Polski gigant upada na naszych oczach. "Budzę się w środku nocy"

Agnieszka Niedziałek
Gdy tylko skończyło się świętowanie 11. w historii mistrzostwa Polski siatkarek Grupy Azoty Chemik Police, wrócono do walki o przetrwanie. Bo klub, który w ostatnich latach zdominował krajową rywalizację, ma i wielkie sukcesy, i wielkie kłopoty. - Na dziś wciąż nie mamy finansowania i wciąż nie możemy kontraktować siatkarek na kolejny sezon - mówi Sport.pl p.o. prezesa Radosław Anioł.

W latach 2014-24 tylko dwukrotnie mistrzem Polski siatkarek był ktoś inny niż Grupa Azoty Chemik Police. Teraz siatkarki tego klubu zdobyły tytuł po raz 11., powtarzając rekordowy wyczyn AZS AWF Warszawa i AZS Warszawa. Dokonały tego na przekór wielkim kłopotom finansowym, które uderzyły w klub kilka miesięcy temu. W przyszłym sezonie na pewno nie będzie on istniał w obecnej postaci, ale może też zniknąć całkiem. Wobec wycofania się głównego sponsora, którego wsparcie stanowiło aż 98 procent budżetu i uciekającego czasu pozostałego na ratunek wśród osób związanych z Chemikiem nadzieja miesza się z obawami. 

Zobacz wideo Trudny sezon Polic zakończony złotym medalem. Martyna Łukasik: Dla nas pieniądze nie są najważniejsze

Agnieszka Niedziałek: Nie bał się pan chłodzić przed piątkowym meczem szampana, by nie zapeszyć?

Radosław Anioł, p.o. prezesa Chemika: Nie. Organizacyjnie byliśmy przygotowani na każdy scenariusz.

Jak wyglądało świętowanie tego mistrzostwa Polski na tle wcześniejszych? Było radośniejsze i dłuższe, bo zostało zdobyte na przekór poważnym problemom czy właśnie odwrotnie - krótsze, bo wszyscy byli już zmęczeni ostatnimi miesiącami?

- Świętowanie było huczne. Dziewczyny w play-off dały z siebie wszystko. O problemach staraliśmy się tego wieczora nie myśleć. Był on poświęcony sukcesowi, który udało się odnieść. 11. mistrzostwo Polski to duża rzecz. Ja również starałem się wtedy odciąć od tego wszystkiego, co się teraz dzieje wokół klubu i skupić na tym momencie. To są chwile, o które walczy się przez kilka miesięcy.

W finale Chemik stracił jedynie seta. Tak samo w ćwierćfinale i półfinale. Zdobycie tytułu w tak efektownym stylu przy bardzo trudnej sytuacji finansowej klubu zaskoczyło pana w pewnym stopniu?

- Samo wywalczenie tytułu nie - budowaliśmy mocny skład z myślą o tym i taki cel był wyznaczony przed sezonem. A co do sytuacji klubu, to dziewczyny są profesjonalistkami, sportowcami z krwi i kości. Gdy zaczęły się kłopoty, to same podkreślały, że chcą zdobyć to mistrzostwo i pokazać, że są najlepsze. Nie zapominajmy też, że w zespole jest trochę kadrowiczek, które latem będą rywalizować w swoich drużynach narodowych.

Ma pan wrażenie, że te problemy scaliły jeszcze bardziej zespół?

- Coś w tym jest. Zawodniczki zadeklarowały wtedy zgodnie, że zostają do końca. Wiadomo było, że nie będzie łatwo, bo temat zadłużenia będzie cały czas z tyłu głowy. Ale dziewczynom udało się skoncentrować na walce o mistrzostwo. Tak, mam wrażenie, że cała ta sytuacja scaliła drużynę i sztab szkoleniowy. Chcieliśmy też jak najszybciej zakończyć tę rywalizację finałową, by dzięki tej radości oderwać się choć na chwilę od problemów.

Ile godzin średnio pan śpi odkąd został p.o. prezesa?

- Doba niewątpliwie jest za krótka. Rozmowy w sprawie klubu nieraz prowadzę do północy, a następnego dnia zaczynam o godz. 6 rano. Jestem stale w kontakcie z osobami, którym leży na sercu dalszy los Chemika. Cały czas rozmawiamy z różnymi instytucjami, firmami i władzami samorządowymi. Do piątku jeszcze dochodziła organizacja meczów finałowych.

