Sędzia zwraca materiały prokuraturze! Nagły zwrot ws. Lewandowskiego. "Istotne braki"

Kacper Sosnowski
Jak dowiedział się Sport.pl, sędzia prowadzący sprawę rzekomego szantażu Cezarego Kucharskiego na Robercie Lewandowskim "orzekł istotne braki postępowania przygotowawczego". Zwrócił materiały dowodowe prokuraturze i nakazał dowiedzenie autentyczności nagrań. - Jeśli prokuratura tego nie zrobi do października, to sąd za takie ich uważać nie będzie - tłumaczą obrońcy Kucharskiego. - Jesteśmy spokojni - przekazuje z kolei pełnomocnik Lewandowskiego.

Czy ostatnie informacje, które płyną do nas z Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieścia mogą być kluczowe dla toczącego się procesu między Robertem Lewandowskim a Cezarym Kucharskim? Na pewno obrońcy menedżera z decyzji sądu są zadowoleni. Pełnomocnik piłkarza też i czeka na rozwój wypadków. 
Prokuratura zaznacza, że ma na działanie mało czasu, ale "czynności wskazane przez sąd ma obowiązek wykonać". O co konkretnie chodzi?

Zobacz wideo Rozprawa Lewandowski - Kucharski. Pierwsze spotkanie w sądzie

"Istotne braki postępowania przygotowawczego"

"Postanowieniem wydanym w dniu 27 marca 2024 roku na podstawie art. 396a kpk z uwagi na ujawnione w toku rozprawy istotne braki postępowania przygotowawczego (...) sąd zakreślił prokuratorowi termin do dnia 31 października w celu przeprowadzenia dowodu z opinii biegłego/biegłych z zakresu fonoskopii" - przekazał nam warszawski sąd. Co za tym idzie, sąd ma przekazać materiały dowodowe prokuraturze, w tym telefony, na których znajdują się nagrania rozmów Kucharskiego z Lewandowskim z 12 lutego 2018 roku, 12 września 2019 roku (z Hotelu Kempiński) oraz 6 stycznia 2020 roku (z Restauracji Baczewski).

- My od początku staliśmy na stanowisku, że sposób prowadzenia postępowania przez prokuratorów naruszał wszelkie reguły obiektywizmu, rzetelności i poszanowania praw pana Kucharskiego. To dotyczyło głównie nagrań, a to jest kluczowy, jeśli nie jedyny dowód w sprawie o rzekomy szantaż. Sąd zwrócił uwagę na to, co też podkreślaliśmy, że prokuratura od początku dysponowała kopiami nagrania i na nich pracowała. To jak rozstrzyganie o autentyczności dokumentu, którego widzimy tylko ksero - przekazuje nam Oskar Sitek, jeden z obrońców Kucharskiego.

Kolejny z obrońców Kucharskiego mec. Krzysztof Ways podkreśla, że mimo trwającej od dwóch lat sprawy, kwestia autentyczności nagrań nie jest potwierdzona. - Takiego ustalenia nie mamy i wbrew zaklinaniu rzeczywistości przez prokuraturę i pełnomocnika strony przeciwnej - żaden biegły tego faktu dotychczas nie potwierdził. Dlatego sąd zwrócił telefony i materiały prokuraturze i nakazał, żeby prokuratura się tym sama zajęła i przekonywująco dowiodła ich autentyczności, bo jak rozumiem, sąd autentyczności nagrań nie widzi, a swoje możliwości naprawiania błędów prokuratury w tym zakresie już wyczerpał - komentuje Ways.


Inaczej decyzję sądu komentuje pełnomocnik Lewandowskiego prof. Tomasz Siemiątkowski. - Jesteśmy spokojni i cierpliwi, bo wiemy, że nagrania są autentyczne. Potwierdziły to już cztery niezależne ekspertyzy będące w posiadaniu sądu, w tym trzy wykonane na zlecenie prokuratury i jedna ekspertyza informatyczna wykonana na zlecenie sądu przez Instytut Ekspertyz Sądowych im. prof. Sehna w Krakowie, który badał nośniki źródłowe. Żadna z ekspertyz zleconych przez prokuraturę i sąd nie podważa autentyczności nagrań. Nie mamy wątpliwości, że kolejna ekspertyza fonoskopijna będzie tego dodatkowym potwierdzeniem. Zdajemy sobie sprawę, że z uwagi na treść nagrań w interesie oskarżonego jest kwestionowanie materiału dowodowego i na tym opiera on swoją strategię obrony, dlatego tym bardziej liczymy, że prokuratura zgodnie z postanowieniem sądu uzupełni materiał dowodowy w wyznaczonym terminie. Pozwoli to na kontynuowanie procesu, a także odsłuchanie nagrań. Jestem pewien, że wtedy opinia publiczna zrozumie, dlaczego oskarżonemu tak bardzo zależy na kwestionowaniu materiału dowodowego - mówi prof. Siemiątkowski.

