Warszawa.

Korupcja dotarła na Zakrzów, czarna karta historii klubu

Wspomniany sezon 2002/03 był ostatnim, w którym Polar mógł cieszyć się na finiszu rozgrywek. Jedenaste miejsce w mocnej II lidze dawało argumenty ku temu, żeby z optymizmem spoglądać w przyszłość. Zwłaszcza, iż piłkarze spod znaku białego misia właśnie zostali jedynym klubem piłkarskim z Wrocławia na szczeblu centralnym.






Co działo się ze Śląskiem? Po degradacji z I do II ligi w okresie 2001/02, w kolejnym siłą coraz większego kryzysu WKS spadł jeszcze niżej, na trzecioligowy poziom. A w derbowych meczach z Polarem dwukrotnie przegrał, w obu przypadkach na swoim terenie, bo z konieczności rywale „gościli” na stadionie przy Oporowskiej. Skończyło się na 3:1 i 1:0, więc nie podlegało dyskusji, kto niemal na samo otwarcie XXI wieku rządził we Wrocławiu.






Śląskowi nie pomogła wówczas choćby obecność kilku byłych graczy Polaru w składzie. Ireneusz Gortowski, król strzelców (16 goli) z sezonu 2000/01 w II lidze, to tylko jeden z przykładów. Przez Polar przewinęło się zresztą kilku czołowych snajperów ekstraklasowego zaplecza, dokładając do tej listy Grzegorza Podstawka czy Tomasza Pawlaka. Po murawie na Zakrzowie z białym misiem w logo biegali też Łukasz Garguła, późniejszy reprezentant Polski, legenda Śląska Dariusz Sztylka (poźniej m.in. dyrektor sportowy), Adrian Budka, Mateusz Piątkowski, a trenerem był Tadeusz Pawłowski. Choć „Teddy” złapał za kierownicę już w czasach schyłku klubu, w 2005 roku. Wtedy był to poziom trzeciej ligi, zawodnicy grali za darmo, a sam Pawłowski miał zajmować się nie tylko tym, co na murawie, ale czy jego piłkarze… mają co włożyć do garnka.


Kluczowe dla ZKS Polar okazało się przejęcie zakładów AGD przez Amerykanów. Whirlpool nie widział żadnego interesu w wykładaniu pieniędzy na przyzakładowy klub. W efekcie pieniędzy zaczęło brakować jeszcze w II lidze. Polar spadł z hukiem, a co gorsza, zaczęły się kombinacje pozaboiskowe.


Korupcja nieprzypadkowo kojarzy się właśnie z Wrocławiem. To nie tylko efekt działań Prokuratury Okręgowej na wrocławskim Podwalu, ale właśnie Polar, który stał się niemal klubem-symbolem czarnej karty historii w polskim futbolu. Mecz z maja 2004 pomiędzy gospodarzami a Zagłębiem Lubin (0:4) to tylko jeden, choć zdecydowanie najgłośniejszy, z przykładów. Ostatecznie dwóch piłkarzy Polaru, Tomasz R. oraz Jacek S., zostało sądownie ukaranych.


Klubów zamieszanych w ustawianie meczów było zresztą więcej, a tzw. „Sprawa Polaru” rozpoczęła odkrywanie smutnej prawdy o ligowej rzeczywistości. Każdy taki przekręt jest zły i tu żadne tłumaczenie, niezależnie od sytuacji finansowej, nie ma większego sensu.


Żeby pokazać skalę ówczesnego korupcyjnego procederu, warto przytoczyć wyrok w sprawie klubu z Polkowic, leżących niedaleko od Wrocławia. W 2007 roku uznano, iż Górnik ustawił łącznie… 60 meczów! Legendarne słowa nieżyjącego już Janusza Wójcika o tym, iż „tu trzeba dzwonić”, żeby zachować realne, ligowe nadzieje na gromadzenie punktów w tabeli, przy zagłębieniu się w całą historię afery korupcyjnej w polskiej piłce nożnej, nabierają szczególnego wydźwięku.

Amerykański sport podtrzymał życie stadionu

Bez finansowania zakładowego, pogrążeni w korupcyjnym bagnie, piłkarze Polaru spadli z III ligi, a na nowy sezon nie otrzymali licencji. Kontynuacji piłkarskich tradycji na Zakrzowie podjął się twór o nazwie MKS Polar Wrocław-Zawidawie. Skończyło się jednak na sezonie 2014/15, po szóstej kolejce wrocławskiej A-klasy. Zespół trzeci raz nie przystąpił do meczu, wcześniej przegrywając z LZS Sokolniki Małe aż 2:17. Wynik później zweryfikowano na walkower, bo w barwach Polaru zagrał nieuprawniony zawodnik. Zakończyło się zatem katastrofą. Polar zniknął z piłkarskiej mapy w Polsce na dekadę.


