Genialna walka 18-letniej Polki, Julia Szeremeta przyćmiona. "Największa sensacja turnieju"
- Od razu, już na pierwszym Pucharze Świata, przyszedł tak duży sukces. Przecież miesiąc wcześniej byliśmy w Debreczynie, gdzie Polska też została najlepszą drużyną turnieju. Teraz PŚ i znów przypadło nam miano najlepszego zespołu... Cóż, szybko się rozwijamy, a ja się ogromnie cieszę, że mamy tak mocny skład - zaciera ręce Tomasz Dylak, trener kobiecej kadry w boksie, którego podopieczne robią furorę na świecie. Już nie tylko Julia Szeremeta, bo nasze pięściarki wróciły z Brazylii z 7 medalami!

Artur Gac, Interia: Wiele pojedynków w Brazylii i długa podróż powrotna, trwająca ponad dobę. Czuje pan zmęczenie materiału?
Tomasz Dylak, trener kadry kobiet: - Oczywiście. Sam turniej wywołuje stres, więc godzin snu jest zawsze mniej. Do tego wspomniana podróż, która trwała 30 godzin, zmiana czasowa. Tak że zawsze przez pierwsze dni człowiek dochodzi do siebie, ale nie mamy za dużo czasu, bo za pięć dni (13 kwietnia - przyp.) już rozpoczynamy zgrupowanie.
Często mówimy o dźwiganiu stresu przez sportowców, a rzadziej przez trenerów. Ma pan jakieś sprawdzone metody, by radzić sobie z jego rozładowywaniem? Co pan robi, by głowa lepiej pracowała w najtrudniejszych momentach?
- Staram się jak najmniej stresować, ale nie jest to łatwe. W momencie najważniejszych walk, chcąc nie chcąc, to się człowiekowi udziela. Po igrzyskach z jednej strony jest trochę łatwiej, bo mamy gwarancję pracy, a w związku z tym spokój do następnych igrzysk. Z drugiej strony jest presja wynikowa jeśli chodzi o Julkę Szeremetę. Wszyscy liczą, że będzie robiła wyniki za każdym razem, więc na tej Julce spoczywa duża odpowiedzialność. Ja lubię dużo się odcinać, a wtedy czytać sobie książki. W momencie, gdy to robię, odciągam myśli od trwającego turnieju. Poza tym całym teamem spędzamy wiele czasu, a wiadomo, że to także pomaga, bo nie zostaje się samemu ze swoimi myślami.
Wspomniał pan o Julii i zacząłem sobie wyobrażać, ile presji spoczywa teraz na jej kobiecych barkach. Ona ciągle w niezawodny sposób znosi ten cały ciężar, a może widzi pan, że na dłuższą metę coś takiego ją wykończy?
- Moim zdaniem wszystko to znosi bardzo dobrze. Ona sama jest zadowolona ze swojej postawy. Ja, jako trener, również. Za Puchar Świata w Brazylii w skali szkolnej, od 1 do 6, oceniłbym ją na 5. Dała trzy świetne walki. Przegrała po bardzo równej walce, pewnie gdyby w finał z Brazylijką toczyła w Polsce, to nieznacznie by ją wygrała. Jucielen Romeu to jedna z najlepszych zawodniczek na świecie, rok przed igrzyskami w Paryżu wygrała z przyszłą mistrzynią z Tajwanu Lin Yu-ting, z którą myśmy przegrali finał w stolicy Francji. Dlatego wiedzieliśmy, że będzie bardzo ciężka sytuacja, jeśli chodzi o odniesienie zwycięstwa. Niemniej byliśmy bardzo blisko, decydowała druga runda. Tak naprawdę myśleliśmy, że sędziowie się "rozjadą" i decydować będzie trzecia. Niestety, w drugiej dwóch sędziów poszło za nami, a trzech za Brazylijką. Rozstrzał sędziowski był bardzo wyraźny, bo z jednej strony jeden sędzia wypunktował 30:27 dla nas, a drugi 30:27 dla Brazylijki. To pokazuje, jak ta walka była równa i jak odwrotnie widzieli ją arbitrzy. Takich walk będzie dużo i ja o tym mówiłem. Julka na swojej drodze będzie przegrywać, w każdym roku będzie 4-5 przegranych, w momencie gdy będziemy boksować po 20 razy. To nie jest boks zawodowy, w którym wybiera się przeciwniczki, na jakim walczymy terenie, w jakiej sytuacji. Tylko to jest boks olimpijski, gdzie będziemy walczyć z przeciwniczkami, które w rankingu czasami są za nami, ale stylowo bardzo nam nie pasują. I musimy się z nimi zmierzyć, bo tak nakazuje drabinka po losowaniu. Oboje z Julką jesteśmy na to przygotowani, a ona bardzo dobrze zniosła nazwijmy to przegraną w finale, choć dla mnie samego to nie jest przegrana, tylko lekcja do wyciągnięcia.
