Przejście z jednej nawierzchni tenisowej na drugą potrafi kosztować wiele nerwów, a czasem nawet porażkę. Blisko przekonania się o tym była w środowy wieczór Coco Gauff (3. WTA). Amerykanka miała wolny los w pierwszej rundzie turnieju WTA 500 w Stuttgarcie, a w drugiej zmierzyła się z rodaczką Sachią Vickery (134. WTA).
Gauff ostatni raz na korcie była podczas turnieju w Miami, gdzie odpadła w czwartej rundzie. Tym samym sezon na kortach ziemnych zainaugurowała właśnie w Stuttgarcie. Z kolei Vickery grała w Charleston, a w Stuttgarcie grała w kwalifikacjach, więc miała niezłe przetarcie w meczach na mączce.
Pierwszy set nie zwiastował tego, co miało dojść. W najważniejszych momentach Coco Gauff wygrywała punkty i po dosyć zaciętym uporze, ale wygrała seta 6:3, dwukrotnie przełamując rywalkę i raz samej tracąc gema przy swoim serwisie.
Druga partia to była istna sinusoida. Vickery prowadziła 2:1 i od tamtego czasu każdy gem kończył się przegraną serwującej! Z racji tego, że 134. rakieta świata pierwsza przełamała rywalkę, to wygrała seta 6:4.
Trzeci set początkowo był pod kontrolą Gauff, która prowadziła 2:0, żeby zaraz przegrywać 2:4! Wydawało się, że pierwsza gigantyczna sensacja turnieju w Stuttgarcie za moment się ziści. Wtedy jednak Amerykanka przezwyciężyła swoje słabości oraz błędy i doprowadziła do remisu. Co prawda Vickery prowadziła 5:4, ale od tego momentu Gauff wygrała 12 z 14 punktów i zwyciężyła w całym meczu 6:3, 4:6, 7:5. Jej końcowa radość i okrzyk tylko pokazały, jak bardzo kamień spadł jej z serca po ostatniej piłce.
Trzecia rakieta świata grała momentami słabo, popełniła aż 15 podwójnych błędów, ale ostatecznie potrafiła pokazać w kluczowym momencie spotkania, dlaczego jest tak wysoko w rankingu WTA.
W ćwierćfinale turnieju WTA 500 w Stuttgarcie Coco Gauff zmierzy się z lepszą z pary Qinwen Zheng (7. WTA) - Marta Kostjuk (27. WTA).