Na stadionie przy ulicy Niepodległości piłka nożna przez cały czas funkcjonowała, ale mowa była głównie o młodzieżowym graniu bądź tym na niższym poziomie. Przykładowo, Odra Wrocław, kolejny klub z ciekawą kolejową historią, próbował tam swoich gospodarskich sił pod nieobecność Polaru.


Zdecydowanie najlepiej na Zakrzowie radziła sobie jednak drużyna baseballowa. Barons Wrocław, klub istniejący od 2004 roku. Boczna płyta stadionu Polaru (teren kupiony za około trzy miliony złotych od Whirlpoolu) zyskała życie. Klub dwukrotnie zwyciężył w tzw. Wrocławskim Budżecie Obywatelskim, dzięki czemu w 2017 roku powstała Wrocławska Arena Sportu. A w niej chociażby boiska do grania w baseball oraz softball. Barons zdołali osiągnąć sam szczyt, sięgając m.in. po mistrzostwo Polski. A do panów dołączyły panie. Panthers Softball to potęga w kraju (mistrzostwa kraju oraz puchary), ale też mocny zespół w ujęciu europejskim, z tytułem klubowych wicemistrzyń Europy na czele.






Trudno się zatem dziwić, iż w tej chwili przy wjeździe na stadion nie widnieje tabliczka informująca o piłkarskiej przeszłości, a właśnie o tym, wąska droga prowadzi na obiekt, gdzie gra się w baseball. Z przymrużeniem oka można stwierdzić, iż coś z amerykańskich czasów jednak na Zakrzowie zostało.

ATM obok „Kiepskich” postawił na Polar Wrocław

Kiedy wydawało się, iż kurz na Polarze będzie przybierał w centymetry coraz grubszej warstwy, niespodziewanie pojawił się ATM Grupa. Dla niezorientowanych, to studio produkcyjne, z którego od początku lat 90. ubiegłego wieku wyszło mnóstwo serialów czy programów, pokazywanych na najważniejszych, ogólnopolskich antenach. Przykłady? „Świat według Kiepskich”, „Pierwsza miłość”, „Awantura o kasę”, „Ranczo”, „Ojciec Mateusz”, wreszcie „Wataha” czy „Pitbull”.


Serial o ZKS Polar? Nic z tych rzeczy. Przemysław Kmiotek, wiceprezes zarządu ATM, prywatnie jest pozytywne zakręcony na punkcie piłki nożnej. Co więcej, przed laty kopał o ligowe punkty, a w ostatnich latach gra dla oldbojów Śląska Wrocław.


Kmiotek został prezesem reaktywowanego Polaru. Poukładano na nowo to, co poukładać można było, choć nie da się ukryć – analogii do przeszłości – jest sporo. Zadbano m.in. o najważniejsze, czyli budżet na kolejne kilka lat, ale też szczegóły pokroju rejestracji logo z białym misiem, rozpoczęto sprzedaż szalików, koszulek. Aktywowano lokalną społeczność Zakrzowa, choć nie tylko miejscowi pojawiają się, żeby ponownie zobaczyć Polar w akcji. Widać entuzjazm, który przekłada się na kolejne, coraz poważniejsze kroku na poziomie B-klasy. Bo od takiego poziomu trzeba było zacząć wspinanie się wyżej.

– Na tę chwilę finansujemy się za sprawą firmy, której jestem prezesem, ale również moich kolegów, którzy są sponsorami w innych miejscach. O zaplecze finansowe, na byt drużyny, o to jestem spokojny. Zależy o jakich pieniądzach mowa, ale mamy zabezpieczenie choćby na pięć lat. Na tym poziomie podjąłem decyzję, iż na pewno nie będę piłkarzom płacił. Mogę zapewnić warunki infrastruktury czy generalnie warunków do funkcjonowania, grania. To jest mój cel, to ma być zabawa i przyjemność – przyznał prezes Kmiotek w rozmowie dla Wprost.pl.





Dodajmy, szef klubu w trakcie meczów nie siedzi na trybunach, a sprawdza się w roli bramkarza drużyny. Radząc sobie całkiem nieźle.

– Moje interwencje mają być wyłącznie dodatkiem do dobrej gry drużyny. Trzeba brać pod uwagę, iż my jesteśmy wiekową drużyną. A mamy okazję spotykać się z dużo młodszymi zespołami, tak jak np. z Polonią Wrocław, gdzie średnia wieku była w okolicach 19-20 lat. Cieszy mnie to, iż oldboje ciągle górą (śmiech). Choć młodszym rywalom życzę dalszego powodzenia na boiskach – dodał prezes i bramkarz ZKS Polar po wrześniowej wygranej w miejskich derbach z Polonią.Nowe otwarcie z pamięcią o tradycji z Zakrzowa

Prezes w bramce, a trenerem człowiek, który pamięta drugoligowe czasy Polaru – Marcin Hirsz. Łącznik przeszłości z teraźniejszością. Dzisiaj ma 44 lata, ale przed laty zadomowił się na solidnym, ligowym poziomie, grając po rozpadzie Polaru m.in. w Podbeskidziu Bielsko-Biała czy Dolcanie Ząbki.