Już kiedyś mówił mi pan, że teraz będziecie mieli czas na sprawdzanie pewnych zmian, które mogą zaowocować, co Julia fajnie nazwała słowem "laboratorium". Z tego, co mi przekazała, w Debreczynie czuła się spięta, bo tam trochę wyżej podnieśliście jej ręce w walce. To zabrało jej naturalny walor, więc w Brazylii wróciła do swojej natury, w której czuje się najlepiej i czuła, że odzyskuje swój luz.
- To też prawda. W przygotowaniach Julka walczyła trochę więcej na sparingach z rękoma u góry. W sposób bardziej siłowy, więcej szła na przełamywanie i podejmowała więcej walki, ale właśnie z rękoma podniesionymi wyżej. Natomiast rzeczywiście czuliśmy, że w Debreczynie przez to straciła trochę na szybkości. Szybciej pompowały się jej mięśnie, przez co gorzej czuła się w ringu. W Brazylii wróciliśmy właśnie do tego, co było. Zresztą tam zrobiliśmy jeszcze sparing, właśnie z tą Brazylijką, w którym z rękami u góry czuła się ociężale, a rywalka ją wyprzedzała. Dlatego na ostatnie sparingi, a później walki zmieniliśmy styl, na powrót walcząc z rękoma na dole. Od razu lepiej to wyglądało, co udowodniła sama walka z Romeu. To pokazuje, że Julka lepiej wygląda, gdy może bazować na swoim instynkcie, wówczas jej boks opiera się na takim kubańskim stylu.
Już parokrotnie, w naszych rozmowach, wysyłał pan sygnały zniechęcające do tych federacji ze świata freak-fightów, które chciałyby na gwiazdorskich warunkach zakontraktować wicemistrzynię olimpijską. Sytuacja nieco się uspokoiła, czy w dalszym ciągu spływają propozycje czy oferty?
- Ostatnia propozycja pojawiła się około miesiąca temu, ale szybko została odrzucona. Od tego momentu jest spokój, ale wiemy, że co jakiś czas pewnie będą spływały kolejne propozycje. Nazwisko Szeremeta jednak cały czas jest aktywne w mediach i oni wiedzą, że dużo by na tym skorzystali. Dlatego pewnie nie zaniechają prób. Niemniej my mamy wizję pod igrzyska olimpijskie, wiemy że stricte boksersko trzeba ciężko pracować i jesteśmy na tym skupieni.
Stawki też podbijają? Ostatnia oferta znów była rekordowa?
- Było dość podobna do tych wcześniejszych, ale faktycznie chyba minimalnie wyższa. Natomiast zaproponowano jeszcze lepsze warunki pod nas, to znaczy sami wybieralibyśmy sobie formuły, byłaby walka wieczoru, a w razie czego, mogłaby być nawet tylko pokazowa. Tak że dali nam dużo wolnej woli.
Natomiast podkreśla pan, że w waszym podejściu nic się nie zmienia i na drodze do Los Angeles nie będzie miejsca na to, by skusić się na taki skok po kasę?
- Nie, nie, nie. Jeśli chodzi o jakieś freak-fight, to nie ma szans. Jest pełne skupienie na boksie.
Rzeczywiście czuliśmy, że w Debreczynie Julka Szeremeta straciła trochę na szybkości. Szybciej pompowały się jej mięśnie, przez co gorzej czuła się w ringu. W Brazylii wróciliśmy właśnie do tego, co było, czyli zmieniliśmy styl, na powrót walcząc z rękoma na dole. To pokazuje, że Julka lepiej wygląda, gdy może bazować na swoim instynkcie, wówczas jej boks opiera się na kubańskim stylu
~ Tomasz Dylak o Julii Szeremecie.
