MISJA PARYŻ: Bokserka Aneta Rygielska 

Po rozmowach z pływakiem Ksawerym Masiukiem oraz uprawiającymi strzelectwo Natalią Kochańską i Klaudią Breś przyszła pora na przedstawicielkę płci pięknej, ale trenującą…boks. Kolejną rozmówczynią Macieja Mikołajczyka w cyklu MISJA PARYŻ jest Aneta Rygielska. Ambitna pięściarka ma w swoim dossier wiele krążków wywalczonych na ringu nie tylko w kraju, ale i na arenie międzynarodowej. 28–latka nie ukrywa, że w Paryżu interesuje ją tylko olimpijski medal.

Reklama

Trener polskiej bokserki, Kamil Gorząd, w samych superlatywach wypowiada się o swojej podopiecznej.

– Aneta od zawsze była nieustępliwa. Uwielbia rywalizować, a im więcej turniejów zaliczy, tym bardziej pewna się czuje. Jej największym atutem jest wytrwałość, bo mimo tylu przeciwności losu nigdy się nie poddała, a ja nigdy w nią nie zwątpiłem. Wierzę, że do Francji jedzie po upragniony medal – mówi w rozmowie z Well.pl.

Szkoleniowiec odgrywa ważną rolę w karierze torunianki.

– Staram się ją słuchać i jej pomagać w każdym aspekcie życia. Nigdy jej nie mówiłem jak ma żyć, ale podpowiadałem, którędy stąpać. Na wiele turniejów jeździłem z własnych pieniędzy po to, żeby być przy niej i pokazać jej, że w nią wierzę. I choć kłóciliśmy się nie raz, to potem wracała i jeszcze mocniej trenowała. Nie pozwalałem jej odpuszczać, dzięki temu m.in. zdobyła w Baku brązowy medal Igrzysk Europejskich – uważa.

A co do powiedzenia na swój temat ma zdolna polska bokserka? Zapraszamy do lektury!

Aneta Rygielska / archiwum prywatne Aneta Rygielska / archiwum prywatne

 

Toruń boksem stoi

Maciej Mikołajczyk – redaktor Well.pl: Mimo młodego wieku, ma Pani już wiele tytułów mistrzyni Polski. Nie nudzi się Pani ta dominacja na krajowym podwórku (śmiech)?

Aneta Rygielska: Nie liczę ich, ale generalnie co roku zdobywam ten tytuł od 2010 roku. Gdy weszłam w wiek seniorski, to dwukrotnie byłam wicemistrzynią kraju, ale w tym samym roku zdobywałam Młodzieżowe Mistrzostwo Polski. Tylko rok temu nie wystartowałam, ponieważ wraz z trenerem uznaliśmy, że mogłoby zaszkodzić nam to w przygotowaniach pod kwalifikacje.

W Pomorzaninie jest wiele zdolnych bokserek, oprócz Pani to np. Natalia Rok i Barbara Marcinkowska. Czy można śmiało powiedzieć, że Toruń boksem stoi?

Zdecydowanie tak. Mamy dużo dobrych kobiet, także juniorki i kadetki. Były również dobre seniorki, które już zakończyły swoje kariery. Obecnie mamy też zdolnych juniorów i kadetów. Mam nadzieję, że się utrzymają i zostaną do seniora, by powalczyć o wielkie osiągnięcia.

Pani najbliższym trenerem jest Kamil Gorząd, z którym pracuje pani około 14 lat. Skąd taka "chemia" między wami?

Żeby być dobrym trenerem, trzeba też być dobrym człowiekiem, i taki jest mój szkoleniowiec. Bardzo dużo rozmawiamy na każdy temat. Jeżeli coś się komuś nie podoba, to dyskutujemy o tym i znajdujemy wspólne wyjście z sytuacji. Pamiętam tylko jeden raz, jak się na chwilę "obraziliśmy". Robiłam wtedy wagę i byłam nie do zniesienia (śmiech), ale trwało to dosłownie pięć minut. Wtedy przyszłam i przeprosiłam, a trener zaczął się ze mnie śmiać.

Dlaczego w pewnym momencie życia, mimo wielu sukcesów, chciała Pani zakończyć swoją karierę?

Mówię o tym otwarcie. Było kilka takich sytuacji, np. moje koleżanki, z którymi rywalizowałam, były faworyzowane przez trenerów, ale zawsze udało mi się wybronić moją pozycję wynikiem sportowym (poza jednym razem, gdy na mistrzostwa świata pojechała dziewczyna, z którą dwa tygodnie wcześniej wygrałam na mistrzostwach kraju, co w pewien sposób zaprzepaściło szanse na mój wyjazd na igrzyska olimpijskie do Tokio).

Przez pewien czas byłam również gnębiona za coś, czego nie zrobiłam, ale było to dawno temu. I był też czas, gdy wiedziałam, że nie osiągnę niczego tak wielkiego, jak chcę, dopóki nie zmieni się sztab pracujący z kadrą narodową. I to był przełom. Dawałam z siebie, ile mogłam, ale nigdy nie miałam szczęścia do ludzi wokół. Wówczas powiedziałam do mojego trenera, że to jest już ostateczność i jeśli nie zmieni się kadra, to ja odejdę. I kadra się zmieniła, a głównym szkoleniowcem został Tomasz Dylak. I zostałam, bo wierzę, że razem osiągniemy bardzo wiele.

Co chciała Pani wtedy robić w życiu? Kim byłaby Aneta Rygielska, jeśli nie bokserką?

Nie wiem, ponieważ dość szybko zaczęłam trenować boks. I nigdy nie myślałam o tym, że zostanę bokserką na tak długo. Z każdym rokiem pojawiały się nowe cele, coraz większe, a ja z roku na rok je zdobywałam, więc ta droga trwa nadal, jednak mam dużo pomysłów na siebie po zakończeniu kariery.

