Trzęsienie ziemi w polskich skokach! Trener o wszystkim dowiedział się z mediów

Jakub Balcerski
Członek zarządu Polskiego Związku Narciarskiego Rafał Kot potwierdził zmiany w sztabie kadry B polskich skoczków. W rozmowie z Polsatem Sport działacz powiedział, że opuszczą go zarówno trener David Jiroutek, jak i jego asystent Radek Zidek. Według informacji Sport.pl Czech dowiedział się o tej decyzji z mediów. Wiemy też, jaka może być przyszłość obu szkoleniowców.

W rozmowie z Dariuszem Ostafińskim z Polsatu Sport Kot podsumował miniony sezon polskich skoków i mówił o możliwych zmianach: m.in. w sztabie kadry narodowej, czy kto może zostać nowym szefem dyscypliny w PZN. Na sam koniec wygadał się też ws. przyszłości Davida Jiroutka, odpowiadając na pytanie, czy pozostanie trenerem kadry B skoczków.

Zobacz wideo Nadchodzą wielkie zmiany w polskich skokach. Małysz ujawnia kulisy

- Nie. Tam też szykuje się zmiana. Odejdzie nie tylko on, ale też jego zastępca. Panowie nie spełnili oczekiwań - wskazał Kot, który jest członkiem zarządu PZN ds. sportu akademickiego, współpracy z OZN-ami oraz klubami położonymi w Tatrach i na wschód od nich.

Trenerzy kadry B nie będą dalej pracować z polskimi skoczkami. Jiroutek jeszcze nie rozmawiał o tym z Małyszem

To pierwszy raz, gdy osoba powiązana ze związkiem potwierdza informacje o zwolnieniu Davida Jiroutka i Radka Zidka. Wcześniej, w połowie marca, nieoficjalnie podaliśmy je na Sport.pl w długim tekście podsumowującym kryzys i problemy kadry B.

Według naszych informacji Jiroutek dowiedział się o tej decyzji z mediów. Miał ją usłyszeć dopiero w poniedziałek na spotkaniu z prezesem Polskiego Związku Narciarskiego, Adamem Małyszem, ale wszystko zostało uprzedzone. Oczywiście sam raczej zdawał sobie sprawę ze swojej sytuacji: słabych wyników, nastawieniu zawodników, którzy nie potrafili mu zaufać i braku wyraźnych perspektyw na kontynuację tej współpracy. Wydaje się, że był świadomy, że jego kontrakt w Polsce - podpisany do wiosny 2026 roku - trzeba będzie skrócić, także po wcześniejszych rozmowach z działaczami PZN.

Trzy oferty pracy dla Jiroutka. Jego asystent wraca do Czech

Co z przyszłością trenera Jiroutka? Wcześniej pojawiały się informacje, że może być kandydatem do pracy w norweskiej czy niemieckiej kadrze skoczkiń. Te wydają się już jednak nieaktualne - mógł być co najwyżej w szerokim gronie kandydatów, a szef niemieckich skoków, Horst Huettel, zaprzeczył w rozmowie ze Sport.pl, żeby w ogóle rozważał jego zatrudnienie.

Teraz Czech ma mieć trzy konkretne oferty pracy. Możliwe, że pochodzą z Kazachstanu, Francji i jednej z kadr w kombinacji norweskiej, ale to niepotwierdzone informacje. Za to dość pewna wydaje się przyszłość jego asystenta, Radka Zidka. Szkoleniowiec, który był w polskich kadrach od siedmiu lat, teraz powinien wrócić do Czech i pracować z grupą juniorów w wieku 15-19 lat z klubu Dukla Liberec.

Styl pożegnania z Jiroutkiem - przez wywiad jednego z członków zarządu związku - zdecydowanie nie należy do najbardziej odpowiednich. Choć trener był tu tylko przez rok to powinien tę informację usłyszeć jako pierwszy bezpośrednio od Małysza tak, jak było to zaplanowane, a nie przeczytać w mediach.

