Thurnbichler powiedział, co zrobi. "Bądźmy jednak szczerzy"

Jakub Balcerski
- Bądźmy szczerzy: to po prostu nie był dla nas gładki sezon - mówi Sport.pl Thomas Thurnbichler. Austriak podczas finału Pucharu Świata w Planicy zajmie się nie tylko pracą z polskimi skoczkami. Jego kalendarz jest napięty: spotkania z przedstawicielami FIS, z Adamem Małyszem, czy w gronie całej kadry to tylko część jego planów. Czas w Słowenii będzie kluczowy dla przyszłości polskich skoków.

Pierwszy dzień lotów na Letalnicy w Planicy przyniósł znakomity wynik Piotra Żyły. Wiślanin zajął drugie miejsce w kwalifikacjach po locie na 241 m i był bliski zapewnienia polskim skokom drugiej wygranej serii ocenianej w tym sezonie. O 0,6 punktu wyprzedził go jednak Ryoyu Kobayashi. Reszta Polaków spisała się nieźle: 17. był Aleksander Zniszczoł, 25. Kamil Stoch, a 26. Dawid Kubacki. Do piątkowego konkursu nie awansował tylko 43. Maciej Kot.

Po czwartkowej rywalizacji trener Thomas Thurnbichler podzielił się szczegółami rozmowy z Piotrem Żyłą, wytłumaczył, co musi poprawić na mamucie w Planicy Aleksander Zniszczoł i zdradził swój napięty plan w czasie ostatnich zawodów w sezonie. Obejmuje on nie tylko obowiązki trenera skoczków.

Zobacz wideo Anze Lanisek otrzymał od Dudy odznaczenie państwowe. Prezydent pojawił się pod skocznią w Planicy

Jakub Balcerski: Bał się pan o swoich zawodników, wiedząc, jak będzie wyglądał zeskok i że o bezpieczne lądowania będzie wyjątkowo trudno?

Thomas Thurnbichler: Raczej nie. Organizatorzy odwalili tu kawał dobrej roboty, starając się jak najlepiej przygotować obiekt. W Planicy i tak zawsze jest sporo dziur i wybojów, więc to także kwestia tego, żeby zawodnicy pozostawali w pełni skoncentrowani. Są doświadczeni, wiedzą, co robić, więc lądowali tylko nieco bardziej skupieni niż zazwyczaj.

Przypuszczałby pan jeszcze tydzień temu, że Piotr Żyła będzie w stanie odlecieć tu za 240. metr?

- Cóż, wiemy, że potrafi skakać świetnie, a zwłaszcza w Planicy. Kocha tę skocznię. Może nie myślałem o tym konkretnym skoku, ale dla mnie było jasne, że będzie się tylko poprawiał. Mieliśmy dobrą rozmowę po Vikersund i Piotr przygotował takie nastawienie, jakiego potrzebuje. Od pierwszego lotu wyglądało to bardzo dobrze.

Jak blisko było, żeby w ogóle tu nie przyjeżdżał?

- Już dwa dni przed wylotem z Vikersund mówiłem mu, że musi o tym pomyśleć. Bo to ma sens tylko, jeśli jest w pełni zmotywowany i gotowy na sto procent. I to chyba był właściwy krok: powiedzieć mu o tym wcześniej, żeby miał czas to sobie przemyśleć. Później, po ostatnim skoku, był już w zasadzie pewny, że chce pojechać do Planicy. Obiecał, że się odpowiednio zmotywuje.

Widać, że Olkowi Zniszczołowi bardziej pasuje styl latania w Vikersund, tu nie odlatuje tak bardzo, przynajmniej na razie. Ma pan pomysł, co u niego poprawić?

- Zaczął od czwartego miejsca w pierwszym treningu, w drugim był chyba dziesiąty, a skok z kwalifikacji był ewidentnie jego najsłabszym. Widzę, że w pozycji najazdowej ma za wysoko tył i za mocno porusza górną częścią ciała przy odbiciu. To wyhamowuje jego prędkość. Myślę, że może latać bardzo daleko i tutaj. Musimy tylko nieco zaadaptować pewne zmiany w technice.

Dla pana Planica to dość intensywny okres nie tylko ze względu na zawody, ale też burzliwy okres końca sezonu w środowisku. Słyszymy, że ma pan tu wiele spotkań i spraw do załatwienia poza samymi skokami. Zdradzi pan, jakie to konkretnie plany?

- Mamy spotkania z Międzynarodową Federacją Narciarską (FIS) na koniec sezonu, z zawodnikami i trenerami, a następnie jedynie z trenerami. Skorzystam też z okazji i porozmawiam z Adamem Małyszem. Znajdziemy też chwilę na spotkanie całego zespołu na omówienie sezonu całą grupą. Robiliśmy już rozmowy indywidualne, teraz chcę przedstawić skoczkom plan na nowy sezon. Jest też sporo aktywności medialnych, więc to faktycznie trochę wymagające.

Chce pan zdradzić jakieś wnioski, które ma pan już w głowie? Czy podsumowania zostawiamy na koniec weekendu?

- Podsumowywać lepiej będzie, gdy już skończymy cały sezon, albo nawet tydzień później. Ogólnie część z nich już jednak wymieniałem. Mieliśmy problemy z przygotowaniami, nie dobraliśmy idealnie elementów, na których później się skupiliśmy w prowadzeniu zawodników pod kątem formy fizycznej. Potem mieliśmy kłopoty z ich niestabilnym skakaniem, a wtedy bardzo trudno dostosować sprzęt. W trakcie sezonu, gdy zaczynasz kiepsko, robi się efekt zamkniętego koła. Czasem wychodziliśmy poza ten schemat: Olek i Piotrek mieli bardzo dobre momenty, czasem lepiej skakał także Kamil. Bądźmy jednak szczerzy: to po prostu nie był dla nas gładki sezon.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.