Wynik całej kobiecej reprezentacji w Brazylii był znakomity, panie przyćmiły męską kadrę. Przypomnijmy: złoto wywalczyły Wiktoria Rogalińska (54 kg) i Barbara Marcinkowska (70 kg), srebro Julia Szeremeta (57 kg), Aneta Rygielska (60 kg), Kinga Krówka (65 kg), a brąz Natalia Kuczewska (51 kg) i Oliwia Toborek (75 kg). Tym samym zostaliście najlepszą drużyną Pucharu Świata. Zacznijmy od złotych medalistek, które dały nam najwięcej radości.
- Wiktoria Rogalińska to dziewczyna z dużym talentem, która w Polsce wygrywa z każdą. Na sparingach prezentuje się świetnie. Gdzieś na tych dużych, międzynarodowych imprezach, minimalnie czegoś brakowało i w ważnych walkach przegrywała. Wydaje mi się, że decydował bardziej aspekt dojrzałości psychicznej. A tutaj widać było, że mentalnie się wzmocniłoa. Wydaje mi się, że też dużo pomógł jej fakt, iż presja spoczywała na Julce, więc wszystkie inne dziewczyny miały przez to większy komfort mentalny. Po prostu, gdyby im się nie powiodło, przeszłoby to bardziej po cichu, dzięki czemu lepiej się czuły. I Rogalińska "odpaliła", wygrana z dwiema młodzieżowymi mistrzyniami świata oraz wicemistrzynią Azji świadczą, że za nią świetny turniej.
- Z kolei Basia Marcinkowska to dziewczyna z wielkim talentem. Ona już robiła medale na dużych imprezach, ale to niemal zawsze były brązowe krążki, raz była młodzieżową wicemistrzynią świata, ale do tego złota zawsze brakowało. W końcu jest najcenniejszy medal. Wydaje mi się, że ona po takim sukcesie też mocno urośnie. Jest przyjaciółką Julki Szeremety, od sześciu lat spotykają się na kadrze, prawie zawsze śpią w tym samym pokoju. Właściwie razem, właśnie te sześć lat temu, zaczynaliśmy, bo zarówno Basia, jak i Natalia Kuczewska i właśnie Julka stanowią trójkę, która ruszała ze mną od samego początku. Więc cieszę się, że Baśka wystrzeliła. Duży sukces też Kingi Krówki, która wygrała z brązową medalistką olimpijską z Paryża.
Wejdę panu w słowo, bo od razu chcę zapytać. Podziela pan zdanie, że jeśli mielibyśmy wskazać największą sensację i zarazem największe objawienie tego Pucharu Świata, to właśnie jest nią 18-letnia Kinga?
- Tak, również tak mi się wydaje. Trochę ryzykowaliśmy, bo jak pan zaznaczył, ona ma dopiero 18 lat, dopiero z końcem listopada będzie obchodziła 19. urodziny. Była najmłodszą zawodniczką całego tego turnieju, a wiadomo że w wadze 65 kg, gdzie dziewczyny już mocno biją, a ona jest jeszcze niedojrzała, jest jakaś szczypta niepewności. Technicznie bardzo mocna, z wielkim talentem na przyszłość, ale jednak ta niedojrzałość zawsze wywołuje strach, iż fizyczność przeciwniczek, starszych o 10 lat, może być znacząca. Jednak poradziła sobie świetnie z Tajwanką Chen Nien-chin, medalistką olimpijską i byłą mistrzynią świata. Tak naprawdę to była największa sensacja tego Pucharu Świata. Bardzo się cieszę, bo Kinga pokazała, że ma ogromny potencjał. Później w finale przegrała z dziewczyną z Wielkiej Brytanii, klasyfikowaną na 1. miejscu na boxrecu, ale to była także jej dobra walka. Miała swoje momenty, trzecia runda mogła już śmiało iść na stronę Kingi. A uważam, że gdyby sztywno trzymała się taktyki, to byśmy tę walkę wygrali. Tu jednak pamiętajmy na przyszłość, że tak młode zawodniczki, jak Kinga, miewają wahania formy. W jednym turnieju czasami wystrzelą, by w kolejnym dać bardzo słaby występ. Tak że my dajemy jej czas, ma 40 miesięcy na to, by ustabilizować formę.
