Burza w skokach. Pokazali Graneruda i się zaczęło. Trener rywali aż się roześmiał

3 godzin temu
Zdjęcie: Screen Eurosport


Takich widoków, jak "dzióbek" w kombinezonie Halvora Egnera Graneruda na belce podczas konkursu duetów w ramach zawodów Pucharu Świata w Titisee-Neustadt, tej zimy w skokach miało nie być. Norweg tłumaczy, dlaczego jego strój wygląda dziwnie, kontroler sprzętu milczy, a trenerzy rywali śmieją się na widok pokazywanych im zdjęć.
Wyobrażacie sobie, iż po jednym z meczów Ligi Mistrzów, po samym starcie rozgrywek, UEFA przyznaje, iż ma lukę w przepisach VAR i do końca sezonu nie będzie w stanie jej zmienić, a piłkarze mogą zdobywać bramki ze spalonego i nie ponieść za to żadnych konsekwencji? Już po pierwszym meczu wybuchłby skandal na całą Europę, odpowiedzialne za to osoby już nigdy nie pracowałyby przy piłce nożnej na wysokim poziomie, a zasady od razu starano by się zmienić, prawda?


REKLAMA


No. To na Pucharze Świata w skokach narciarskich o podobnej sytuacji wszyscy milczą. Tylko śmieją się, gdy pokazujemy im zdjęcia z dowodami. A Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) właśnie zapowiedziała, iż zmiany w problematycznej kwestii pojawią się najwcześniej wiosną. A teraz nie potrafi choćby przesłać nam obiecanych odpowiedzi.


Zobacz wideo Ujawniamy kulisy kadry skoczków. Tak pracuje jej najważniejszy człowiek


"Zwoje" materiału na belce przez cały czas nie zniknęły. Pokazali Graneruda i się zaczęło
Problem dotyczy wyglądu niektórych kombinezonów na belce startowej, przed skokiem. Informowałem o sprawie już przy okazji konkursów Pucharu Świata w Ruce. Chodzi o "zwoje" materiału, jego nadmiar, na belce pojawiający się w okolicy krocza zawodnika. To obrazek dobrze znany kibicom i ekspertom z poprzednich sezonów rywalizacji, ale ten miał być inny - FIS zapewniał, iż te "dzióbki" znikną. A tymczasem sytuacja wygląda inaczej: u niektórych są jeszcze większe niż w przeszłości, u innych tylko kilka mniejsze. Zapowiedzi FIS - oczywiście, nie pierwszy raz - zostały skompromitowane.


Wtedy najlepiej było to widać na podstawie kombinezonów Niemca Piusa Paschke, który jest liderem Pucharu Świata, czy Norwega Kristoffera Eriksena Sundala. W czasie konkursu duetów w Titisee-Neustadt, dwa weekendy później, w oczy rzucał się strój Halvora Egnera Graneruda. Gdy pokazywano skoczka siedzącego na belce w transmisji telewizyjnej, u niego materiału było chyba najwięcej spośród wszystkich trzech przypadków.


I żeby nie było, iż widzimy to tylko u rywali - takie "niepożądane" elementy pojawiają się w tej chwili u większości stawki, choć w mniejszym stopniu niż w wymienionych wyżej przypadkach. Ale nie jest tajemnicą, iż podobnie zachowuje się np. kombinezon Kamila Stocha czy innych polskich kadrowiczów - u nich materiału jest jednak stosunkowo niewiele. Najwięcej mają go Norwegowie i Niemcy, najwyraźniej wyspecjalizowali się w takim sposobie szycia kombinezonów.


FIS milczy. A Kathol obiecywał odpowiedzi
Nie chodzi o to, żeby teraz uderzać w zawodników i kadry, sugerując im, iż oszukują. Pytania kierujemy jednak do FIS: jak to jest, iż miało być już tak dobrze, a dalej jest tak źle? Dlaczego zapowiadali, iż "dzióbki" znikną, podczas gdy one wciąż z nami są, a choćby rosną?
Odpowiedzi na te pytania szukamy u kontrolera sprzętu FIS na zawodach Pucharu Świata, Christiana Kathola. Austriak już w przypadku artykułu po konkursie w Ruce odpowiadał na wysłane zdjęcia kombinezonów poszczególnych zawodników, ale robił to w bardzo lakoniczny sposób: mówiąc, iż "podejmie odpowiednie kroki". I Polacy dzień później mogli żartować, iż przecież podjął - zdyskwalifikował Jakuba Wolnego.
Tym razem po przesłaniu zdjęć z kombinezonem Graneruda Christian Kathol pojawił się w biurze prasowym i osobiście dał mi znać, iż widział wiadomość, nie miał jeszcze czasu w nią odpowiedzieć, ale to zrobi. Prosiłem go, żeby przesłał ją jeszcze w piątkowy wieczór, kontroler wiedział o szykowanym tekście. Niestety, obiecanych odpowiedzi nie otrzymałem.
Część nowych zasad FIS już nie działa. A "dzióbki" mogą zniknąć dopiero po zmianach wiosną
Zatem FIS w tej konkretnej sprawie milczy, ale byłbym niesprawiedliwy, gdybym uznał, iż Kathol w ogóle nie tłumaczył w ostatnim czasie, co dzieje się ze sprzętem skoczków. W rozmowie z dziennikarką "Przeglądu Sportowego Onet" Natalią Żaczek odniósł się m.in. właśnie do sprawy kombinezonów i "dzióbków". - To przez długość górnej części kombinezonu. Dlatego to nasz kolejny krok. Zmienianie kilku rzeczy w jednym momencie nie jest niczym dobrym, bo później trudno zgrać to z aerodynamiką, skokami. A na pewno chcemy uniknąć robienia czegoś przeciwko bezpieczeństwu albo samej dyscyplinie - wskazał Kathol.