Telefon, którym nagrywano rozmowy, został zresetowany

Przypomnijmy, że prokuratura opierała się w akcie oskarżenia na dwóch opiniach dotyczących nagrań, uzyskanych z pendrive'a, na który przeniesiono rozmowy. Pierwszą wystawili specjaliści od fonoskopii z Laboratorium Kryminalistycznego w Poznaniu. "Nie ustalono śladów, które mogłyby świadczyć o tym, że nagrania powstały w wyniku stosowania technik montażu" - czytaliśmy w raporcie, ale ekspertka, która je przeprowadziła, napisała też, że nie może wykonać analizy wahań częstotliwości prądu sieci elektroenergetycznej, co stanowi najbardziej wiarygodne badanie autentyczności zapisów cyfrowych, więc nie podjęła się sformułowania "ostatecznego wniosku, że nagrania te są ciągłe, czyli autentyczne". Kolejni eksperci z Biura Ekspertyz Sądowych w Lublinie, które miało zbadać m.in. wspomniany przydźwięk sieci energetycznej, poinformowali, że w nagraniach go nie wykryto, ale nie przeszkadza to, by uznać nagrania za autentyczne.

Gdy sprawa trafiła do sądu, ten najpierw zgodził się z wnioskiem obrony, by nagrania i same pliki cyfrowe poddać kolejnym ekspertyzom (informatycznej i fonoskopijnej), ale na urządzeniach źródłowych, czyli telefonach piłkarza. Kompletu ekspertyz nie udało się jednak sądowi uzyskać ani w krakowskim Instytucie Ekspertyz Sądowych im. prof. dr. Jana Sehna (tu uzyskano tylko opinię informatyczną), ani w Polskim Towarzystwie Kryminalistycznym PTK w Warszawie. Te placówki tłumaczyły się albo zwolnieniami z pracy swych ekspertów, albo ich chorobami lub po prostu "brakami kadrowymi". Opinia informatyczna wydana w drugim instytucie została przez sąd uznana za "niepełną" i poproszono o jej uzupełnienie. Obecnie jednak PTK ze sprawy się wycofało. 

Ekspertyza opracowana dla Kucharskiego przez inż. Arkadiusza Lecha, specjalistę od analizy nagrań dźwiękowych i informatyki sądowej wykazała natomiast, że nagrania rozmów z hotelu Kempiński i restauracji Baczewski, które obecnie znajdują się na telefonach Huawei P30 i P40 (pracujących na systemie Android 10), nie mogły na nich powstać, gdyż były nagrywane telefonem Huawei P20 z Androidem 9 i potem poprzenoszone (również we fragmentach na nowsze modele) przez to nie mogą być uznane za autentyczne. Telefon P20 został z kolei przywrócony do ustawień fabrycznych (zresetowany) i nie ma możliwości odczytać i dotrzeć do tego, co zawierał. To potwierdzili właściwie wszyscy eksperci, którzy mieli z tym telefonem styczność i wydawali opinię informatyczną. 

- Ja bym poszedł dalej: bez ustalenia czy posiadamy w ogóle prawdziwe nagrania spotkań panów Cezarego i Roberta, mówienie o szantażu jest nieuczciwe. Nie chodzi tylko o to, że prokuratura w niewłaściwy sposób przeprowadziła dowód z nagrań. Prokuratorzy prowadzący postępowanie tego dowodu nigdy nie przeprowadzili i w istocie nie byli zainteresowani oryginalnymi nagraniami rozmów. A jak tych nagrań nie ma, to akt oskarżenia nie zawiera nic, dla mnie jest szczątkowy - komentuje to Sitek, czyli obrońca Kucharskiego.

Siemiątkowski, który broni interesów Lewandowskiego, przypomina: - Prokuratura postawiła Cezaremu Kucharskiemu trzy zarzuty, w tym za ujawnienie tajemnicy zawodowej i bezsprzeczne dowody potwierdzające ten fakt są także w posiadaniu sądu.

Co zrobi prokuratura? "Mamy obowiązek"

Sąd w swym postanowieniu podparł się art. 396a. kpk. Przytaczamy go poniżej, zwracając uwagę na jeden z jego paragrafów.