– Jestem wrocławianinem i zakrzowianinem, tak można powiedzieć. Z prezesem znam się od trzydziestu lat. Od małego. Byliśmy w stałym kontakcie, zadzwonił z propozycją, żebym poprowadził drużynę po reaktywacji. Przyznam, iż trochę się nad tym zastanawiałem, ale zgodziłem się. I myślę z perspektywy czasu, iż bardzo bym żałował, gdybym tego ostatecznie nie zrobił. Ja pamiętam te lepsze czasy Polaru, kiedy trybuny były choćby wypełnione do ostatniego miejsca. Teraz ta frekwencja rośnie w oczach. Zapraszam wszystkich, którzy jeszcze nie byli, żeby zajrzeli na Polar. Atmosfera jest, wyniki są, czyli nic, tylko zaglądać – z uśmiechem mówi trener Hirsz.





Szkoleniowiec sezon zaczął jednak nieszczęśliwie, bo od kontuzji. Ścięgno Achillesa strzeliło w meczu ligowym i atrybutem Hirsza – który już nie pomoże zespołowi na murawie – są przy bocznej linii, od niedawna, kule.

– Trzask przy kontuzji ścięgna był taki, jakby złamało się drzewo. No ale, w trakcie kariery też miałem różne zdrowotne problemy – rozkłada ręce Hirsz.

Oprócz trenera czy prezesa, w zespole Polaru funkcjonuje rownież m.in. Marcin Bobik. Kolejna z postaci, która pamięta, co prawda schyłkowy czas Polaru przed upadkiem, ale jednak. Obecnie, mając już 38 lat, doświadczony piłkarz przez cały czas wspiera zespół z Zakrzowa. Dynamika już nie ta sama, ale dobrze ułożona stopa wystarczy, żeby meldować się w kolejnych meczach na listach strzelców.






– Gol! I wszystko jasne. Gdy ktoś wygrywa, to Polar właśnie! – brzmią słowa utworu sprzed lat, wybrzmiewającego z głośników umiejscowionych w wiekowym budynku klubowym.


Na to miejsce prezes Kmiotek również ma pomysł.

– Sam budynek jest do wyburzenia, bo jest zbudowany z azbestu. Ale jaka perspektywa, kiedy to zrobią? Czas mają do 2032 roku. Mam obietnicę, iż jeżeli dokona się to wcześniej, to zagwarantują klubowi pomieszczenia na wyłączność z pełnym wypasem. Mowa tu o infrastrukturze takiej typowo szatniowej, klubowej. Dokładamy kolejne kroki, teraz np. szafeczki w szatni, które pojawiły się dzięki uprzejmości Urzędu Marszałkowskiego, są na poziomie ekstraklasowym – zauważa szef Polaru.

Logo, budynek klubowy, utwór sprzed lat. Prezes wraz z kolegami z boiska, pamiętający dawne czasy. W mediach społecznościowych, na oficjalnym profilu klubowym, pamięć o legendach, takich jak np. nieodżałowany kierownik Władysław Tronina. Ważne gesty w odbudowie tożsamości klubu.






W końcu sam stadion, gdzie działo się wiele dobrego, ale też złego. Choć to drugie, co widać gołym okiem, nie ma zamiaru interesować w tej chwili funkcjonujący Polar. We Wrocławiu ma powstać miejsce, gdzie przeszłość połączy się z teraźniejszością, ale w tym pozytywnym sensie, pomysłu na spędzanie wspólnego czasu.


Tak, żeby przypomnieć o Zakrzowie.

– Skupiamy się nad każdym meczem. Po kolei jedziemy, patrzymy do przodu. Ale nie w takim kontekście, iż my coś musimy. Po prostu chcemy grać z meczu na mecz o zwycięstwo. A wynik gdzieś tam finalnie przyjdzie sam. Chcemy zbudować dobry fundament, żeby grać o jakieś wyższe cele. To jest najważniejsze. A wygrywanie? Tego nikt nam nie broni, więc oby tak dalej – kwituje trener Hirsz.





Kto wie, być może to początek czegoś trwałego na lata. Z pewnością fundament już jest, a serca do wyciągania Polaru ze sportowej piwnicy, wymienionym ludziom nie zabraknie.
Idź do oryginalnego materiału