Miałem też swoiste deja vu, o czym zresztą napisałem w jednym z tekstów. Słuchając bowiem Kingi, która do kamery PZB przed wylotem do Ameryki Południowej mówiła: "Jestem najmłodszą zawodniczką w kadrze, więc nie mam wobec siebie żadnych oczekiwań. Chcę po prostu dać świetne walki i świetnie się pokazać, a przy okazji zdobyć jak najwięcej doświadczenia". Poczułem się tak, jakby przeniósł się w czasie do wioski olimpijskiej, gdzie dokładnie w tym samym tonie wypowiadała się przed starem igrzysk Julia. Jednym słowem "druga Szeremeta".
- Trochę tak. One często ze sobą sparują i często sobie wzajemnie pomagają, a sparingi w ich wykonaniu są świetne. Pewnie trochę Kinga bierze od Julii takiego podejścia, a z drugiej strony jechała jako najmłodsza zawodniczka, więc nikt nie miał wobec niej wielkich oczekiwań. Wtedy łatwiej się boksuje, przez co pewnie doszło do tej sensacji, bo jej półfinałowa rywalka zapewne liczyła na bardzo łatwą walkę.
Już jakiś czas temu mówił pan, udowadniając że nie ma pan nic wspólnego z minimalistą, iż w perspektywie igrzysk w Los Angeles będzie pan liczył nawet na trzy medale olimpijski. Czy po takim turnieju, jak choćby ten w Brazylii, apetyt jeszcze bardziej idzie w górę i w tej rozmowie podbije pan stawkę?
- Nie, aż tak bym nie szarżował. Natomiast wydaje mi się, że będzie szansa na jakieś pięć, może sześć kwalifikacji olimpijskich, z czego pewnie będziemy w stanie ugrać 2-3 medale. Cieszę się bardzo, że to wszystko tak szybko się rozwija. Myślałem, że sukcesy będą przychodzić trochę później, tym bardziej że te półtora-dwa lata do igrzysk to jest trochę, jak już padło to słowo, laboratorium, w którym próbujemy różnych metod. Jednym zawodniczkom będą one się podobać i będą pasowały, a innym nie. Natomiast tutaj od razu, już na pierwszym Pucharze Świata, przyszedł tak duży sukces. Przecież miesiąc wcześniej byliśmy w Debreczynie, gdzie Polska też została najlepszą drużyną turnieju. Teraz PŚ i Polska znów najlepszym zespołem... Cóż, szybko się rozwijamy, a ja się ogromnie cieszę, że mamy tak mocny skład. Mamy Natalię Kuczewską, która też świetnie boksuje. Na Węgrzech odniosła trzy cenne zwycięstwa, a teraz pierwsza cenna wygrana z zawodniczką, która dwa lata wcześniej ograła nas prawie do jednej bramki. A przecież Argentynka Aldana Lopez to pięściarka z zawodowstwa, z rekordem 12-0. To pokazuje, że mamy bardzo młody skład, ale niesamowicie utalentowany.
Trochę mnie pan zaskoczył momentem, w którym oddzwonił. Bo gdy sam to robiłem, miałem ułożone w głowie pierwsze pytanie. I miałem zacząć tak: "witam Feliksa Stamma".
- (długi śmiech). Nie no, aż tak to nie. Feliks Stamm to jednak była legenda, która przez wiele, wiele lat zdobywała z plejadą zawodników medale na imprezach światowych. A ja jestem na początku tej drogi. Oczywiście chciałbym pójść tą drogą i będę robił wszystko, żeby z niej nie zboczyć. Taki jest mój cel życiowy. Na razie jestem na pierwszych kilometrach, próbując odbudować polski boks.
Naturalnie, ja sam zachowuję wszelkie proporcje, wtedy sukcesy trwały przez kilkanaście lat i sypały się niczym z rogu obfitości. Toteż dlatego celowo nie dodałem określenia "Papa".
- Na pewno bardzo miło mi się robi w momencie, gdy ktoś porównuje mnie z taką ikoną. Natomiast cały czas będę powtarzał, że jestem na początku, a sukcesów nie jest jeszcze aż tyle, by unosić głowę ku górze.
Rozmawiał Artur Gac
Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: artur.gac@firma.interia.pl
Więcej na ten temat
Zobacz także
- Polecane
- Dziś w Interii
- Rekomendacje