Trener skrytykował polskich skoczków, potem jeden wybuchł, a sprawę zamieciono pod dywan. Teraz potrzeba kompromisów z obu stron i kontroli PZN

Jiroutek na pewno nie zostanie tu pozytywnie zapamiętany przez zawodników. Jesienią zeszłego roku udzielił nam sporego wywiadu, w którym ujawnił, z jakimi problemami zmaga się jako trener kadry B, którą objął ledwie kilka miesięcy wcześniej. Nazwał swoją grupę "kadrą wyprutych weteranów", tłumaczył, że jego skoczkowie mają kontuzje, brak im motywacji, a do tego nie pilnują wagi. Był też wtedy wściekły na zmiany sprzętowe Międzynarodowej Federacji Narciarskiej, bo te jego zdaniem mocno uderzały w jego zespół.

Później dało się też usłyszeć, że to efekt wcześniejszego podejścia do spraw sprzętu w kadrze B, ale jej były trener Maciej Maciusiak, zaprzecza, żeby traktował te kwestie zbyt ofensywnie. Prawda pewnie leży gdzieś pośrodku - w końcu wielu zawodników skakało w wariancie butów firmy Nagaba, który po zmianie zasad trzeba było niekorzystnie dla nich zmodyfikować. Jednak tłumaczenie tym gorszej dyspozycji i rezultatów też nie jest w pełni właściwe.

W tej rozmowie z Jiroutkiem padło wiele ważnych słów i otrzymaliśmy obraz tego, jakie braki ma jego grupa. Nie było jednak głosu zawodników. Jakub Wolny, który autoryzował swoją rozmowę ze Sport.pl już po tym, jak opublikowaliśmy wywiad z jego trenerem nie zdecydował się wprowadzić żadnych zmian, w których mógłby np. dodać swoje zdanie na temat słów Jiroutka. Kolejni skoczkowie proszeni o komentarz przez inne media odmawiali i mówili jedynie, że porozmawiają na ten temat z trenerem.

Według Jiroutka, z którym rozmawialiśmy o tym w grudniu, reakcja zawodników była, ale twierdził, że odebrał ją pozytywnie i nie żałuje udzielenia tego wywiadu. Problem w tym, że albo nie były to szczere słowa, albo Czech nie wiedział, co realnie czują jego zawodnicy, czy nawet źle to odbierał. Bo kolejne tygodnie tylko pokazały, jak w tamtym momencie potrzeba było dialogu ze strony nie tylko sztabu, ale także związku z zawodnikami. To był moment, który najprawdopodobniej przesądził o losach całej zimy i obecnego sztabu kadry B.

W styczniu zawodnicy wreszcie zabrali głos - a konkretniej zrobił to Jakub Wolny, który wręcz wybuchł po kwalifikacjach zawodów Pucharu Świata w Wiśle. Otwarcie mówił o tym, że w kadrze B skoczkowie nie chcą współpracować z Jiroutkiem. Tłumaczył, że nie udziela dokładnych wskazówek i ogranicza się w nich do ogólników, a gdy się do nich stosuje, to później skacze gorzej, niż gdy sam próbuje wszystko poukładać. Jiroutek był zupełnie zaskoczony takimi słowami, ale z drugiej strony już wcześniej zachowywał się dziwnie. Nie chciał rozmawiać z dziennikarzami, nie odbierał telefonów, a na skoczni, choć obiecał rozmowę po kwalifikacjach, początkowo też uciekał w kierunku szatni. Nie musiał tego robić, ale jego postawa była ogromnym kontrastem do tego, jak do tej pory wyglądała jego współpraca z mediami.

