Burza wokół wyczynu Kobayashiego. Dyrektor PŚ zaczął wyliczać. "Absolutnie"

Jakub Balcerski, Filip Macuda
Ryoyu Kobayashi w środę zszokował świat i pobił nieoficjalny rekord świata w długości skoku narciarskiego. Podczas specjalnego wydarzenia w Islandii był bliski przekroczenia granicy 300 metrów. Ostatecznie wylądował na 291 metrze. Wyczyn Japończyka skomentował w rozmowie ze Sport.pl Sandro Pertile, dyrektor Pucharu Świata.

Ryoyu Kobayashi to jeden z najlepszych skoczków świata. W zakończonym niedawno sezonie wygrał Turniej Czterech Skoczni, a także zajął drugie miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Teraz wrócił do skakania. Wziął udział w niezwykłym wydarzeniu w islandzkim mieście Akureyri. Dokonał tam rzeczy dotąd niewidzianej.

Zobacz wideo Nowy rekord świata w długości skoku! Kobayashi przeszedł do historii

Pertile skomentował skok Kobayashiego. "Byłem pod wrażeniem"

Główny sponsor Japończyka, firma Red Bull, porozumiał się z władzami w kwestii postawienia platformy do skoków na szczycie Hlídarfjall. We wtorek 23 kwietnia zawodnik oddał na niej kilka skoków testowych. W ostatniej próbie uzyskał rezultat 256 m, czyli więcej niż aktualny rekord świata w długości lotu narciarskiego (253,5 m Stefana Krafta). W środę jego wyczyny przeszły najśmielsze oczekiwania.

Media społecznościowe obiegło nagranie, na którym Japończyk poszybował 291 metrów. To najdłuższy skok w historii. Jak na sprawę zapatruje się FIS? Udało nam się porozmawiać z dyrektorem zawodów Pucharu Świata.

 

- Moja reakcja na ten skok? Byłem pod wrażeniem i absolutnie zaskoczony. To była sekretna akcja, bardzo mądrze zorganizowana - powiedział Sandro Pertile.

- Skok Kobayashiego zdecydowanie nie jest oficjalnym rekordem świata. Absolutnie. To był na pewno ekscytujący lot i otworzył dla nas nowe możliwości, żeby rozwijać ten sport. To jednak coś na zasadzie ekstremalnego wyczynu, nic, co powinno się znaleźć w zasadach. Nikt nie wie też, ile właściwie poleciał, jaka była dokładna odległość: kto to mierzył, jaką metodą? To wszystko nie jest powiedziane. Nie wiadomo też, czy ktoś sprawdzał tam sprzęt - dodał. 

- To nie było wydarzenie zorganizowane pod egidą FIS, więc nie może być uważane za aktywność w ramach skoków narciarskich. To prywatne wydarzenie zorganizowane przez skoczka i sponsorów. Nasze zawody odbywają się na skoczniach, które otrzymują oficjalną homologację, a nie na czymś, co się pojawia i znika. To było coś w rodzaju wydarzenia pokazowego, coś, co wzbudza ekscytację. Ekstremalna rzecz, ale nic powiązanego z FIS - przyznał.

Włoski działacz zaznaczył, że wydarzenie było nie lada niespodzianką. Jak zachowa się FIS?

- To było wielkie zaskoczenie i nie wiem, ile osób wiedziało o tym wcześniej. Na kolejnym spotkaniu komitetu ds. skoków narciarskich FIS w Portorożu przedyskutujemy ten temat i zdecydujemy o procedurze na kolejne lata. To samo wydarzy się w kwestii ewentualnego dopuszczenia do skoków na mamutach poza konkursami - skwitował Pertile.

Sam Kobayashi krótko odniósł się do swojego wyczynu. - Sezon w końcu się skończył - napisał na swoim profilu na portalu X.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.