§ 1. Jeżeli dopiero w toku rozprawy ujawnią się istotne braki postępowania przygotowawczego, a ich usunięcie przez sąd uniemożliwiałoby wydanie prawidłowego orzeczenia w rozsądnym terminie, zaś przeszkód tych nie można usunąć, stosując przepis art. 396, sąd może przerwać albo odroczyć rozprawę, zakreślając oskarżycielowi publicznemu termin do przedstawienia dowodów, których przeprowadzenie pozwoliłoby na usunięcie dostrzeżonych braków.

A potem w paragrafie 4. czytamy:

§ 4. Jeżeli oskarżyciel publiczny w wyznaczonym terminie nie przedstawi stosownych dowodów, sąd rozstrzyga na korzyść oskarżonego wątpliwości wynikające z nieprzeprowadzenia tych dowodów.

- To znaczy tyle, że jeśli prokurator w wyznaczonym przez sąd terminie nie dowiedzie, że nagrania złożone przez prof. Tomasza Siemiątkowskiego - pełnomocnika Roberta Lewandowskiego - są autentyczne, to sąd za takie uważać ich nie będzie, z wszystkimi tego konsekwencjami. Teraz piłka jest zatem znowu po stronie prokuratury - obrazuje to Ways.

Używając terminologii piłkarskiej, sytuacja robi się delikatnie podbramkowa, bo też czasu na wszelkie zlecone przez sąd pracę jest coraz mniej.

- Jest to postanowienie niezaskarżalne wydane na podstawie art. 396a k.p.k i czynności wskazane przez sąd prokurator będzie miał obowiązek wykonać - przyznaje nam pytany o sprawę rzecznik Prokuratury Regionalnej w Warszawie, prokurator Mirosław Jerzy Iwanicki, który też przyznaje, że trzeba działać szybko.

- Postanowienie sądu wydane 27 marca wpłynęło do nas dopiero teraz - 25 kwietnia - więc straciliśmy miesiąc, ale zgodnie z życzeniem sądu zrobimy dodatkową opinię fonoskopijną do 31 października. Takie ekspertyzy były wykonywane już wcześniej, jednak teraz mają być opracowane z nagrań pozyskanych bezpośrednio z telefonów. Do końca października nastąpi też spisanie tych rozmów, czyli opracowanie stenogramów - przekazał nam prokurator Iwanicki. Prokuratura będzie musiała też dokonać korekcji nagrań polegającej na poprawianiu ich zrozumienia.

"Irracjonalne działania, komuś musiało na tym zależeć"

Do załączonych niegdyś w akcie oskarżenia stenogramów z rozmów, obrona Kucharskiego ma zastrzeżenia. Podejrzewa, że prokuratura ich nie wykonała. Ten wątek opisywaliśmy kiedyś w jednym z naszych artykułów. Teraz strona Kucharskiego chce to zbadać dokładniej.

Gdy w sprawie pojawia się temat pracy prokuratury, żywiołowo reagują obrońcy byłego menedżera Lewandowskiego. - Zachowania prokuratury to nie są tylko nadużycia, one mają cięższą wagę. Mówimy o łamaniu pewnego porządku prawnego. Były to irracjonalne działania, ale ktoś musiał je zasugerować i komuś musiało na tym zależeć. W dniu aresztowania pana Kucharskiego pod jego domem byli już dziennikarze TVP, zanim pojawiła się policja. Nagrania, rozmowy, które jako pierwszy opublikował "Biznes Insider" również były manipulowane. Z fragmentu zaprezentowanego czytelnikom celowo były powycinane fragmenty. To kto je manipulował? Dziennikarze z własnej inicjatywy? Robert? Jego pełnomocnik?. Może prokuratura? Ja tego nie wiem. Wiem natomiast, że tylko te dwa ostatnie źródła miały te nagrania, których na tamtym etapie my nie posiadaliśmy. Takich manipulacji w tej sprawie było znacznie więcej, na co staramy się zwracać uwagę - twierdzi mec. Sitek.

Do całej sprawy dochodzi też jeszcze jeden fakt. Mianowicie w prokuraturze Regionalnej w Warszawie (i nie tylko tam) w lutym tego roku doszło do zmian personalnych na stanowiskach kierowniczych. Były one związane ze zmianą władzy w Polsce i zainicjowane przez Prokuratora Generalnego Adama Bodnara, we współpracy z p.o. prokuratora krajowego Jackiem Bilewiczem. O postępach prac prokuratury w sprawie analizy nagrań będziemy informować na bieżąco.  

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.