Po wszystkim Wolny został zawieszony, a z zawodnikami kadry B i jej sztabem PZN przeprowadził rozmowy z udziałem prezesa Adama Małysza, głównego trenera Thomasa Thurnbichlera i psychologa Daniela Kwiatkowskiego. Po nich Małysz i Thurnbichler twierdzili, że sprawa została załatwiona, a wnioski z sytuacji wyciągnięte. Tymczasem po zakończeniu sezonu - i braku wyraźnej poprawy wyników oraz braku sygnałów o lepszej atmosferze w grupie - wszystko wróciło. Wydaje się, że skoczkowie dalej nie wyobrażają sobie kolejnego sezonu spędzonego z tymi samymi trenerami i metodami szkoleniowymi. Do tego momentu czekali na decyzję działaczy odnośnie przyszłości sztabu i kadry, nie oczekując jednak, że zostaną zapytani o zdanie.

I wydaje się, że nikt nie próbował ich do tej pory w pełni zrozumieć. Obrazują to niedawne słowa Thurnbichlera, który w marcu kolejny raz zarzucił skoczkom brak pełnego oddania skokom i wizji własnej pracy, a także zwalanie winy za słabe wyniki na trudy współpracy z trenerem. Austriak nie zmienił swojego zdania od jesieni - mówi o tym samym, co kilka miesięcy temu, a wyraźnie wymaga tego od zawodników. Widać zdecydowany podział pomiędzy tym, o czym mówi Thurnbichler, wypowiadający się w imieniu Jiroutka, a tym, jak do sprawy podchodzą zawodnicy. Oni są zmartwieni także np. problemem przysyłania planów treningowych przez osobę zwolnioną w końcówce zeszłego roku - Marca Noelke - i tym, co się w tej sprawie działo, a w zasadzie nie działo, później. Związek jest gdzieś pośrodku, pomiędzy obiema stronami w tej dyskusji. Rozwiązanie sytuacji, które pomoże skoczkom wrócić na wysoki poziom wymaga kompromisów z obu stron: od zawodników wysłuchania trenerów i innego podejścia, ale jednocześnie zmian w sztabie, bo widać, że w tym składzie to już dalej nie ruszy. I za kontrolę nad tym odpowiedzialny jest już PZN.

Oto nasze spojrzenie na sytuację w kadrze B w ostatnich miesiącach. Przed opublikowaniem tekstu jeszcze raz próbowaliśmy się skontaktować z Davidem Jiroutkiem, żeby mógł podsumować ten czas z własnej perspektywy, ale trener tym razem nie odpowiedział na wiadomość. Być może obiecane rozmowy - innym dziennikarzom Czech także przekazywał, że wypowie się dopiero po analizie sezonu - uda się przeprowadzić, gdy szkoleniowiec oficjalnie usłyszy o decyzji ws. jego przyszłości od Adama Małysza.

Zwolnienie Jiroutka uruchomi efekt domina. Będzie jeszcze więcej zmian

W marcu informowaliśmy, że jednym z kandydatów do zastąpienia Jiroutka ma być Daniel Kwiatkowski, obecny koordynator szkolenia juniorów. Nadal wydaje się to możliwym rozwiązaniem, bo widać, że kadrze B trudno współpracowałoby się z kolejnym zagranicznym szkoleniowcem, który musiałby poznać tutejsze realia. Taki trener zapewne miałby problem z dostosowaniem się do nowej roli, a tu potrzeba kogoś, kto szybko zorientuje się w sytuacji i przejdzie do działania.

Zresztą Kwiatkowski byłby rozwiązaniem przyszłościowym: do kadry B dołącza i będzie dołączać coraz więcej młodych zawodników, z którymi pracował w kadrze juniorów. Taka ciągłość szkolenia wraz z wprowadzeniem kogoś świeżego do szkolenia juniorów w miejsce Kwiatkowskiego wydaje się ciekawym pomysłem.

- W kontekście kadry B nigdy nie będę podchodził do zawodników lekceważąco - przekonywał w długiej rozmowie ze Sport.pl Thomas Thurnbichler. - Bez niej w Austrii Manuel Fettner nie zdobyłby olimpijskiego srebra, a w Niemczech Pius Paschke nie wygrał swojego pierwszego konkursu Pucharu Świata w wieku 32 lat. Nie byłoby dla nich miejsca, skończyliby ze sportem. Ci goście są ważni. Mają potencjał, a Kuba Wolny, Andrzej Stękała czy Maciej Kot już dawali Polsce wiele dobrych rezultatów. Potrzebujemy, żeby pozostali w naszym systemie. Pomogą nam, nadal może się przydarzyć eksplozja ich formy i wróciliby do czołówki, jeśli znaleźlibyśmy odpowiedni kierunek wspólnej pracy - opisywał w lutym Austriak.

