"Marcowe zgrupowanie przyniosło pseudozwycięstwa, które przydadzą się selekcjonerowi do budowania kolejnych wymówek. (...) Niby są dwie wygrane, niby dwa czyste konta, niby prowadzenie w tabeli. Ale tak naprawdę stoimy w miejscu i tracimy czas" - podsumował naszą sytuację Dawid Szymczak ze Sport.pl. I nie ma co się dziwić, natomiast musimy też szukać pozytywów. Jak się okazuje, polski zespół zakończył właśnie koszmarną passę.
Reprezentacja Polski po dwóch spotkaniach kwalifikacji mistrzostw świata ma na koncie sześć pkt. Co to oznacza? Że jesteśmy liderem tabeli. Że mamy dwa pkt przewagi nad Finlandią. Możemy również zaznaczyć, że nie straciliśmy nawet gola, co może być istotne dla budowania pewności siebie. Michał Probierz ma za to kolejny powód do zadowolenia, bo jeszcze nikt od blisko 25 lat nie zaczął tak dobrze kwalifikacji do mundialu.
Dwa zwycięstwa na inaugurację udało nam się zanotować po raz ostatni w 2000 roku. Było to wówczas w trakcie el. MŚ 2002, gdy prowadzona przez Jerzego Engela drużyna pokonała Ukrainę po dublecie Emmanuela Olisadebe oraz trafieniu Radosława Kałużnego. Następnie na stadionie w Łodzi kadra wygrała z Białorusią 3:1, a hat-trickiem popisał się właśnie Kałużny. Finalnie zakończyło się to awansem na mundial.
Najgorszy bilans miał za to Paweł Janas, który w dwóch pierwszych spotkaniach - Irlandią Północną oraz Anglią zdobył trzy punkty. Mimo wszystko potem spisywaliśmy się już zdecydowanie lepiej i wówczas również wywalczyliśmy kwalifikację na turniej w Niemczech.
Tak wyglądały wyniki reprezentacji Polski w dwóch pierwszych meczach el. MŚ w XXI wieku:
Polska po dwóch meczach jest liderem grupy G z kompletem punktów i bilansem 3:0. Poniedziałkowy remis z Litwą sprawił, że mamy nad Finlandią dwa pkt przewagi. I to właśnie z nią zmierzymy się w kolejnym spotkaniu we wtorek 10 czerwca.