A wcześniej o kwestii długości górnej części strojów mówił jeszcze: "Wciąż pozostaje jedna kwestia, którą zajmiemy się wiosną. Chodzi o długość górnej części kombinezonu. Chcę stworzyć podstawowy pomiar, który pozwoli w tym aspekcie zmierzyć kombinezon na stole. W ten sposób dotrzemy do kierunku, w którym cały czas zmierzamy".
Zmiana krojów, która sprawiła, iż kombinezon mierzony jest na stole z nogawkami położonymi równolegle do siebie bez rozkroku, przyszła jesienią tego roku, już po zawodach Letniego Grand Prix. Nie było jak sprawdzić, co przyniesie, ale Christian Kathol był przekonany, iż po jej dokonaniu znikną wspomniane "dzióbki". Tymczasem sam kontroler jest już świadomy, iż to się nie udało. - To było jeszcze zanim zobaczyłem pierwsze skoki tej zimy, więc do końca nie wiedziałem, czego się spodziewać. Trzeba podkreślić, iż ta różnica pomiędzy tym a ostatnim sezonem jest naprawdę duża. W tamtym roku, gdy skoczkowie siadali na belce, widzieliśmy ogrom materiału - ocenił teraz Kathol dla "Przeglądu Sportowego Onet".
Nie wiemy, na jakie kombinezony patrzył Kathol, ale my mamy zdjęcia, na których dużych różnic nie widać. Załóżmy jednak, iż w niektórych przypadkach one są większe, a w innych mniejsze. Znacznie bardziej interesują nas jednak dwie inne wypowiedzi Austriaka. Po pierwsze, ta, w której twierdzi, iż "jest zadowolony" ze zmiany krojów - skoro jest zadowolony to dlaczego już mówi o potrzebie jej dopracowywania? A po drugie ta, w której wspomina, iż zmiany dotyczące mierzenia długości górnej części kombinezonów będzie chciał wprowadzić wiosną.
To oznacza, iż mamy czwarty weekend sezonu, a część zasad, w tym nowo wprowadzonych, już jest do wyrzucenia lub wprowadzenia znacznych poprawek. Co więcej, nie wiadomo, czy i te zmiany coś dadzą, bo nikt nie opiera ich na twardych danych i badaniach, tylko przekonaniu konkretnych osób i testowaniu wszystkiego na żywym organizmie - patrzeniu, jak wszystko wygląda dopiero podczas zawodów. I FIS przez cały czas uważa, iż skoki narciarskie to poważny sport.


Granerud się tłumaczy. "Nikt nie szyłby spodni tak, jak my szyjemy stroje"
Kathol nie udzielił nam komentarza na temat wysłanych zdjęć kombinezonów, ale gdy pokazaliśmy je Halvorowi Egnerowi Granerudowi, skoczek od razu przystanął i zgodził się wyjaśnić, jak to wygląda z jego perspektywy.
- To działa tak, jakbym usiadł w spodniach i pochylił się do tyłu. Masz wtedy dużo materiału, ale w przypadku kombinezonu zmniejsza się też dystans pomiędzy kolanami a twoją klatką piersiową. Cóż, to, jak musimy tworzyć nasze kombinezony, nigdy nie sprawi, iż one będą wyglądały dobrze na belce. Nikt nie szyłby spodni tak, jak my szyjemy stroje, w których skaczemy, bo po prostu wyglądałyby głupio - wyjaśnił skoczek.
Trener Austriaków tylko się roześmiał. A Thurnbichler wymownie uśmiechnął
Spokojnie na sprawę Graneruda reaguje trener Polaków Thomas Thurnbichler. Choć na widok samego zdjęcia wymownie się uśmiecha. - Nie skupiam się na tym. Myślę, iż powinieneś porozmawiać z kontrolerem sprzętu. My myślimy tylko o swoim sprzęcie i uważam, iż dobrze go dostosowaliśmy. Jest konkurencyjny. A te zdjęcia na belce? Jest jak jest - mówi nam szkoleniowiec.
Ale na wieży trenerskiej nie wszyscy podchodzą do tego tematu tak luźno. Andreas Widhoelzl na widok stroju Graneruda na belce się po prostu roześmiał. - Wiesz co? Moja reakcja się nie liczy, ważne, żeby powiedział coś ten, kto sprawdza kombinezony - odpowiada nam trener Austriaków. - Pokaż mu to zdjęcie. Ja nie chcę go komentować, bo to zwyczajnie nie ma sensu - dodaje.


- Oceniam tylko to, co dzieje się w naszym przypadku. Uważam, iż nowe przepisy to pewien progres w stosunku do tego, co było rok temu. Christian Kathol przeprowadza ścisłe kontrole w przypadku czipowania i kabiny na skoczni. Jest rygorystyczny pod względem tych punktów, które chce zmierzyć i zobaczyć. Także w przypadku obwodu kombinezonu wokół bioder - uważa Thomas Thurnbichler.


Na pogłębione tłumaczenia Kathola dalej będę czekał i chętnie przekażę je w kolejnych tekstach, jeżeli tylko kontroler sprzętu będzie miał ochotę się nimi w końcu podzielić. Na razie na pewno będzie bardzo zajęty przez dwa kolejne dni. W sobotę i niedzielę w Titisee-Neustadt zaplanowano kwalifikacje - o 14 - i konkurs indywidualny - o 16. Relacje na żywo na Sport.pl, a transmisje w Eurosporcie, TVN i na platformie Max.
Idź do oryginalnego materiału