Thurnbichler będzie autorem konceptu przyszłości polskich skoków, bo już rok temu zgodził się wziąć na siebie odpowiedzialność za funkcjonowanie kadr, ich kształt i pilnowanie odpowiedniego rozwoju. Zrozumiał jednak, że jej ciężar był zbyt duży i w kolejnych miesiącach - od czerwca, jak mówi w rozmowie z Polsatem Sport Rafał Kot - będzie mu w tym pomagał szef polskich skoków, czyli osoba zatrudniona przez PZN na właśnie utworzone nowe stanowisko. To on ma być wsparciem dla Thurnbichlera i osobą pośredniczącą w kontakcie z zawodnikami i innymi trenerami, ale także podejmująca pewne decyzje, odciążając w tym Austriaka.

PZN chce w tej roli zatrudnić sporą postać ze środowiska. Jeszcze w Planicy wydawało się, że spore szanse ma Alexander Stoeckl, trener Norwegów, który po sezonie przestanie pracować z tamtejszą kadrą. W jego sprawie pojawiają się sprzeczne informacje: choć coraz mniej wskazuje na to, że w jakiejkolwiek roli będzie jeszcze pracował w norweskim związku, to Adam Małysz, który miał negocjować z austriackim trenerem w Planicy, nie mówił wtedy, że szanse na jego przyjście są spore.

- Dwa lata temu przez trzy miesiące rozmawialiśmy o tym, czy nie przyszedłby tu jako trener i długo się zastanawiał. Widziałem, że on nie lubi czegoś takiego jak nagabywanie, czy ciągłe przekonywanie. Powiedzieliśmy sobie, że jak on już będzie widział, że w Norwegii już ma dosyć i będzie chciał tu przyjść, to sam się do nas zgłosi. Że sam się odezwie i powie, że chce pomóc, czy to w roli trenera, czy, jak już wszyscy ogłosili, dyrektora. Widzę, że potrzebuje w tym momencie odpoczynku, bo rozmawialiśmy na skoczni i widziałem, że jest przybity całą tą sytuacją w Norwegii. Ciężkie to jest, gdy środowisko uważa cię za wybitnego szkoleniowca, a nie jesteś akceptowany u siebie. I najgorsze, że on jeszcze tam mieszka, ma tam żonę i dzieci. Mam nadzieję, że kiedyś odezwie się i powie, że chciałby przyjść do Polski. Póki co na ten temat nie rozmawialiśmy - wyjaśnił Małysz.

O opcji przyjścia do Polski Alexandra Pointnera, który odrzucił ofertę PZN w 2022 roku, pisał Michał Białoński z Polsatu Sport. - Nie odzywaliśmy się do niego. Nie wiem, czy byłoby nas stać na Alexa. Mamy pewien budżet i nie możemy połowy pieniędzy wydać na tego koordynatora, to musi być wyważone. Ogłosiliśmy konkurs na dyrektora skoków i zobaczymy, kto się zgłosi - powiedział Adam Małysz. Rafał Kot stwierdził, że w grze o stanowisko dyrektora są "mocne nazwiska", ale chodzi o trenerów, którzy dopiero w czerwcu będą gotowi cokolwiek podpisać.

Można zatem uznać, że zwolnienie trenerów kadry B uruchomi w polskich skokach efekt domina i pojawi się kilka kolejnych zmian - nowy trener w miejsce Czecha, dyrektor dyscypliny w PZN, ale pewnie także nowe postacie w szkoleniu juniorów i takie, które mają wesprzeć kadrę A.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.