Można powiedzieć, że pracuję na dwa, trzy etaty. Główne działania to poszukiwanie partnerów i sponsorów oraz rozmowy z zawodniczkami i ich agentami. Jedna kwestia to wyjście z zadłużenia i dokończenie spraw związanych z tym sezonem, druga - działania dotyczące kolejnych rozgrywek, w tym budowanie drużyny. Z obecnego składu zostają trzy siatkarki, a rynek jest już bardzo mocno wyczyszczony z zawodniczek, które mogłyby rywalizować w Tauron Lidze. Trudno planować zaś coś w tym kierunku, nie mając zagwarantowanego finansowania. Stąd w dalszym ciągu przy myśleniu o przyszłości klubu jestem pełen obaw.

W jakim stopniu pozyskani w ostatnich tygodniach partnerzy są w stanie zmniejszyć straty powstałe po wycofaniu się Grupy Azoty, której wsparcie stanowiło aż 98 procent budżetu klubu?

- Nie liczyłem tego procentowo. Bardzo doceniamy każdą najmniejszą pomoc, ale trzeba powiedzieć wprost - nowi partnerzy zapewniają nam doraźną pomoc. Na pokrycie bieżących wydatków, a nie na rosnące zaległości. Staramy się stworzyć piramidę sponsorską. Marzy mi się znalezienie strategicznego partnera. Albo dwóch, trzech dużych sponsorów, którzy mogliby uratować klub. Tego bardzo nam teraz potrzeba. Trudność polega na tym, że rozmowy z takimi dużymi partnerami trwają długo. Nie załatwia się takich spraw w dzień czy dwa.

Jesteśmy wciąż w kontakcie z władzami Grupy Azoty, które starają się nam jakoś pomóc, ale mają teraz swoje problemy. Wspólnie szukamy rozwiązania. Mamy też wsparcie Zachodniopomorskiego Związku Piłki Siatkowej, z prezesem Markiem Mierzwińskim [byłym trenerem Chemika - red.] na czele. Kilkaset osób włączyło się w akcję dotyczącą wirtualnego meczu. W ten sposób jednym z naszych partnerów zostali też kibice.

Czy wyznaczony został jakiś ostateczny termin, do kiedy musi zapaść decyzja co do przyszłości Chemika?

- Jako p.o. prezesa zostałem powołany na trzy miesiące, czyli do końca czerwca. Zobaczymy, co będzie dalej. Pamiętajmy, że działamy jako spółka akcyjna, przez co musimy przestrzegać określonych zasad funkcjonowania.

Po miesiącu pełnienia obecnej funkcji jest w panu więcej optymizmu czy pesymizmu niż na początku?

- Zależy od dnia. Czasem budzę się w środku nocy i szukam nowych sposobów na znalezienie pieniędzy. A kiedy indziej wydaje się, że pojawia się światełko w tunelu. Szkoda byłoby, by historia klubu o takich dokonaniach zakończyła się w ten sposób. Bardzo zależy nam na dalszym jego istnieniu także z innego powodu - jeśli ogłoszona zostanie upadłość, to zawodniczki zostaną bez pieniędzy zapisanych w kontraktach. Tego przede wszystkim chcemy uniknąć. Mamy na kartce tabelę z dwoma kolumnami - po prawej jest obecny sezon, a po lewej przyszły. Żałujemy, że naszym zadaniem nie jest szukanie tylko pieniędzy na kolejne rozgrywki.

Jak wygląda kwestia budowania składu w obecnej sytuacji? Z jednej strony przyszłość klubu stoi pod wielkim znakiem zapytania, z drugiej - właśnie wywalczył mistrzostwo kraju i ma bogatą historię. Wszystkie odchodzące zawodniczki znalazły już nowe drużyny czy jest szansa, że któraś zdecyduje się jednak jeszcze zostać?

- Trzeba o to pytać te siatkarki i ich agentów. Sami jesteśmy pewni co do pozostania trzech, które mają obowiązujące dłużej umowy. Czasem odbieramy telefony z pytaniami dotyczącymi występów w naszym klubie. To takie nieoficjalne rozmowy. Nie myślimy na razie o kontraktowaniu zagranicznych siatkarek, bo nas na to obecnie po prostu nie stać. Trzeba wtedy nie tylko zagwarantować umowę, ale i załatwić mieszkanie oraz formalności w CEV [Europejskiej Konfederacji Piłki Siatkowej - red.].

Jak wspominałem, rynek jest już mocno przebrany. Z lepszych wieści - jesteśmy w kontakcie ze szkołami sportowymi i regionalnymi sekcjami siatkarskimi. Są tam młode zawodniczki, które ogrywają się na razie w I i II lidze. Minus polega na tym, że nie są one jeszcze gotowe na walkę w ekstraklasie. Bardziej pasowałyby na uzupełnienie składu niż na tworzenie jego podstawy.