Czy jest Pani rozpoznawalna w Toruniu?

W Toruniu, myślę, że tak. Dużo osób mnie tutaj kojarzy, pewnie dlatego, że od małego trenuję i uzyskuje dobre wyniki sportowe. W Toruniu się urodziłam i to jest moje miasto.

 

Aneta Rygielska: "To chłopaki z osiedla zaprowadzili mnie na boks" 

Jak na pani boks zareagowali na początku chłopcy z osiedla? Najpierw było zaskoczenie, strach, śmiech, czy od razu zrozumienie i szacunek?

To właśnie chłopcy z osiedla zaprowadzili na boks. Po prostu się w tym wszyscy wspieraliśmy.

Jest pani nie tylko utytułowaną sportsmenką, ale i piękną kobietą. Czy to, że uprawia pani boks nie "odstrasza" mężczyzn?

Raczej nie. Ciężko po mnie zauważyć, żebym trenowała boks, a w relacjach międzyludzkich generalnie jestem sympatyczną osobą.

11 marca to Pani najszczęśliwszy dzień w życiu? 

Ten dzień bardzo mocno przybliżył mnie do osiągnięcia przeze mnie wymarzonego celu.

Swoją decydującą walkę o Paryż stoczyła Pani w turnieju kwalifikacyjnym z Irlandką Grainne Walsh. Był to niezwykle zacięty pojedynek, wygrany przez panią 3:2. Jak udało się pani zachować na ringu chłodną głowę?

Nie mam pojęcia, jak mi się to udało. Pracowałam nad tym przed walką z moją panią psycholog, aby pod żadnym pozorem nie dać się wyprowadzić z równowagi i to mi zdecydowanie pomogło w trzeciej rundzie. Kluczowa była też moja ogromna wiara w swoje możliwości, która jest w stanie góry przenosić.

Wiem, że studiowała Pani na kierunkach sport i wellness oraz bezpieczeństwo wewnętrzne. Jak udawało się Pani łączyć naukę na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika z zawodowym uprawianiem sportu?

Moja kariera dwutorowa zaczęła się już w gimnazjum, poprzez liceum i studia. Zawsze bardzo dużo wyjeżdżałam i musiałam łączyć sport z nauką. W pewien sposób się do tego przyzwyczaiłam, a żadna szkoła, do której uczęszczałam, nie sprawiała mi kłopotów. Grunt to od początku rozmawiać z prowadzącym i się oczywiście uczyć oraz zaliczać przedmioty. Na studiach ogólnie już miałam łatwiej, bo obecność nie była dla mnie obowiązkowa, ponieważ UMK wprowadziło karierę dwutorową dla sportowców, a profesorowie wykazali się ogromnym wsparciem i zrozumieniem.

 

Aneta Rygielska: "W Paryżu będę mierzyć bardzo wysoko"

Przed Panią Misja Paryż. Jaki medal Panią usatysfakcjonuje?

Do Paryża jadę po medal. Najlepiej w kolorze złotym, ale z każdego będę dumna. Mierzę bardzo wysoko i będę na to gotowa.

Kiedy zaczęła się Pani walka o wyjazd do Paryża?

Zaczęła się ona już dawno temu. Wzmacniałam swoją pozycję numeru jeden w kraju, poprzez różne turnieje oraz treningi. Gdy wygrałam rywalizację w Polsce, pojechałam na Igrzyska Europejskie do Krakowa, gdzie można było zdobyć pierwszą kwalifikację olimpijską. Miałam tam ogromnego pecha w losowaniu, ponieważ w pierwszej walce trafiłam na mistrzynię Europy, z którą przegrałam pół roku temu w finale, jednak odrobiłam lekcję i udanie się jej zrewanżowałam.

Po tym starciu czekała na mnie mistrzyni olimpijska oraz mistrzyni świata, z którą pół roku wcześniej wygrałam właśnie na wspomnianych ME, ale niestety w tej walce z nią przegrałam i odpadłam z turnieju. To była walka o wywalczenie kwalifikacji. Moja połówka drabinki była wówczas bardzo trudna do przejścia, a znajdowała się w niej również mistrzyni świata z niższej kategorii wagowej. Na takich zawodach niestety nie ma rozstawień.

Oprócz złotych medali ma Pani też złote serce. Wiem, że lubi pani angażować się w różne akcje charytatywne. Dlaczego pomaganie innym jest dla Pani takie ważne?

Jako sportowcy mamy głos oraz zasięgi, które warto dobrze wykorzystywać. Mi na mojej sportowej drodze również pomaga bardzo dużo osób, bez których nie osiągnęłabym żadnego sukcesu. W ten sposób odwdzięczam się za pomoc, jaką dostaję, a wiem, że są ludzie, którzy tej pomocy potrzebują zdecydowanie bardziej niż ja. Zresztą od dziecka lubiłam pomagać, choćby wnosząc zakupy sąsiadom na wyższe piętro. Ze znajomymi mieliśmy taką „zabawę”.

Jak ważna w boksie jest technika i taktyka?

Moim zdaniem to jedne z najważniejszych rzeczy. Do boksu olimpijskiego dodałabym jeszcze szybkość oraz pracę nóg. Dobrą taktyką można wygrać nawet z mistrzynią olimpijską, a mając technikę na bardzo wysokim poziomie, trener może rotować taktyką, co zwiększa szansę na wygranie z przeciwnikiem.

Czego życzyć na koniec naszego wywiadu Anecie Rygielskiej?

Dużo zdrowia i szczęścia.