A czy jest opcja, by Chemik w przyszłym sezonie zszedł na niższy poziom rozgrywkowy?

- Nikt w klubie o tym teraz nie myśli. Nie bierzemy pod uwagę takiego scenariusza. Chcemy utrzymać drużynę w Tauron Lidze.

Uważa pan, że mistrzostwo Polski podziała jak magnes na potencjalnych sponsorów?

- Myślę, że wynik sportowy zawsze przyciąga i mamy nadzieję, że to złoto będzie kolejnym argumentem dla potencjalnych partnerów. W czasie obu meczów finałowych w Szczecinie pokazywaliśmy im możliwości, jakie daje taka współpraca. Odbyliśmy mnóstwo spotkań. Jedni partnerzy przyprowadzają też kolejnych. Co dla nas ważne, to że ci, którzy już do nas dołączyli, deklarują, iż to nie jednorazowa akcja z ich strony. Chcą z nami zostać dłużej. Ale budowanie budżetu klubu i składu na kolejny sezon to zwykle miesiące pracy, a my mamy tak naprawdę na to tylko kilka tygodni.

Minister sportu Sławomir Nitras zaraz po zakończeniu rywalizacji finałowej na antenie Polsatu Sport zadeklarował: "Zrobimy wszystko, żeby siatkówka z Polic nie zniknęła". Czy poszły za tym już konkretne działania?

- Pan minister oraz inne osoby, które zadeklarowały chęć pomocy, były z nami w hali podczas piątkowego meczu. Czekamy na rozwiązanie problemów. Na dziś wciąż nie mamy finansowania i wciąż nie możemy kontraktować siatkarek na kolejny sezon.

A co z obsadą posady trenera? Czy tu rynek jest równie mocno przebrany jak w przypadku zawodniczek? 

- Nie wszyscy szkoleniowcy pracujący w Tauron Lidze podpisali już umowy na nowy sezon. Zwykle jednak potencjalny trener dostaje od władz klubu na wstępie informację na temat tego, czym będzie dysponował. A my nie mamy nawet budżetu. Trudno więc teraz prowadzić takie rozmowy. Mamy świadomość, że każda siatkarka i każdy trener z tyłu głowy mają kwestię wypłaty.

O fatalnej sytuacji finansowej klubu dowiedzieli się państwo podobno na początku roku. To był szok czy pogłoski na ten temat docierały już wcześniej?

- Dowiedzieliśmy się o tym w połowie stycznia. Okazało się, że Grupa Azoty już wcześniej nieraz informowała o problemach, ale były prezes klubu zapewniał nas, że dalsze finansowanie na pewno będzie. Może w mniejszym wymiarze niż dotychczas, ale będzie. Gdy jako p.o. prezesa po Wielkanocy zyskałem dostęp do klubowego konta bankowego, to bilans otwarcia - mówiąc bardzo delikatnie - nie napawał optymizmem. Okazało się też, że nie tylko jest zadłużenie, ale i nie ma żadnych umów sponsorskich na nowy sezon.

Były prezes musi być teraz "miło" wspominany w klubie...

- Warto zaznaczyć, że zawsze w komunikatach klubowych pojawiał się zwrot "zarząd podjął decyzję...", co sugerowało liczbę mnogą, ale to był jednoosobowy zarząd. I w taki sposób zapadały wszystkie decyzje.

Ile osób teraz panu pomaga w klubie w ratowaniu sytuacji?

- Jest nas trójka pracowników. Pomaga nam też np. klubowy lekarz. Do tego Rada Nadzorcza, do której zostałem zaproszony i która delegowała mnie na p.o. prezesa. Dlaczego mnie? Szukano kogoś, kto może sobie z tym wszystkim poradzić i kto ma dobry kontakt z zawodniczkami, które były tu najważniejszym ogniwem. Nowe obowiązki przejąłem dość naturalnie. Dotychczas odpowiadałem za kwestie organizacyjne. Przydałby się nam natomiast na pewno ktoś z doświadczeniem w marketingu.

Jak duża jest w panu nadzieja, że Chemik pozostanie w stawce Tauron Ligi na przyszły sezon?

- Cicha nadzieja jest. Nie zapominamy o wszystkich, którzy już nam pomogli i nadal starają się pomóc. W tym wszystkim optymizmem napawają mnie te sytuacje, dzięki którym wiem, że nie jestem w tym sam.

Czy Chemik Police wystąpi w przyszłym sezonie w TauronLidze?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.